— Głaszcz do woli.
Trzy słowa, a tak dużo radości mogą sprawić. Chyba wyglądałam
jak najszczęśliwsza osoba na świecie, gdy kucnęłam i zatopiłam
palce w futrze psiaka, który wyglądał na bardzo rad i
entuzjastycznie oparł się na mnie całym swoim ciężarem. Nie
narzekałam, byłam zbyt zachwycona, żeby narzekać na ten mały
dyskomfort. Miziałam zwierzaka, mamrocząc rzeczy, które przeważnie
starsze panie mówiły tymi śmiesznymi głosami do niemowlaków w
wózkach. Przeważnie kiedy byłam w otoczeniu psów i mogłam je
jeszcze głaskać do woli, to nie kontaktowałam, więc dopiero po
którymś z kolei wypowiedzianym przeze mnie „Jesteś pięknym
pieskiem, najpiękniejszym, tak. Najbardziej ślicznym pieskiem na
świecie.” oraz szczeknięciem zwierzaka dotarło do mnie pytanie
właścicielki. Mrugnęłam, odchrząknęłam, nieco różowiejąc i
spojrzałam na blondynkę z uśmiechem.
— Szukam… — Zmarszczyłam brwi. Czego ja właściwie chciałam?
A, tak. Kwiatki, mama, ładna roślinka się przyda. — Jakiegoś
ładnego bukieciku do jadalni albo może być roślinka w doniczce.
Nie znam się, ale nie chcę, żeby mama ściągnęła mi pół
czyjegoś ogrodu do mieszkania, gdy przyjedzie. Ma pani jakieś
propozycje? — spytałam z nutką nadziei w głosie, nie wstając z
klęczek, po części dlatego że nie mogłam, ale też nie chciałam
przestać miziać nowopoznanego, zwierzęcego kompana. No, nie moja
wina, że miał takie śliczne ślepia i po prostu był przekochany,
nawet jeśli przejechał mi po policzku jęzorem, zostawiając ślinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz