W głowie nadal brzmiała mi ta propozycja dziewczyny pokrapiana, jak mi się wydaje, małą nutą litości. Litość była tu fundamentem fundamentów, a przynajmniej takie wrażenie odnosiłem, gdy sławniejsza osoba organizowała coś charytatywnie, jej dobroć się wręcz wylewała przed kamerą i budowała jej cud wizerunek. Uroczo, oczywiście, że na to nie narzekałem. Z tym, że tu brakowało mi publiczności. Niemal pół dnia stały stoiska, których jedynymi widzami mogli być tylko mało zainteresowani przechodnie ― tyle. Żadnych facetów ganiających z mikrofonami, powielającymi pytania skierowane do gwiazdek „co skłoniło cię do tego, by pomagać?”.
- Ta babka ma nas za jakieś niedorajdy życiowe. ― Parsknął nieco poddenerwowany Thor, siadając przy jednej ścianie poniszczonego budynku.
- Podła zniewaga. ― Do narzekań dołączył się Trevor.
- Panowie, jesteśmy niedorajdami. Co mamy do stracenia? ― Wzruszyłem ramionami i z delikatnym uśmieszkiem na ustach zawędrowałem na nich wzrokiem. Sam wyraz ich oczu już zdawał się mnie zabijać od środka.
Thora olśniło. Jego twarz rozpromienił szeroki, nieco niedbały uśmiech, a palec uniósł się ku górze.
- Można na tym skorzystać, można! Skoro cudem już zwróciła na nas uwagę, a nie na innych przegrywów, to moglibyśmy wyciągnąć z tego sowite korzyści.
- Wykorzystywanie osoby, która nam pomogła? Nieważne dlaczego to zrobiła, ważne, że po prostu zrobiła, a ty masz na czym teraz spać. ― Wskazałem ruchem głowy na koc, dzięki któremu mężczyzna chronił zad przed niezłą wilgocią i brudem.
- Gdyby nie ty, chyba obłowiłbym się już w cholerne bogactwa. ― Parsknął niemiło.
- Nie dałbyś sobie rady beze mnie! ― Poklepałem go z rozbawieniem po plecach, a gdy tylko syknął niezadowolony, że mam zabrać rękę, od razu roześmiałem się jeszcze głośniej, czemu towarzyszyło dosyć głębokie echo.
- Zamknij się.
- Racja.
***
I rzeczywiście czekaliśmy pod restauracją, cała nasza trójka, nie bacząc na żadne spojrzenia przechodniów, którzy chyba mieli nas za bezdomne koty czekające na to, aż kucharze wyrzucą odpadki z kuchni.
Tak nisko nie upadłem. Jeszcze.
- To na pewno piosenkarka? Może robiła sobie jaja i to jakaś recepcjonistka z przytułku dla bezdomnych? ― Trevor warknął pod nosem, chyba już zniecierpliwiony. ― Słyszeliście w ogóle o niej?
- Typie, nie pamiętam jej imienia ― odparł Thor.
- Angelica Sz... ― Zamyśliłem się odrobinę, chcąc uniknąć pomyłek, jednak jak się spodziewałem, nie udało mi się przypomnieć nazwiska. ― Angelica.
Blondyn na to trącił mnie mocno w żebra z głośnym rechotem, przez co ludzie spojrzeli na nas zniesmaczeni.
- Ej, a może nasza mała niedorajda uwiedzie tą miłą laleczkę i da nam życie, o jakim nam się śniło?
- To tak prawdopodobne jak to, że przestaniesz być kretynem. Oboje więc możemy pomarzyć ― skwitowałem zupełnie swobodnym głosem i oderwałem wzrok od tych zapyziałych meneli, skupiając go równocześnie na czarnym, długim samochodzie, zwanym chyba limuzyną. Pojazd bez najcichszego pisku opon zatrzymał się przed restauracją, wówczas wysiadła z niego dziewczyna o długich, brązowych włosach, którą już przecież kojarzyłem.
- An, mówiłam ci, żebyś tego nie robiła... ― Zdegustowany głos drugiej panienki uderzył w tą pierwszą. ― Zapraszanie bezdomnych, też mi coś. Zbierz jeszcze całą ulicę i ich karm.
- Przeżyjesz to, Eliza. ― Angelica westchnęła cicho, chyba jeszcze nie dostrzegając ciemnego kąta budynku, przy jakim staliśmy spowici tym dziwnym, krępującym uczuciem, że nie powinno nas tu być.
Nasz pobyt w restauracji widziałem jak przez wyjątkowo gęstą mgłę. Albo jakąś zasłonę dymną, bo ona jest ciemniejsza niż kłęby aerozolu składający się z drobnych kropelek wody. Ujmując to w jeden wniosek, te spotkanie zwyczajnie nie mogło dobrze wypaść. Trzech, swoją drogą zaniedbanych bezdomnych, bo eleganckich ubrań nie mieliśmy, dobrego pochodzenia też nie, przy jednym stole z ludźmi lepszego pokroju. Prędzej zje mnie niezmierzona bojaźń niż ruszę cokolwiek z talerza. Nawet, gdyby było to jedzenie, które mogę jeść pierwszy i ostatni raz.
Dziewczyna w końcu nas zauważyła, odeszła od swojego samochodu i z dozą niepewności podeszła bliżej, nie hamując uśmiechu.
- Cieszę się, że was widzę. Gotowi, by wejść? ― Zlustrowała nas wzrokiem, ale nie był on w żaden sposób niemiły czy kpiący. Aczkolwiek niejednokrotnie pomyślałem, że zaproszenie nas do tego miejsca to był naprawdę żart rodem z reality show, a za moment zza krzaka wyleci kamerzysta.
Kłamać czy kłamać?
Nie wydałem nawet żadnej odpowiedzi, zostawiając ją pochłoniętemu entuzjazmem Thorowi.
- Oczywiście, że tak! Nie jadłem od rana dla tego momentu.
- To wcale nie dlatego, że nie miałeś co. ― Trevor go szturchnął. Jego twarz nadal była tak niezadowolona, co zawsze, i to nie wydawało się ulec zmianie. Zmarszczki układały się równie niemiło, co gdyby darzył otoczenie szczerą nienawiścią.
- Teraz będziecie mogli się najeść. Waszych imion nie znam. ― Zerknęła pytająco na mężczyzn.
- Thor i Trevor. ― Ten pierwszy zdradził swoje dane bez śladu zawahania. ― I ten tu to Theo.
- Theo już znam. ― Rzuciła mi delikatny uśmiech, który szybko, acz nieznacznie odwzajemniłem. Chwilę później nieco powolnym, wręcz wycofanym krokiem, udałem się za całą trójką. Im bliżej wejścia się znajdowałem, tym większe wątpliwości we mnie rosły, dopóki nie osiągnęły takich rozmiarów, że miałem chęci po prostu wybiec. Cudem jednak tłumiłem w sobie to wszystko.
- Przepraszam, ci panowie nie mogą tu wejść. ― Niemal wstrzymałem oddech, gdy zatrzymał nas głos recepcjonisty, który zlustrował nas nie do końca uprzejmym wzrokiem.
- Dlaczego? ― Angelica zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
- W obawie o zniszczenie opinii restauracji. Nie wpuszczamy bezdomnych czy alkoholików, proszę wybaczyć. Panowie nie pachną zbyt dobrze, ani nie są dobrą wizytówką. ― Formalny, zimny głos tego faceta spędził ze mnie wszelkie wątpliwości. Wręcz aprobowałem tę decyzję, byleby nie wejść do środka i nie narazić się na chamskie spojrzenie w miejscu, w którym ― nie czarujmy się ― nie powinno nas być.
- Nie do końca rozumiem. ― Piosenkarka nadal próbowała cokolwiek wywalczyć. ― Jeśli oni nie wchodzą, to ja też nie zamierzam.
Recepcjonista westchnął cicho i przez krótki moment zaciskał palce na nasadzie nosa w zamyśleniu.
- Nie możemy ich tu wpuścić. Proszę albo wyjść, albo wejść samemu.
***
Tymże uroczym akcentem znaleźliśmy się z powrotem pod nocnym, atramentowym niebem wyłożonym szatą gwiazd. I ten widok prawdopodobnie był dużo lepszy niż otaczająca wykwintna restauracja, ale przed dziewczyną raczej nie mógłbym tego przyznać.
Thor i Trevor pod ciężarem niezadowolenia ulotnili się zapewne dla naszego dzisiejszego noclegu, a ja nieoczekiwanie zostałem z Angelicą i tą drugą, której nawet nie kojarzyłem.
- Przepraszam, że tak wyszło ― powiedziała smutno. ― Chciałam dobrze.
- Nie da się ukryć. ― W małej konsternacji zacisnąłem usta w cienką kreseczkę. ― Jesteśmy za to wdzięczni... znaczy na pewno ja, chłopakami się nie przejmuj. Ale w sumie to było do przewidzenia. W każdym razie jeżeli jesteście głodne i dalej chcecie zjeść w tej restauracji, droga wolna. ― Mrugnąłem do dziewczyn.
Angelica?
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz