Przy kasie wyjęłam portfel, jednakże tutaj uprzedził mnie Noah. Wysunął potrzebne pieniądze, które później wylądowały na ladzie. Moje szczęście sprzyjało cenie, okazało się, że przy zakupach powyżej dwustu avarów jest zniżka w wysokości dwudziestu procent. Zapłaciliśmy więc sto sześćdziesiąt. W ramach tak pięknego oszczędzania pieniędzy, zaprosiłam chłopaka do następnego sklepu, tym razem obuwniczego.
— Poszukiwania idealnych szpilek uważam za rozpoczęte — wyszeptałam do niego, na co westchnął ociężale. — Przysięgam, to przedostatni sklep — zachichotałam, podając mu czarną torebkę z najnowszym nabytkiem.
Myszkowałam między półkami, wzrokiem poszukując czarnej pary wysokich, zamszowych szpilek, które idealnie będą współgrać z sukienką oraz jej ciemną wstążką. W mojej głowie miały wysoki, cienki obcas, a także wiązania sięgające ponad kostki. Podobnych było mnóstwo, jednakże często miały jakiś uwierający mankament bądź nie było rozmiaru trzydzieści siedem. Uparcie przymierzałam trzydzieści osiem i trzydzieści sześć, z nadzieją, że okażą się dobre. Po trzeciej nieudanej parze chciałam się poddać, kiedy na ramię wskoczył mi ten irytujący duszek mówiący “do świąt zostało kilka dni! Nie możesz się poddać!”. Choć do owej wigilii zostało dziewiętnaście dni, czyli nie takie kilka, czułam, że ma rację. Kto wie, kiedy następnym razem przyjadę tutaj i będę miała tyle czasu, co dziś. Dlatego musiałam wykorzystać go maksymalnie. Krążyłam jeszcze szybciej, dokładnie oglądając każdą wystawioną sztukę. Eliminowałam po kolei nieładne okazy, biorąc do ręki pudełka z ładniejszymi sztukami. Totalnie zapomniałam o istnieniu Noah, który zapewne umierał z nudów na korytarzu. Przykro mi bardzo, ale co ja poradzę, jeśli chcę pięknie wyglądać. Ach, właśnie! Chcę pięknie wyglądać dla niego. Dlatego musi wydać na mnie dużo pieniędzy. Moje rozmyślania przerwał głos kobiety pracującej w tym sklepie, która zapytała, czy nie pomóc w czymś. Pokręciłam stanowczo głową i wróciłam do przeglądania. Wzrok przykuły te stojące najniżej, prezentowały się tak, jak sobie wyobrażałam. Idealny rozmiar. Podekscytowana porwałam pudełko i przysiadłam na czarnej jak smoła pufie. Pasowały, wyglądały świetnie, co przyznała mi ta sama pracownica, która zaczepiła mnie przed chwilą. Cena była podobna do ceny sukienki, co nie było dla mnie zbytnim zaskoczeniem. Podeszłam do kasy i zapłaciłam. Wyszłam ze sklepu. Czekał tam na mnie Noah, zapakowany w torby, z uśmiechem na ustach, który mówił “szkoda, że tak szybko ci zeszło, wiesz?”. Poklepałam go po ramieniu i zaproponowałam powrót do domu, ku jego uciesze.
Santa, baby, please be fast
Joy to the world and all that jazz
It's a wonderful vibe to be happy with the people you love
NOAH?
Odpis po jednym dniu jest dziwny, sama nie pisałam żadnego porządniejszego Loah dawno. To jakieś zaskakujące nie jest, ale lubię pisać o dylematach Louise. Mam ochotę na świąteczne Loah, a nie mikołajkowe, a więc działaj, skarbie, działaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz