Strony

24 sty 2019

Od Damiena C.D. Rose

Położyłem siatki na stoliku stojącym w kuchni i potarłem zmarznięte dłonie, rozważając propozycję pani Liliany. Pierwszą myślą była odmowa, jednak po chwili stwierdziłem, że może jednak warto się trochę zagrzać przed powrotem do domu. 
- Naprawdę nie trzeba - odparłem cicho.
- Nalegam - uśmiechnęła się ciepło kobieta. 
- Niech będzie, nic się nie stanie - odwzajemniłem uśmiech i zdjąłem z głowy czapkę, a zaraz po niej kurtkę, Rose wzięła ją ode mnie i powiesiła na wieszaku w przedpokoju. Usiadłem przy stoliku, a dziewczyna zaczęła rozpakowywać zakupy, natomiast starsza kobieta włączyła czajnik i wyciągnęła z półki komplet ładnych filiżanek.
- Malinowa? Żurawinowa? Czarna? - wymieniała, grzebiąc pomiędzy kolorowymi pudełeczkami z herbatą.
- Najzwyklejszą, z cytryną, jeżeli to nie problem.
Pod wpływem gwałtownych ruchów staruszki, saszetki posypały się na ziemię. Podniosłem się i pozbierałem je, zanim pani Liliana zdążyła nawet się zgiąć.
- Och, dziękuję, jestem strasznie roztrzepana - zaśmiała się - z resztą, to rodzinne - dodała, wymownie patrząc na Rose. Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła teatralnie, by w jakikolwiek sposób zaprotestować. Kobieta wyszła na moment z kuchni, a dziewczyna oparła się z założonymi rękami o blat kuchenny, patrząc na mnie wymownie.
- Coś się stało? - spytałem, odkładając szybko kartoniki, a później skupiając na niej całą uwagę.
- Zrobiłeś się strasznie u p r z e j m y - zauważyła, migając z wahaniem ostatnie słowo. Zmarszczyłem brwi, jej uwaga nieco mnie zirytowała.
- Jestem uprzejmy odkąd cię rano zobaczyłem, o co ci chodzi? - odmigałem, bo nie chciałem, by jej babcia usłyszała naszą rozmowę. Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, a potem spuściła wzrok.
- Masz rację, przepraszam - woda zagotowała się, więc blondynka podniosła czajnik i zalała wrzątkiem filiżanki. Pani Liliana akurat wróciła, niosąc w dłoniach dużą blachę i tym samym przerwała niezręczną ciszę. Pokroiła ciasto i położyła je na stoliku, wokół którego zaraz potem usiedliśmy. 
- Cieszę się, że się dogadaliście - powiedziała radośnie kobieta, a ja uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie nie do końca przyjemnej wymiany zdań, mającej przed chwilą miejsce. Wbiłem wzrok w herbatę, mieszając ją gwałtownie łyżeczką. - Chodzicie razem do klasy? - spytała.
- Nie - pokręciłem głową. - Do przeciwnej, jesteśmy na innych profilach - wzruszyłem ramionami i spróbowałem pierwszego kawałka ciastka. Kruszonka niemalże rozpływała się mi w ustach, pyszności.
- Rozumiem, Rose, jak ci się podobało w szkole? 
- Było w porządku - dziewczyna zaczęła opowiadać babci o swoim dniu, a ja w zamyśleniu patrząc w okno, spożywałem deser przygotowany przez staruszkę. Dobra chwila minęła, zanim zorientowałem się, że kobieta zwraca się tym razem do mnie.
- Damien, bardzo mi kogoś przypominasz - stwierdziła, a ja popatrzyłem na nią niezrozumiale.
- To raczej niemożli… - potarłem się po karku, ale nie dałem rady skończyć zdania.
- Mógłbyś mi powiedzieć jak masz na nazwisko? - przerwała mi, ale dość uprzejmie.
- Heatcliff - odparłem, a kobieta pstryknęła na palcach. - Wiedziałam! Jesteś identyczny, jak twój dziadek w młodości! - zaśmiała się i klasnęła w dłonie. 
- O... - odmruknąłem, nie wiedząc co mam odpowiedzieć więcej, jednak kobieta pozostawała niezrażona. 
- Pamiętam dobrze twojego dziadka, babcię z resztą też. Chodziłam z nim do klasy w podstawówce - uśmiechnęła się ciepło. - Nawiasem mówiąc, twoja babcia często mnie odwiedzała, zdarzało się, że nawet z tobą, jak byłeś taki malutki, nie wiem, być może coś pamiętasz? - wylał się z niej potok słów. Z zastanowieniem wbiłem wzrok gdzieś w sufit, próbując wykrzesać z siebie choć jedno, małe wspomnienie, niestety w głowie miałem jedynie pustkę. Za to przypomniała mi się moja babcia. Uśmiechnąłem się na myśl o niej, zmarła jakieś dziesięć lat temu, a dziadek krótko po niej. Rodzice mamy mieszkają w Bovem, dlatego rzadko ich odwiedzamy. 
- Niestety nie - pokręciłem głową i zrobiłem duży łyk herbaty, która zdążyła już trochę przestygnąć. 
- Bawiliście się z Rose, ty czegoś nie pamiętasz, słońce? - zwróciła się tym razem do dziewczyny. Tamta również zaprzeczyła. - Właściwie, to nic dziwnego, ile mogliście mieć lat? Dwa? - zaśmiała się perliście. - Ale mam zdjęcia, dużo zdjęć, w albumach, na pewno coś się znajdzie! - pani Liliana energicznie poderwała się z miejsca przy stole, a Rose złapała ją za przegub. Ze złością i bezradnością zaczęła protestować, ale jej babcia niewiele sobie z tego robiła, niemalże wytruchtała z kuchni i po chwili wróciła, dzierżąc gruby, stary album, w pożółkłej oprawie z motywem kwiatów. - Zaraz wam wszystko przypomnę! - ucieszyła się i otworzyła pierwszą stronę, na której był nikt inny, jak Rose, jako niemowlak. Dziewczyna założyła ręce na piersiach i miałem wrażenie, że ze zdenerwowania zamknęła oczy, czekając tylko, aż powiem, że te fotografie właściwie w ogóle mnie nie interesują. Po części, trochę tak było, ale z jednej strony chciałem dopiec trochę dziewczynie za wcześniejszą przytyczkę, a z drugiej… Nie wolno być niekulturalnym, zwłaszcza wobec osoby, która uraczyła cię tak pysznym ciastem, jak to, które zjadłem przed chwilą. Dlatego też z największym zaciekawieniem nachyliłem się wraz z panią Lilianą nad albumem.
- O, patrz! Tu jesteście - kobieta wskazała palcem na jedno z zdjęć, na którym zauważyć można było dwójkę, maksymalnie trzyletnich dzieci, bawiących się w piaskownicy, dziewczynka z burzą blond włosów na głowie trzymała malutkie, plastikowe grabki i stała do zdjęcia z obrażoną miną, cała naga. - Rose, prosiłam cię wtedy milion razy, żebyś założyła chociaż do zdjęcia tą sukieneczkę, która tu leży, ale prawie się rozryczałaś, więc dałam ci spokój… - prychnąłem pod nosem śmiechem i podparłem brodę na dłoni. Rose była niemal czerwona, nie wiem czy ze zdenerwowania, czy ze wstydu. 
- To faktycznie moja babcia - odparłem, patrząc na kobietę, która siedziała na bujanej ławce w tle. - Mógłbym sobie zrobić tego zdjęcie? Pokażę ojcu, jak będę w domu, jestem ciekawy, czy kiedyś widział tą fotografię, on bardzo lubi przeglądać stare zdjęcia… Zwłaszcza te, na których jest babcia - zagaiłem.
- Ależ oczywiście, proszę - uśmiechnęła się, a ja zrobiłem sobie kopię. Po chwili zerknąłem na godzinę, niedługo miał odjeżdżać mój autobus, więc serdecznie podziękowałem za poczęstunek i pożegnałem się z kobietą, która wyraźnie mnie polubiła.
Natomiast pod bramkę odprowadziła mnie Rose.
- No to na razie - uśmiechnąłem się złośliwie. 
- Po cholerę ci było to zdjęcie? - spytała, marszcząc brwi.
- Przyda się mi, jak będę czegoś od ciebie chciał - wzruszyłem ramionami, a ona spojrzała na mnie osłupiała. Tak naprawdę, to bym jej nie szantażował, ale ona tego nie wie, co jest moją przewagą. 
Naprawdę jedyna osoba, z którą jako jestem w stanie się dogadać, jest takim kaktusem? - pokręciła z niedowierzaniem głową. 
- Miałaś na myśli kutasa? - poprawiłem ją, migając szybko, a ona westchnęła przeciągle.
- Tylko spróbuj komuś to pokazać, to cię zabiję - ostrzegła, ale odwróciłem się w połowie jej zdania i odszedłem w stronę przystanku.
- Do zobaczenia jutro! - zawołałem, nie odwracając się.

Rose? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz