30 gru 2018

Od Tim do Wandy


— Głaszcz do woli.
Trzy słowa, a tak dużo radości mogą sprawić. Chyba wyglądałam jak najszczęśliwsza osoba na świecie, gdy kucnęłam i zatopiłam palce w futrze psiaka, który wyglądał na bardzo rad i entuzjastycznie oparł się na mnie całym swoim ciężarem. Nie narzekałam, byłam zbyt zachwycona, żeby narzekać na ten mały dyskomfort. Miziałam zwierzaka, mamrocząc rzeczy, które przeważnie starsze panie mówiły tymi śmiesznymi głosami do niemowlaków w wózkach. Przeważnie kiedy byłam w otoczeniu psów i mogłam je jeszcze głaskać do woli, to nie kontaktowałam, więc dopiero po którymś z kolei wypowiedzianym przeze mnie „Jesteś pięknym pieskiem, najpiękniejszym, tak. Najbardziej ślicznym pieskiem na świecie.” oraz szczeknięciem zwierzaka dotarło do mnie pytanie właścicielki. Mrugnęłam, odchrząknęłam, nieco różowiejąc i spojrzałam na blondynkę z uśmiechem.
— Szukam… — Zmarszczyłam brwi. Czego ja właściwie chciałam? A, tak. Kwiatki, mama, ładna roślinka się przyda. — Jakiegoś ładnego bukieciku do jadalni albo może być roślinka w doniczce. Nie znam się, ale nie chcę, żeby mama ściągnęła mi pół czyjegoś ogrodu do mieszkania, gdy przyjedzie. Ma pani jakieś propozycje? — spytałam z nutką nadziei w głosie, nie wstając z klęczek, po części dlatego że nie mogłam, ale też nie chciałam przestać miziać nowopoznanego, zwierzęcego kompana. No, nie moja wina, że miał takie śliczne ślepia i po prostu był przekochany, nawet jeśli przejechał mi po policzku jęzorem, zostawiając ślinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz