Wysiadałam razem z Buenem z samochodu mojego brata, po czym razem skierowaliśmy się do bagażnika. Wyjął moje rzeczy i mi je wręczył.
- No siostra, będę tęsknił. - przybliżył się i mnie uścisnął. - Za tobą też Bueno. - popatrzył na psa, ale ten tylko prychnął i pobiegł do bramy. - Tak też cię uwielbiam. - zaśmiał się do psa.
- Widać, że to mój pies. - pochwaliłam psa, przez co zamerdał radośnie ogonem.
- No tak. Jedno i drugie głupie. - położył dłoń na mojej głowie i pocierając nią napuszył i poplątał mi włosy. Bueno kiedy to usłyszał warknął na niego i nadal cierpliwie czekał, aż otworzę mu bramę.
- Nie obrażaj nas. On jest dużo mądrzejszy od ciebie. - popatrzyłam na niego groźnie.
- Chciałabyś. - nie tracił swojej pewności siebie.
- Nie chciałabym, tylko tak jest. - wzruszyłam ramionami.
Jeszcze trochę się "posprzeczaliśmy", ale po chwili pożegnaliśmy. Brian wsiadł do swojego auta i już po chwili zniknął mi z pola widzenia w gęsto padającym śniegu. Przez to, że padał faktycznie widoczność była ograniczona. Niestety przez to w naszym mieście przez nieumyślną jazdę często młodych kierowców było sporo wypadków. Miałam tylko nadzieję, że mój brat nie będzie już tak doszczętnie głupi i nie będzie próbował się popisywać. Mimo, że często mnie wkurza to i tak to mój brat i nie chcę, aby się mu coś stało.
Otworzyłam bramę i natychmiast na podwórko wbiegł Bueno, który jak szalony zaczął biegać po całej posiadłości. Śnieg ciągle padał i wyglądało na to, że nie miał zamiaru przestać. Przez to mój chodnik na podwórku był cały zasypany, a pod nim była warstwa lodu. Idąc sobie z walizką i z telefonem w ręku kompletnie nie pomyślałam, że może być ślisko i kolejny krok zadecydował o tym, że upadłam boleśnie na walizkę, a mój telefon znalazł się gdzieś w śniegu.
- Cholera. - powiedziałam na głos.
Odwróciłam głowę i złapałam za telefon, który nie poleciał nigdzie daleko. Biały puch zamortyzował jego upadek, więc na szczęście się nie pobił. Schowałam go do kieszeni i podjęłam próbę podniesienia się. Wstałam, złapałam za walizkę i z bolącymi plecami i pośladkami powędrowałam do domu. Obolała usiadłam na łóżku i postanowiłam odpocząć.
***
Cały wieczór spędziłam na rozpakowywaniu się i ogarnianiu. Przez to, że mamy zimę dzień był krótszy, więc wieczór robił się dość szybko.
Siedząc sobie spokojnie na kanapie przybiegł do mnie Bueno, który usiadł na przeciwko mnie i zaczął piszczeć. Od razu wiedziałam o co mu chodzi. Chce iść na spacer. Nie miałam innego wyboru, więc ubrałam się ciepło i wyszłam z nim na spacer. Poszliśmy w kierunku parku. Z racji, że były święta wiele domów w Avenley River było udekorowanych, a także park przez co dobrze wszystko było oświetlone. Idąc przed siebie w oddali zobaczyłam ławkę, a na niej postać, która siedzi. Pomyślałam, że to pewnie jakimś bezdomny, więc się nie wracałam. Zbliżając się dostrzegłam, że nie jest to żaden bezdomny tylko jakiś młody mężczyzna. Słyszałam, że ciągle coś mówi do siebie. Wyglądał na dość pijanego. Wtedy Bueno jakby nigdy nic podszedł do mężczyzny i zaczął go wąchać. Zdziwiłam się, ponieważ wiem, że mój pies nie lubi obcych i się do nich nie zbliża. Wyglądało na to, że zna tą osobę. Podeszłam, aby zabrać psa, wtedy ukazała mi się bardzo dobrze znajoma osoba. Był to Jacob, kompletnie piany.
- Jacob? - szturchnęłam go, ale ten zaczął tylko coś bełkotać.
Nie było z nim kontaktu. Mimo to co mi zrobił nie byłam w stanie go tam tak zostawić. Noce były bardzo zimne, a ja nie chciałabym mieć go później na sumieniu. Próbowałam go jakoś podnieść i trochę mi się udało. Był trochę przytomny, ale nie reagował na to co do niego mówię. Pomału zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Podczas tej podróży ciągle powtarzał moje imię, jak mnie kocha i że nie chciał mnie zranić. Położyłam go na kanapie i przykryłam kocem. Wyglądał całkiem inaczej, niż go sobie zapamiętałam. Był jak wrak człowieka. Od tamtej pory się z nim nie kontaktowałam, bo w końcu po co. Zranił mnie, a ja nie mogłam mu tego wybaczyć. A nawet gdybym bardzo chciała to nie potrafiłam się przełamać. Bardzo go kochałam, a on postanowił to wszystko zniszczyć myśląc, że się o niczym nie dowiem. Westchnęłam i poszłam wrobić sobie herbatę. Usiadłam w ciepłym fotelu i włączyłam telewizor. Sama nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Jacob?
Też muszę jeszcze popracować i się wczuć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz