18 sie 2018

Od Jonathana do Kendall

     Zwlokłem się z łóżka, cały rozespany, dziękując Bogu za to, że dziś jest dzień, gdy akurat nie muszę się nigdzie śpieszyć. Umyłem zęby, podziwiając w lustrze swój imponujący kaloryfer, zjadłem dwa kawałki odgrzewanej pizzy i zapiłem colą, czyli śniadanie marzeń, szkoda tylko że psują się po nim zęby, po czym przebrałem w jakieś luźne ciuchy i wyszedłem z domu, uprzednio karmiąc swój mały zwierzyniec i obiecując, że wrócę szybko. Ten dzień miałem zamiar spędzić na aktywnym wypoczynku, bo przez ostatni tydzień dzień w dzień miałem robione zdjęcia do nowego katalogu modowego i ten brak wytchnienia dawał mi się w znaki aż nadto. Moja współpraca z firmą „Clothes you'll love” rozwijała się prężnie, a wszystko szło w coraz lepszym kierunku, z czego mogłem być prawdziwie dumny. Wiedziałem, że przekonam ich do siebie na tyle, że cały katalog wypełniony będzie moją śliczną buźką. Nie mogłem jednak spoczywać na laurach, dlatego zostałem umówiony przez moją agentkę, śliczną Elizabeth, na jutro, na sesję w jednej z lokalnej firm. Z tego, co mi powiedziała, zdjęcia miała wykonać początkująca, aczkolwiek obiecująca fotografka. Dostałem do ręki kilka jej prac z jakichś dawnych sesji i musiałem przyznać, że dobrze wiedziała, co robi, chociaż nie szczędziłem kilku przytyków. Współpraca z nią mogła okazać się całkiem... ciekawa. W końcu ma robić zdjęcia mnie, a każdy wie, jak wspaniały, cudowny i fotogeniczny jestem. Sama też zdąży poznać mój urok i wdzięk. Dam głowę, że będzie mną zachwycona. Ponownie, jak każdy. Z tego co słyszałem, jest ode mnie dwa lata młodsza. Nareszcie jakaś odmiana, zazwyczaj zajmowali się mną ludzie grubo po trzydziestce, a tu proszę. Nie wiedziałem, jak wygląda ta dziewczyna, ale dostałem nazwisko. Collins. Kendall Tatum Collins. Uznałem, że wieczorem sprawdzę, kimże ona jest. Teraz nie mogłem zaprzątać sobie tym głowy. Wolny dzień. Skupmy się na tym.
     Zostawiwszy swoje ukochane auto w spokoju, zdecydowałem się na pójście gdzieś z przysłowiowego buta. Dajmy innym napatrzyć się na moje idealne ciało. Były już godziny szczytu, więc wmieszałem się w tłum osób i podążyłem w pierwszym lepszym kierunku. Moje własne kroki przywiodły mnie pod wielki budynek ochrzczony nazwą Muzeum Sztuki Abstrakcyjnej. Uznając, że czemu nie, wszedłem do środka. Było tam niewiele osób. Nie każdy lubił oglądać dziwne obrazy w południe w upalny dzień, w dodatku w niedzielę.
     Moją uwagę przykuła dziewczyna z aparatem w ręku. Fotografowała właśnie obraz, który przedstawiał... nie byłem pewien co, ja widziałem tylko zbitkę przeróżnych kolorów, więcej, niż byłbym w stanie nazwać. Uśmiechnąłem się ironicznie i podszedłem do laski. Nachyliwszy się nad jej karkiem, szepnąłem z lekka kpiącym głosem:
     — Nie jestem pewien, czy to legalne.
     Zaskoczyłem ją. Drgnęła i odwróciła się w moją stronę, pospiesznie chowając urządzenie do torby, którą miała przerzuconą przez ramię.
     — No przecież nie podkabluję — dorzuciłem.
     — Skąd mogę mieć pewność?
     — Nie możesz — przyznałem. — A więc lubisz cykać fotki? — Z prawdziwym zainteresowaniem kiwnąłem głową w stronę jej torby.
     — Nie zaczyna się zdania od „a więc” — pouczyła mnie przemądrzałym tonem. — I tak, można tak powiedzieć. Takie moje... małe hobby.
     — W takim razie nieźle do siebie pasujemy, bo ja lubię być fotografowany. — Posłałem jej uśmieszek. Uniosła brwi.
     — Tak po prostu, czy ma to związek z jakąś twoją pracą?
     Nie kojarzyła mnie jako tego bogatego, przystojnego lalusia z okładek, nie wiem jakim cudem, ale byłem ciekawy, jak to się rozwinie, więc grałem głupa.
     — Ot tak. Przyznam, byłbym chętny na jakąś sesję. — Poruszyłem sugestywnie brwiami. Zaśmiała się, prawdopodobnie szczerze.
     — I że ja mam cię niby sfotografować?
     Miło było porozmawiać z kimś, kto nie wie, że jesteś w pewnym sensie sławny. To nie tak, że nie lubiłem być rozpoznawalny, ale traktowanie mnie jak normalnego chłopaka było miłą odmianą. Nie, żebym był taki normalny. Byłem cudowny, przystojny i wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju.
     — Jeśli lubisz cykać akty.
     Uderzyła mnie w ramię, ale w przyjaznym tonie. Ponownie zaczęła się śmiać.
     — Dupek z ciebie.
     — Nie ty pierwsza mi to mówisz.
     Wtem podszedł do nas ochroniarz, upominając za nasze zbyt głośne zachowanie. Coś tam przytakiwałem, nawet nie udając, że interesuje mnie to, co do mnie mówił. Dziewczyna obok z kolei zaczęła go przepraszać, ale skończyło się tak, że wywalił nas za drzwi i skończyliśmy stojąc na bruku.
     — Wow. Po raz pierwszy wyrzucili mnie z muzeum — skomentowałem aż nader emocjonalnie (wyczujcie ten sarkazm dzieciaki). Prychnęła.
     — Cóż. Ja i tak muszę się zbierać i przygotować do sesji. Jutro mam sfotografować jakiegoś zbyt pewnego siebie dupka z wybujałym ego. Wcale nie jest podobny do pewnej osoby, nieprawdaż? — zironizowała. — Do zobaczenia nigdy.
     — Do niezobaczenia — odparłem z niejakim uśmieszkiem na twarzy i pokręciłem głową. To było interesujące. 
     Następnego dnia stawiłem się w ustalonym miejscu idealnie w punkt. Miałem pewną obsuwę przez mój zwierzyniec, ale zdołałem doprowadzić się do ładu i składu i dotrzeć na miejsce, gdzie mieli robić mi zdjęcia. Przywitałem się życzliwie lecz chłodno z właścicielem salonu, niejakim Cliffordem.
     — Zdjęcia zrobi panu Kendall Collins, powinna gdzieś tu... O, tam. — Wskazał dłonią stojącą w pewnym oddaleniu od nas dziewczynę, zajętą rozkładaniem jakichś gratów. Wysoka, zgrabna, ładna, i... Już ją znałem.
     Interesujące, doprawdy.
     Wyminąłem mężczyznę i zaszedłem dziewczynę od tyłu, zupełnie jak za pierwszym razem, gdy się do niej odezwałem.
     — Sfotografować jakiegoś zbyt pewnego siebie dupka z wybujałym ego, mówisz? — rzekłem z całą dozą złośliwości, na jaką tylko było mnie stać.

Kendall?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz