- Ty… - zacząłem, gdy zdałem sobie sprawę, że chciał mnie przelecieć. W ciągu sekundy obydwoje wstaliśmy. Chłopak zaczął uciekać, a ja miałem ochotę go udusić. Niestety był szybszy, tym bardziej, że ja się poślizgnąłem na kołdrze. Zamknął się w łazience z trzaskiem i przekręcił kluczyk, a ja zacząłem walić pięściami w drzwi. - Kur*a! Otwórz mi te jeba*e drzwi! - krzyczałem, chociaż wiedziałem, że on nie ma takiego zamiaru.
- Przepraszam! - wyjąkał w końcu. Głos mu drżał. - Ja nie chciałem! Nigdy mi się tak nie działo! - zaczął płakać, a słysząc to, nieco się uspokoiłem. Oli to nie jest facet, który płacze z byle powodu, przecież nawet jak go prawie zabiłem, nic nie uronił.
- Czemu ku*wa na mnie leżałeś? - zapytał nerwowym głosem, ale nie krzyczałem.
- Bo nie mogłem spać, a ty nie chciałeś się obudzić – wyjąkał.
- Więc dlatego wlazłeś mi do łóżka? I zacząłeś molestować? - pytałem dalej.
- Przecież nie specjalnie! Po prostu nagle mi się zasnęło, bo było ciepło… nie zamierzałem… - nie dokończył, słyszałem jak płacze. Westchnął opierając głowę o drzwi. - To przez sen! - wytłumaczył w końcu, a ja poczułem ulgę. Wolałem usłyszeć, że to nie było zamierzane, niż wiedzieć, że robił to specjalnie i gdybym się nie obudził, wsadziłby mi rękę w majtki. Z kim ja tu żyłem?!
- Dobra, rozumiem – mruknąłem w końcu. - Otworzysz te drzwi? - zapytałem spokojnie. Przez długą chwilę nic się nie działo, żadnego odzewu po drugiej stronie… aż w końcu kluczyk się przekręcił. Delikatnie nacisnąłem klamkę i zobaczyłem Oliego, który siedział na wannie zaciskając nogi, między którymi mocno odznaczał się jego przyjaciel, twarz miał czerwoną i zapłakaną, starał się ją ukryć w dłoniach. Nim do niego podszedłem, spojrzałem na siebie w lustrze. Moja szyja liczyła cztery czerwone, mocne malinki. Miałem ochotę krzyczeć i go uderzyć, jak ja teraz pójdę na rozmowę kwalifikacyjną?!
- Mam wyjść, byś sobie zwalił? - zapytałem, widząc go w lustrze.
- Nie chce samemu sobie! - krzyknął dość głośno. Odwróciłem się do niego.
- To masz przewalone, bo ja cię nie ruszę – mruknąłem marszcząc brwi.
- Nie musisz, znajdę sobie kogoś… - mruknął już ciszej, odwracając ode mnie głowę.
- O nie, nie będziesz mi tu przyprowadzał obcych gości – podniosłem głos.
- Nie wiesz, co tu robię, gdy cię nie ma! - krzyknął. Podszedłem do niego.
- Lepiej sam sobie zwal.
- Nie. Pier*ol się – nagle wstał, przez chwilę mocno wiercił we mnie wzrokiem, ale po chwili znowu się speszył. Przez chwilę stałem tak i zastanawiałem się, co zrobić.
- To wypiep*zaj na miasto! - stwierdziłem.
- Nie, bo ten kretyn mnie jeszcze znajdzie – odpowiedział. Nie miałem zamiaru dopuścić, by mi przyprowadził tu kogokolwiek. Na miasto nie chciał iść, samemu sobie też nie…
Pchnąłem go na ścianę i przycisnąłem go, trzymając rękę na jego torsie. Nim cokolwiek powiedział, sięgnąłem ręką do jego krocza i wyjąłem stamtąd jego penisa. Zamknąłem oczy, nie dowierzając, na co się właśnie zdałem. Zacząłem mu dogadzać ręką, usłyszałem ciche westchnienia z ust chłopaka, któremu nogi się lekko zgięły, dzięki czemu byliśmy na równi. Gdy poczułem, jak swoją ręką sięga do mojego krocza, złapałem obie jego ręce i zacisnąłem nad jego głową, by mnie nie ruszał. Jego rozkosz trwała parę minut, podczas której zdążył obślinić mi ucho, a potem wybrudzić koszulę, nie mówiąc już o dłoni. Potem się od niego odsunąłem i dopiero wtedy spojrzałem na niego.
- Niczego sobie nie wyobrażaj. Nie chce, byś mi tu kur*a kogoś przyprowadzał – pogroziłem mu palcem. - A teraz wynocha, muszę wziąć prysznic przez rozmową kwalifikacyjną – mruknąłem odwracając się do niego plecami. Jak mogłem zdobyć się na taki czyn? I jakim cudem coś takiego zaczęło mnie… „fascynować”?!
<Ty mała kreaturo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz