6 sie 2018

Od Jacoba CD. Laurene

Rankiem przywróciłem się do stanu człowieka, zadzwoniłem do Ashley, aby przypadkiem o mnie nie zapomniała, a następnie udałem się w umówione z fotografem miejsce na sesję zdjęciową, reklamującą garnitury marki jakiejśtam. Nie mam głowy, żeby zapamiętać tę nazwę.
Pojechałem tam tylko, aby zabić trochę czasu. Rzadko kiedy przyjmuję oferty, gdyż ta praca zwyczajnie się mi się znudziła i nie sprawiała takiej radości jak kiedyś. Poza tym, bieganina na wybiegach i ciągłe patrzenie tylko i wyłącznie na wygląd zewnętrzny jest najzwyczajniej w świecie próżne i żałosne.
Teraz można bardziej określić mnie mianem "bezrobotny z majątkiem na koncie", niż "model". 
Mam chociaż taki łut szczęścia, że nie podpisałem żadnego obciążającego mnie na kilka lat kontraktu, a dodatkowo to, czy zechcę udać się na sesję, zależy tylko od mojego kaprysu.
O dziwo, pierwszy raz od kilku lat postanowiłem udać się na plan zdjęciowy. Ta jedna z tysięcy ofert okazała się być tą wyjątkową. [Pierwszą i ostatnią]
Niech nikt sobie nie myśli, że zamierzam powrócić do zawodu. Żyje mi się dobrze bez ciągłego nieładu, nie zamierzam tego zmieniać.
***
— Idealnie! - krzyczał fotograf, pstrykając kolejne zdjęcia mojej osoby, w obrzydliwie drogim garniturze.
Po półgodzinnym wybrzydzaniu, wreszcie się udało. — Dziękuję za współpracę. — odparł i uścisnął mi rękę.
— Nie ma sprawy.
To ja dziękuję za krocie wędrujące właśnie na moje konto bankowe.
Wsiadłem do samochodu i po drodze postanowiłem zrobić drobne zakupy. Nabrałem cały wózek jedzenia i mozolnie czekałem, aż kasjerka wszystko skasuje i wreszcie będę mógł wrócić do domu.
— 410 avarów.
Zaszalałem.
Wsadziłem dłoń do prawej kieszeni spodni. Zawsze trzymałem tam portfel. Zaraz, zaraz.
Otworzyłem szeroko oczy i ze zdenerwowaniem szukałem zguby.
Nie ma, nigdzie.
Kasjerka zaczęła nerwowo stukać palcami, a kolejka klientów mierzyła mnie zirytowanym wzrokiem.
— Zapomniałem portfela. — burknąłem ze zdenerwowaniem i wróciłem do samochodu.
Przeszukałem wszystkie skrytki i półeczki. Nic a nic.
— Gdzie on może być? — uderzyłem pięścią w kierownicę.
Pojechałem do rezydencji, pogłaskałem psa i usiadłem na sofie, przypominając sobie wczorajszy dzień. Może akurat coś zaświta w mojej roztrzepanej głowie.
Cały poprzedni dzień spędziłem na rozmyślaniu i rozdrapywaniu starych ran, a później... Ta dziewczyna!
Wsiadłem do mojego w opór luksusowego auta i pojechałem w stronę tej starej speluny, w której spędziłem wczorajszą noc, żałośnie się upijając.
***
Spotkałem tę samą kobietę, która dosiadła się do mnie i podejrzliwie zagadywała.
Trzasnąłem drzwiami, a część spojrzeń skierowała się w moją stronę.
— Skarbie, chyba pora oddać moją własność. Bierz pieniądze, ale portfel i karty oddaj. — zmarszczyłem brwi i spojrzałem jej w oczy. Zaraz, co? Wydała mi się dziwnie znajoma. Bardzo znajoma! — Laurene? — stanąłem jak wryty i przyglądałem się idącej w moją stronę dziewczynie.

Lau?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz