— Odette. — pełen opanowania głos rozniósł się echem po przestrzennym pokoju, a moja dłoń kurczowo zacisnęła się na ramieniu dziewczyny, nie pozwalając jej na najmniejszy ruch.
Blondynka delikatnie drgnęła, po czym uwolniła się z uścisku i obróciła się w moim kierunku, patrząc na mnie z autentyczną skruchą.
Nie rób tak więcej.
— Chcesz przebaczenia? — mój błękitny wzrok utkwił na jej oczach, w których przez ułamek sekundy ujrzałem błysk zainteresowania.
— Tak — pochyliła głowę, uciekając przed moim przeszywającym spojrzeniem.
— Usiądź, proszę. — pierwszy raz nie użyłem wobec niej bezczelnego rozkazu, a wysiliłem się na prośbę. Zależało mi na tym, żeby wysłuchała, co mam jej do powiedzenia, bo było to bardzo osobiste, a z trudem przychodzi mi otwarcie się przed innymi.
Rozsiedliśmy się na skórzanej sofie, nie spuszczając z siebie bacznego wzroku.
— Posłuchaj, dobrze wiesz, że nie jestem typem człowieka, który mówi o swoich problemach. —
w odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk, który potwierdzał wypowiedziane przeze mnie słowa. — Jestem cholerną zagadką, której nikt nie potrafi rozgryźć. Ty też tego nie zdołasz osiągnąć, ale… — zamilkłem na moment, po czym nerwowo przeczesałem dłonią włosy. — całe moje życie obraca się wokół biura, a gdy wracam do domu, ogarnia mnie samotność. Zdarza się, że biorę nadgodziny tylko dlatego, żeby dłużej przebywać ze współpracownikami i nie wracać tutaj.
Dziewczyna obserwowała mnie ze stoickim spokojem, jakbym powiedział jej coś oczywistego.
— Ale jaki to ma związek z przebaczeniem? — szepnęła cicho, a ja przysunąłem się w jej kierunku
i położyłem delikatnie palec na jej ustach.
— Jeżeli będziesz cierpliwa, to się dowiesz. — oderwałem dłoń od jej warg, po czym wstałem, zdjąłem duszący krawat i rzuciłem go na najbliższy fotel. — Chodź.
Ruszyliśmy korytarzem w kierunku mahoniowych drzwi, które znajdowały się na samym końcu drogi. Moja dłoń momentalnie wsunęła się do kieszeni i wyciągnęła z niej kluczyk.
— Już tutaj byłaś. — wszedłem do pokoju i zaświeciłem światło, które obnażyło każdy kąt tego miejsca. — Oto mój gabinet. Część Brown Inc, która jest jedynie do mojej dyspozycji. — rozejrzałem się wokół, obrzucając obojętnym spojrzeniem idealnie poukładane teczki i segregatory, po czym położyłem się na wielkiej, skórzanej sofie i wyłożyłem buty na podłokietnik. — A wiesz, kogo w tym pokoju brakuje? — na moją twarz wkradł się szelmowski uśmieszek.
— Kogo? — zapytała, opierając się o ścianę.
— Ciebie.
Odette momentalnie otworzyła szerzej oczy, ciągle przyglądając mi się z zaciekawieniem.
— Pomożesz mi zwalczyć samotność. Co ty na to, aby z biura przenieść się tutaj? Twoje godziny pracy nieco się zmienią, ale dzięki temu zaistnieje powód, dla którego będę chciał wracać do domu.
Blondynka nadal obrzucała mnie pełnym niezrozumienia spojrzeniem.
— Kiedy wracam z biura, przeważnie pracuję jeszcze w domu przez kilka godzin. Chcę mieć cię przy sobie, ale nie jako sekretarkę, tylko jako towarzyszkę, z którą będę mógł spędzić trochę czasu. Nieco pomożesz mi z papierami i upilnujesz, abym nie sięgał po alkohol, ale główną myślą jest to, abyś po prostu była, a ja zajmę się tobą, najlepiej jak mogę. Będziemy jadać razem kolacje, cokolwiek będziesz chciała, oglądniemy od czasu do czasu jakiś film, porozmawiamy. — zerwałem się z kanapy i wyprostowałem zmiętą koszulę. — A ja cię za to sowicie wynagrodzę.
Ruszyłem w kierunku dziewczyny i zatrzymałem się kilkanaście centymetrów od niej.
— Mam nadzieję, że to przemyślisz i będziesz moją deską ratunku, bo się zatracam, Odette. — zapanowałem nad ogromną chęcią przytulenia studentki i jedyne na co się zdecydowałem, to muśnięcie jej ramienia.
Nie otrzymałem odpowiedzi i uszanowałem to, że jasnowłosa potrzebuje czasu do namysłu. Odsunąłem się o kilka kroków, a następnie powolnym ruchem sięgnąłem do kieszeni spodni garniturowych i wyciągnąłem z nich telefon.
— Przyjedź pod mój adres. Cześć. — rozłączyłem się i wyszedłem z gabinetu, zostawiając blondynkę samą.
*
Ponownie zjawiłem się w pokoju, trzymając w dłoni kurtkę Odette, którą pomogłem jej ubrać.
— Wróć do domu, już późno. Mój szofer podwiezie cię pod same drzwi.
— Dz..dziękuję. — oboje ruszyliśmy w stronę samochodu i wymieniliśmy się wymownym spojrzeniem.
— Jeżeli się zdecydujesz, przyjedź tu jutro o osiemnastej. A jeżeli nie, zignoruj moją propozycję.
A teraz żegnaj, Odette. — otworzyłem jej drzwi od auta, a gdy wsiadła, przymknąłem je i stałem w śnieżycy, patrząc, jak odjeżdża.
Odette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz