Laurene całkowicie mnie ignorowała, co gorsza, miałem wrażenie, że nawet nie chce ze mną rozmawiać. Wydawało mi się, że nie mamy powodu do nienawiści, czy wzajemnego unikania. Mimo że byliśmy parą w gimnazjum, nie rozstaliśmy się w kłótni. Skoro to nie było powodem takiego traktowania, to najwidoczniej Lau się zmieniła. Bardzo.
— Może jednak porozmawiamy? — szedłem za nią, bezskutecznie próbując coś wskórać, jednocześnie pisząc na jakimś urywku kartki swój numer.— Nie mam ochoty. — wsiadła na motor, a ja szybko zdążyłem wrzucić świstek do jej kieszeni, zanim odpaliła pojazd i odjechała.
Zaakceptowałem jej decyzję. Każdy może mieć lepszy lub gorszy dzień, więc postanowiłem, że nie będę drążył tematu. Chciałbym odbudować naszą relację do poziomu przyjaźni, a nachalność na pewno by temu nie sprzyjała.
***
Następnego dnia powitał mnie ból głowy. Najwidoczniej wypiłem o kilka kieliszków za dużo i teraz poniosę tego konsekwencje. Wstałem, mrużąc oczy i powolnym krokiem ruszyłem w stronę szafy.
Dzień leciał monotonnie jak zwykle. Ze znudzeniem wykonywałem każde kolejne, rutynowe czynności. Śniadanie, ubieranie się, higiena, karmienie psa.
Westchnąłem cicho i wyszedłem na zewnątrz. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo upalny, bez żadnego wiatru, co czyniło powietrze ciężkim i dusznym.
— Grey! — krzyknąłem i zawołałem zwierzę do domu. Nie chcę, żeby coś mu się stało od tego gorąca, jeszcze mi wykituje i co ja wtedy zrobię?
Z każdą minutą siedzenia w domu, [jedzenia tabletek przeciwbólowych] i chowania się przed upiornym upałem, czułem się coraz bardziej przybity. Tak zupełnie bez powodu. Po chwili namysłu, stwierdziłem, że spędzę ten dzień na siłowni, wyżywając się na tamtejszych urządzeniach, aby chociaż na chwilę przestać myśleć, analizować i wracać do przeszłości.
—Dasz radę Jacob, dawaj! — krzyczało dwóch, łysych "karków", z którymi miałem okazję kilka razy dzisiaj rozmawiać.
Ci dwaj tylko wyglądają groźnie, ale szczerze powiedziawszy sądzę, że nie skrzywdziliby nawet muchy, nachalnie latającej obok ucha.
Udało mi się. Przez chwilę miałem moment kryzysu, jednak wytrwałem i kilka razy podniosłem oraz spuściłem sztangę.
Wstałem, westchnąłem głośno i udałem się w kierunku kolejnych urządzeń, na których chciałem wyładować wszystkie swoje emocje.
Dzień leciał monotonnie jak zwykle. Ze znudzeniem wykonywałem każde kolejne, rutynowe czynności. Śniadanie, ubieranie się, higiena, karmienie psa.
Westchnąłem cicho i wyszedłem na zewnątrz. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo upalny, bez żadnego wiatru, co czyniło powietrze ciężkim i dusznym.
— Grey! — krzyknąłem i zawołałem zwierzę do domu. Nie chcę, żeby coś mu się stało od tego gorąca, jeszcze mi wykituje i co ja wtedy zrobię?
Z każdą minutą siedzenia w domu, [jedzenia tabletek przeciwbólowych] i chowania się przed upiornym upałem, czułem się coraz bardziej przybity. Tak zupełnie bez powodu. Po chwili namysłu, stwierdziłem, że spędzę ten dzień na siłowni, wyżywając się na tamtejszych urządzeniach, aby chociaż na chwilę przestać myśleć, analizować i wracać do przeszłości.
***
Właśnie unosiłem nad swoją głową dosyć ciężką sztangę, przez którą moje ręce zaczęły drżeć i powoli odmawiać posłuszeństwa.—Dasz radę Jacob, dawaj! — krzyczało dwóch, łysych "karków", z którymi miałem okazję kilka razy dzisiaj rozmawiać.
Ci dwaj tylko wyglądają groźnie, ale szczerze powiedziawszy sądzę, że nie skrzywdziliby nawet muchy, nachalnie latającej obok ucha.
Udało mi się. Przez chwilę miałem moment kryzysu, jednak wytrwałem i kilka razy podniosłem oraz spuściłem sztangę.
Wstałem, westchnąłem głośno i udałem się w kierunku kolejnych urządzeń, na których chciałem wyładować wszystkie swoje emocje.
***
Wieczorem - wykończony, wróciłem do domu i opadłem bezwładnie na sofę, po czym włączyłem telewizor i ponownie "delektowałem się", jakże udanymi filmami wysokiej klasy do momentu, w którym przerwał mi dzwonek telefonu.
Lau?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz