Woda zaczęła się gotować, ale nim zalałem kubek, ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć, sądziłem, że to znowu ta staruszka, ale widok Andrewa, trzymającego Oliego na plecach, całkowicie mnie zaskoczył.
- Co do cholery… - wpuściłem ich do środka. Przyjaciel zaniósł chłopaka do pokoju i wrzucił go na łóżko. Dopiero wtedy zobaczyłem, że był dosłownie biały, jakby mróz przylepił się do jego skóry, a ubranie powoli zamieniało zamarzało. - Gdzie go znalazłeś? - zapytałem.
- Poszedłem się przyjść i znalazłem go leżącego pod jakimś domem. Na początku myślałem, że to jakiś upity menel, którego przysypał śnieg – wytłumaczył. Westchnąłem i usiadłem na krześle, przyglądając się Oli’emu, który właśnie zasnął.
- No nic, pomóż mi go przebrać – oznajmiłem. Pociągnęliśmy chłopaka, a potem przy pomocy przyjaciela, zdjąłem mu koszulkę i spodnie.
- Matko, co mu się stało? - usłyszałem pytanie blondyna, gdy szukałem w szafie jakichś starych ubrań. Żałowałem, że nie zabrałem ich z domu Oli’ego, ale skąd miałem się domyślić takiej sytuacji? Odwróciłem się do łóżka i przyjrzałem się ciału śpiącego. Masa malinek, parę siniaków, ślady po zębach i okropne strupy na udach.
- To właśnie jest powód, dla którego spędza ze mną za dużo czasu – mruknąłem wyjmując w końcu pierwsze lepsze dresy i koszulkę, który były na mnie nieco za duże. Podczas przebierania chłopaka, opowiedziałem Andrew’owi co się wydarzyło. A zacząłem od początku, od naszych rozmów, na temat tego, jak to Oli uwielbiał sypiać z facetami. Opowiedziałem o kolesiu, który się w nim zakochał, pozwolił sobie na za dużo rzeczy, wykorzystał, uwięził, poranił… Dokańczałem historię jeszcze przy dwóch herbatach. Chłopak ciągle zadawał mi pytania, ja odpowiadałem i koniec końców wyszło na jedno: wpakowałem się w niezłe bagno.
- I co masz zamiar teraz z nim zrobić? Nie chce wracać do siebie, a jak go wypuścisz, to się pójdzie zabić – wzruszyłem ramionami. Nie miałem pojęcia, chłopak był gorszy od kobiety, którą wsadzili do burdelu i która nie dawno z niego uciekła. - Może nie przejmuj się nim? Odwieź go do domu…
- I co potem? Znowu mam mieć kogoś na sumieniu? Pomyśl, skoro ten facet był zdolny do przetrzymywania go i… widziałeś jego ciało, to co może zrobić za drugim razem? - przerwałem mu. Milczał, doskonale wiedział, że nadal nie pogodziłem się ze śmiercią Kate i ciągle się obwiniam, na dodatek byłem bardzo słaby, jeśli chodziło o złe ludzkie czyny. Po prostu nie miałem serca zostawić tego kretyna w objęciach losu, który najwidoczniej chciał go zniszczyć. I chociaż sam bardzo pragnąłem go wywalić przez okno, współczułem mu.
- No dobra. Załóżmy, że uda ci się znaleźć z nim wspólny język – odezwał się po długiej ciszy. - A co potem? Ma na karku jakiegoś zboczeńca, ty jesteś przewrażliwiony, masz na koncie morderstwo i więzienie. To nie idzie ze sobą w parze, jeśli chociaż pobijesz tego gnoja w obronie, z łatwością możesz tam wrócić – przełknąłem głośno ślinę. Miał rację, nawet gdybym to ja został pobity, a jego tylko drasnął, cała sytuacja mogła się odwrócić przeciwko mnie. I nie miałem gwarancji, że Oli stanie po mojej stronie, zastraszony może nawet wyjechać z miasta, a mnie wsadzą na kolejne pięć lat.
- Nie chce o tym myśleć – mruknąłem w końcu.
- Może lepiej oddać tę sprawę komuś? - zaproponował. Podniosłem na niego wzrok.
- Komu?
- Sam nie wiem, ma rodzinę?
- Wyrzekli się go.
- No to zgłoś sprawę na policje!
- I jak to sobie wyobrażasz? Koleś, który dawał każdemu dupy, nagle poczuł ból i stwierdził, że go naruszono. Każdy, kto go zna, stwierdzi, że sam mu się oddał – Andrew zgodził się z tą myślą.
- No dobra, skoro chcesz się nim zająć, to co z chłopakami?
- O co ci chodzi? Przecież nie zaniedbam zespołu.
- Nie rozumiesz. Ja wiem wszystko, a oni nic. Wstawili się za tobą podczas sprawy, pomogli ci wrócić do normalnego życia, zasługują na odrobinę szczerości. Bo jeśli wylądujesz w areszcie, będę zdziwieni i niczego nie pojmą. A ja będę się czuł winny, bo wszystko wiem – westchnąłem. Miał rację, byłem w stosunku do nich niesprawiedliwy. Chociaż z początku ta sytuacja nie wydawała się tak poważna, teraz zaczynała nabierać okropnego sensu.
- Ech… dobrze, wszystko im opowiem, ale nie teraz. Jutro mam nowe zlecenie, może pojutrze… - zaproponowałem, na co skinął głową.
- Zrób to jak najszybciej – spojrzał na zegarek. - Muszę wracać. Powodzenia – poklepał mnie po ramieniu. Odprowadziłem go do drzwi, a gdy wyszedł, zrobiłem sobie kolejną herbatę, tym razem z dodatkiem melisy na uspokojenie. Zrobiłem sałatkę, musiałem coś przegryźć.
Około godziny szesnastej, śpiąca królewna postanowiła się obudzić.
- Co do chuja! - nie zdziwiłem się tych słów, były tak bardzo podobne do ćpuna. - Nie w tym się kładłem! - dokończył. Wpadł do kuchni niczym poparzony, stanął nade mną i oczekiwał odpowiedzi. Ja nawet nie uniosłem wzroku, siorbnąłem sobie powoli herbatkę i odstawiłem ją na stół. - Ja pieprze… chyba mnie nie ruszyłeś… - na tą myśl odsunął się ode mnie. Posłałem mu rozbawione spojrzenie. - Ta… nie ważne – mruknął, zdając sobie sprawę, że ta hipoteza była tak samo durna, jak to, że koty mogą szczekać. W końcu wyjął sobie szklankę, wrzucił do niej saszetkę z herbatą i zalał gorącą wodą. Usiadł po drugiej stronie stołu. Chciałem go zapytać, co ma zamiar teraz zrobić, ale wiedząc, że od tego idioty nie dowiem się niczego, zrezygnowałem z tego doboru słów.
- Chcesz u mnie zostać, skoro nie masz kluczy? - zapytałem. Jeśli stwierdzi, że ma klucze u portiera, osobiście go odwiozę i wypierdolę z motoru, nawet się nie zatrzymując. Nienawidzę takich niewdzięcznych ludzi.
<Oli?>
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz