- Zostawię was na chwilę. Lucia,
przynieść ci coś? – Dziewczyna tylko pokręciła głową, już miałem zamiar wyjść z
pokoju, jednak wpadłem na Eliota. – Eliot? Co ty tu robisz?
- Muszę przesłuchać Altheę
Santos i jej siostrę… - Starał się mnie wyminąć, ale złapałem go za ramię,
gwałtownie go zatrzymując, mężczyzna spojrzał na mnie mrożąc oczy. – Billy Joe
Moliere, proszę o nie utrudnianie śledztwa.
- Nie będzie żadnych przesłuchań
jasne? Al dopiero się obudziła, a jej siostra nic nie wie. Nie widziała ich.
Moi ludzie mieli na nią oko przez całą nieobecność jej siostry.
- Ale Billy, to moja praca i…
- Nie obchodzi mnie twoja praca.
W tej chwili, obie potrzebują odpoczynku. I jeśli dowiem się, że cokolwiek od
nich chcesz, mogę ci przysiąc, że nie staniesz na nogi przez długo czas –
Zacisnąłem palce na jego kurtce.
- To groźba Moliere – Eliot był
już nieźle wkurwiony – Mogę pociągnąć cię do odpowiedzialności i…
- I gówno osiągniesz, bo mam
więcej kasy niż cały twój posterunek.
Eliot spojrzał na dziewczyny, po
czym strącił moją dłoń i wyszedł z pokoju. Przez chwilę jeszcze obserwowałem
jak odchodzi, po czym sam wyszedłem. Przy drzwiach stało dwóch ochroniarzy,
obaj mieli za zadanie pilnować Althei i Luci. Wyszedłem z szpitala. Musiałem
ochłonąć po spotkaniu z policjantem.
Byłem zmęczony, cholernie
zmęczony. Z resztą, tak samo jak Lucia. Oboje siedzieliśmy tu już od kilku
godzin. Usiadłem na jednej z ławek przed szpitalem, kiedy tylko się tam
pokazałem, kilku ludzi podeszło do mnie prosząc o autograf i zdjęcie, mieli
gdzieś to, że uprzejmie im odmawiałem i siadali obok mnie, dziewczyny
obejmowały mnie za szyję a ich towarzysze robili zdjęcia. Musiałem wyglądać jak
zombie.
Po dwudziestu minutach wróciłem
do pokoju, Luci nie było. Byłem prawie pewny, że pielęgniarka zabrała ją na
obiad. Wchodząc do pokoju, zobaczyłem, że Al spała. Uśmiechnąłem się, po czym
usiadłem na fotelu stojącym przy ścianie. Nawet nie zauważyłem, kiedy zmorzył
mnie sen i zasnąłem.
Obudził mnie szloch, otworzyłem
oczy. Na drugim fotelu spała Lucia, jednak szloch dobiegał od łóżka. Wstałem,
zauważając, że ktoś nakrył mnie kocem. Widząc to, że Lucia mimo przykrycia
dalej się delikatnie trzęsie, okryłem ją drugim kocem, a sam podszedłem do
łóżka. Usiadłem na krześle, Althea leżała na boku, a szloch wstrząsał jej
ciałem. Dotknąłem delikatnie jej ramienia, a dziewczyna szybko się odkręciła i
poderwała do pozycji siedzącej.
- Spokojnie Al, to tylko zły
sen. Już dobrze – Powiedziałem, nie musiała mi mówić czemu płakała. Byłem
pewny, że dręczyły ją koszmary. Dziewczyna przytuliła się do mnie, nie
przestając szlochać. Trzymałem ją w uścisku jakiś czas. Kiedy nieco się
uspokoiła, i ponownie ułożyła się do snu, przykryłem ją dokładniej. – Śpij spokojnie,
będę tu cały czas.
- Billy… dziękuję. Za wszystko.
Uratowałeś mnie, zapewniłeś Luci bezpieczeństwo… Ja… - Pokręciłem delikatnie
głową, przerywając dziewczynie.
- To nic takiego, idź spać. Rano
pogadasz z Lucią, ja za to porozmawiam z lekarzem. Może niedługo będziesz mogła
wyjść do domu. – Dziewczyna zamknęła oczy, obdarowując mnie delikatnym
uśmiechem. Przez resztę nocy siedziałem przy jej łóżku, nie zasypiając ani na
chwilę.
***
Przez kolejne dwa dni, Lucia
spędzała każdą wolną chwilę w szpitalu, ja nawet nie wracałem do domu. Spałem
na fotelu w pokoju Al. Dziewczyna nie raz próbowała mnie namówić, abym wrócił
do mieszkania i wyspał się w swoim łóżku. Za każdym razem odmawiałem,
zapewniając ją, że jest dobrze. Siedziałem właśnie przy łóżku Al, rozmawiając z
nią o tym co robiłem podczas jej nieobecności, kiedy do pokoju wszedł lekarz.
- Pani Santos, Panie Moliere –
lekarz uśmiechnął się lekko, znałem go. Zajmował się mną po moim wypadku. – Mam dobre wieści, stan pani Althei jest
doskonały. Może wrócić do domu. – Kiedy jednak spojrzał na mnie, uśmiech
zniknął mu z twarzy – Panie Moliere, dotarła do mnie informacja, że od miesiąca
nie chodzi pan na spotkania z psychologiem. Naprawdę mnie to niepokoi, a mam
wyniki tych spotkań. Nie powinien pan z nich rezygnować.
- Wiem , naprawdę wiem. Ale,
miałem dużo na głowie. Poza tym, nie wydaje mi się, aby był mi potrzebny
psycholog i… - Przerwałem widząc minę lekarza. Westchnąłem – Na następnym się
pojawię. Obiecuję.
Lekarzy tylko skinął głową, po
czym jeszcze powiedział że ja pół godziny przygotuje wypis z szpitala, po czym wyszedł
z Sali. Nie patrzyłem na Al, nie chciałem aby wiedziała, że nie chodzę już
jakiś czas na spotkania. Przez kolejne pół godziny, unikałem tego tematu a
kiedy Al dostała wypis, poprosiłem aby poszły za mną. Dziewczyny wsiadły do
mojego auta, a ja pojechałem do swojego mieszkania. Althea szybko zrozumiała
gdzie jadę.
- Billy, czemu jedziesz do
siebie? – Była zaskoczona, nie rozumiała mojego zachowania. Lucia siedziała
cicho z tyłu, czułem na sobie jej wzrok.
- Nie mogę pozwolić, abyście
spały u siebie. Było włamanie do waszego mieszkania, wolę być pewny, że nic się
wam nie stanie, a nie ma do tego lepszego miejsca niż moje własne mieszkanie. U
mnie, będziecie bezpieczne.
Althea?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz