30 gru 2018

Od Felix'a CD Althei

Odetchnąłem, w końcu zamykając kartotekę i zasuwając worek z kośćmi ofiary. Kolejne dochodzenie dobiegło końca, tym razem z sukcesem. I to w moim przypadku podwójnym. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie, jak udowodniłem Markowi swoją rację. I przy okazji uwalniając Altheę od zarzutów.
Powolnym, nieco zmęczonym już krokiem od ciągłego stania przy stole sekcyjnym, poszedłem odłożyć teczkę na jej należyte miejsce, myśląc przy okazji, jak mógłbym się w końcu rozluźnić po tej sprawie. Z tymi myślami, szedłem przez oszklony korytarz, dzięki któremu można było zaobserwować, co dzieje się w ogrodach za instytutem. W tym momencie stanąłem, niczym rażony gromem, szczerząc się przy tym prawdopodobnie wręcz jak psychopata. 
Za oknem była już gruba warstwa puchu, która spowiła całe podłoże. Od razu wpadłem na pomysł, jak będę mógł wypocząć.
- Co tak stoisz? - skrzywiła się Cam, przechodząc obok. - Lepiej...
Nie skończyła, ewidentnie zaskoczona, że wepchnąłem jej teczkę w ręce.
- Biorę wolne na święta - wyszczerzyłem się tylko i pobiegłem do wyjścia, zahaczając jeszcze o swoje biuro, by wziąć potrzebne rzeczy. Zaraz po wyjściu zadzwoniłem do Althei.
- Masz jakieś plany na święta? - zapytałem z szerokim uśmiechem, jak tylko odebrała, wypuszczając przy tym obłoczek pary. Poprawiłem szalik, ruszając w stronę swojego mieszkania.
- U-uh? - zdumiała się, wyraźnie zaskoczona tym pytaniem. - Nie... Raczej nie. Czemu pytasz?
Od razu uśmiechnąłem się na jej odpowiedź.
- W takim razie pakuj się - mruknąłem zadowolony. - Jedziemy do moich rodziców. Będę za godzinę, pa - dodałem jeszcze i rozłączyłem się, zostawiając ją prawdopodobnie w konsternacji.


•°•°•

Dokładnie godzinę później stałem razem z walizką oraz Chipperem przed drzwiami do jej mieszkania. Zapukałem, wciąż mając uśmiech na twarzy.
- Dalej nie rozumiem, o co ci chodzi - burknęła Althea, kiedy otworzyła drzwi. 
- Zabieram cię na święta do swoich rodziców - powiedziałem z szerokim uśmiechem, patrząc na nią. Odetchnąłem w duchu, widząc, że jest już gotowa do wyjścia.
- Dobra, już pomijając absurdalność tego pomysłu... - odetchnęła cicho. - Jak tam pojedziemy?
- Pociągiem - odparłem. - Kupiłem już bilety. I tak - dodałem, uprzedzając jej pytanie - wiedzą, że do nich jedziemy.
Dziewczyna westchnęła cicho i skinęła powoli głową, po czym wyszła z mieszkania, nieznacznie ciągnąc za sobą Ducha oraz walizkę. Po chwili zamknęła drzwi na klucz. Upewniwszy się, że wszystko ma, ruszyła powoli na dół.
- Problem w tym, że nie mam prezentów dla nich - burknęła cichutko, schodząc po kolejnych stopniach.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacisnąłem dłoń na niewielkim pudełeczku w kieszeni kurtki.
- Spokojnie, ja kupiłem. Nikt nie będzie ci miał tego za złe.

Gdy dotarliśmy na peron, nasz pociąg już stał. Zajmując nasze miejsca, usłyszeliśmy gwizdek oznaczający odjazd.
- Właściwie... to czemu mnie zaprosiłeś? - spytała Althea, nakazując Duchowi, by się położył.
Spojrzałem na nią, nieco zaskoczony jej pytaniem.
- Jak to czemu? - zmarszczyłem delikatnie brwi. - Należy ci się porządny wypoczynek po tym, jak Mark wręcz cię nękał. Poza tym, co to za święta, jak nie masz z kim ich spędzić?
Powoli pokiwała głową, jakby dopiero teraz rozumiejąc, dlaczego ją ze sobą wziąłem.
- Dziękuję - powiedziała tylko cicho, wbijając jakby nostalgicznie wzrok w widok za oknem.

•°•°•

Al zacisnęła mocno dłoń na uchwycie walizki.
- Nie masz się czym denerwować - uśmiechnąłem się do niej ciepło. - Rozluźnij się, są święta.
Pokiwała powoli głową, choć biła od niej spora niepewność. Nim jednak zdążyła wziąć większy oddech, drzwi otworzyły się, a u progu stanęła moja mama. Oczywiście Chipper od razu się zerwał i wbiegł do środka, wyrywając mi z dłoni smycz. Duch, biorąc ewidentnie przykład z kolegi, uczynił to samo i bez większego zastanowienia wbiegł do mieszkania, skutecznie tym samym pozbawiając równowagi moją mamę. Na szczęście Henry w porę ją chwycił. Ta jednak zaraz mu się wyrwała i od razu mnie przytuliła.
- Witaj w domu - uśmiechnęła się szeroko, mocno mnie ściskając. Zaraz jednak zauważyła Al, więc szybko mnie puściła.
- Uhm... Mamo, tato - uśmiechnąłem się nieco niepewnie do rodziców, nagle samemu jakoś tracąc pewność siebie. - To jest Althea Santos, um... - zaciąłem się na chwilę, nie wiedząc, jak dokładnie ją przedstawić. - Moja przyjaciółka. 
Aveline od razu się uśmiechnęła i na powitanie przytuliła dziewczynę, wprawiając ją chyba w jeszcze większą konsternację.
- Wejdźcie, bo zaraz zmarzniecie na tym zimnie - powiedziała typowym, matczynym tonem. - Skarbie, zrób wszystkim herbatę - zwróciła się jeszcze do taty i ochoczo biorąc walizkę Al, wprowadziła nas do środka.
Dziewczyna już chciała zaprotestować na ten gest, jednak ostatecznie zrezygnowała. Westchnąłem cicho w duchu, czując, że prawdopodobnie Al nie rozluźni się aż tak na tej przerwie, jak myślałem. Szybko pomogłem jej ściągnąć kurtkę.
- Właśnie, Feli! - krzyknęła z kuchni mama. - Oprowadź naszego gościa!
Uśmiechnąłem się delikatnie do Al.
- Idziemy?
Gdy tylko skinęła głową, zacząłem oprowadzać ją po niewielkim jednorodzinnym domku. Od razu pokazałem jej pokój gościnny, dzięki czemu mogła zostawić tam swoje rzeczy. Krótką wycieczkę skończyliśmy w salonie połączonym z kuchnią, gdzie na przeciwko jednej z kanap znajdował się kominek, przy którym honorowe miejsca już zostały zajęte przez psy. Althea umościła się na kanapie, a zaraz w jej dłonie został wciśnięty kubek z rozgrzewającą herbatą. Mnie z resztą też. Zaraz siadłem obok dziewczyny, uśmiechając się do niej. 
- Zaraz powinniście pójść spać - zażądała Aveline, patrząc na nas z wyraźną troską. - Jesteście wycieńczeni. Ewidentnie nie tylko podróżą tutaj.
Nie odezwałem się, jednak miała rację. Po ostatnich dochodzeniach faktycznie czułem niedobór energii. W dodatku Al również nie miała okazji porządnie wypocząć po tym, co miesiąc temu się wydarzyło.
Chwilę później bez możliwości sprzeciwu zostaliśmy wygonieni na górę. Pokręciłem tylko rozbawiony głową, znów czując się jak dziecko.

•°•°•

Następnego dnia obudziły mnie przyjemne zapachy dochodzące z kuchni, co tylko wywołało uśmiech na mojej twarzy. Szybko wyskoczyłem z łóżka i ogarnąłem się, by tylko móc zejść na dół.
Jak się zaraz okazało, Al już tam siedziała, pijąc herbatę i śmiejąc się z moją mamą, która jak zwykle w ten dzień gotowała od rana.
- Jak się spało? - uśmiechnęła się na powitanie.
- Dawno tak się nie wyspałem - wyszczerzyłem się i usiadłem na przeciwko Althei. - A tobie? - zwróciłem się do dziewczyny.
- Też - odparła, odwzajemniając uśmiech. - Chociaż teraz twoja mama odmawia pomocy...
Parsknąłem cicho śmiechem na jej oburzenie, jednak tata uprzedził mnie w odpowiedzi.
- Zawsze tak było - mruknął rozbawiony i nachylił się nad Al. - Ale naprawdę, nie chcesz dostać od niej patelnią - dodał ciszej.
- Co takiego szepczesz, kochanie? - spytała Ave, uśmiechając się nieco złośliwie, na co Henry tylko się wyprostował i od razu pocałował żonę w policzek.
- Nic skarbie, zdawało ci się!
Na tę wymianę zdań Al tylko delikatnie się uśmiechnęła. Chyba pierwszy raz widziałem takie rozluźnienie na jej twarzy.

Wieczór nadszedł dość szybko, a z godziny na godzinę mama coraz bardziej uwijała się w kuchni, chcąc dopiąć wszystko na ostatni guzik. Althea oczywiście również chciała pomóc, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji, dorwała się do rozkładania zastawy, skutecznie przy tym pozbawiając obowiązku mojego taty.
Gdy tylko wszystko było gotowe, siedliśmy razem do kolacji, która przebiegła wśród rozmów na najróżniejsze tematy i czasem głośnych wybuchów śmiechów. 
- To co, pora na prezenty? - uśmiechnął się Henry, kiedy jedzenie się skończyło.
Szczerze mówiąc w tym momencie myślałem o tym, jak bardzo się najadłem, jednak zaraz sobie przypomniałem, co dzisiaj miałem jeszcze zrobić. Spojrzałem na Al, która wyraźnie spięła się na słowa mojego taty. 
- Skarbie, nie ma się czym stresować - zwróciła się do niej ciepło mama. - Nikt nie jest na ciebie zły z tego powodu.
Uśmiechnąłem się się delikatnie, słysząc te słowa. 
- W każdym razie, musisz to przyjąć bez dyskusji - uśmiechnął się szeroko i wręczył jej prezent w torebce. W środku znajdował się komplet wręcz idealny na tę pogodę - szalik, czapka oraz rękawiczki.
Althea już chciała zaprotestować, jednak ostatecznie odpuściła i mamrocząc ciche "dziękuję", zabrała się za rozpakowywanie prezentu. My również się nimi wymieniliśmy, uśmiechając przy tym i kontynuując rozmowy.

•°•°•

Po ogarnięciu całego rozgardiaszu, który był wynikiem wigilii, cicho zapukałem do drzwi dziewczyny, z nerwów zaciskając dłoń na niewielkim pudełeczku.
- Proszę! - zaraz usłyszałem głos Althei.
Wziąłem jeszcze jeden oddech i nacisnąłem klamkę, po czym wszedłem do środka.
- Wiesz... nie dostałaś jeszcze jednego prezentu - mruknąłem nieco niepewnie, odrywając tym samym dziewczynę od lektury.
- Co masz na myśli? - zmarszczyła delikatnie brwi.
Siadłem na brzegu jej łóżka, starając się zachować spokój i zaraz podałem jej pudełeczko, w środku którego była złota bransoletka z ogniw w kształcie serduszek.
- Do tego jest w sumie dołączone pytanie... - dodałem, a widząc nierozumiejący wzrok Al, kontynuowałem - Zostałabyś moją dziewczyną? - uśmiechnąłem się nieśmiało.



[Al? ~waiting for the answer~] 

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz