1 sty 2019

Od Wandy cd Tim

I mi chyba pozostawało po prostu raz po raz parskać śmiechem, podczas gdy kątem oka obserwowałam dziewczynę, która raczej nie szczędziła komplementów wielkiemu włochaczowi, a dłonie zajmowały się zaplataniem wiązanek, wstążek i innych cholerstw. Uśmiechnęłam się pod nosem, stwierdzając, że Frytkowi tego dnia zdecydowanie się poszczęściło, bo już dawno nie był aż tak wyprzytulany. Ostatni raz prawdopodobnie przez szkraby Fomy, co z tego, że było im bliżej do uduszenia biednego zwierza niż wymiziania, ale nic dziwnego, w końcu to tylko dzieci.
Powinnam się do nich odezwać, tak, zdecydowanie.
— Szukam… — Dziewczyna wyrwała mnie z chwilowego zamyślenia, które może i zmyło uśmiech z mojej twarzy. — Jakiegoś ładnego bukieciku do jadalni albo może być roślinka w doniczce. Nie znam się, ale nie chcę, żeby mama ściągnęła mi pół czyjegoś ogrodu do mieszkania, gdy przyjedzie. Ma pani jakieś propozycje? — zapytała z oczywistą nadzieją, niby podnosząc się w końcu do góry, a jednak nie do końca.
Przygryzłam policzek od środka i zmarszczyłam czoło, zastanawiając się.
— Może żonkile? — mruknęłam pod nosem, bardziej do siebie niż do niej, ale prawdopodobnie i to dosłyszała. — Chociaż nie, to raczej niezbyt pasujące kwiaty do aktualnej pory roku — parsknęłam nieporadnie. — A goździki? Delikatne, nienachalne i będą się nawet długo trzymać w wazonie. Ewentualnie pozostają kaktusy i sukulenty, zawsze dobrze wyglądają, nie zbyt trudne w opiece, a i rozmnożyć łatwo, w razie czego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz