7 lut 2019

Od Charlesa cd. Odette

Na całe szczęście okazało się, że James ma naprawdę duże doświadczenie i zręcznymi manewrami wprowadził nas miedzy wierzchołki drzew. Przed samym lądowaniem ostrzegł jedynie, że będzie ono twarde. Faktycznie było. Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie nie wdziałem Odette i Grega. Musieli wylądować, gdzieś dalej.
-Ciekawe, czy coś im się stało? - Zmarszczyłem brwi i skierowałem to pytanie do mojego pilota, który gorączkowo przeszukiwał swoje rzeczy.
-Mamy na razie poważniejszy problem. - Spojrzał na mnie zmartwiony. - Przy lądowaniu wypadło gdzieś urządzenie satelitarne, przez które moglibyśmy się skontaktować z bazą. Tutaj nie istnieje coś takiego jak zasięg, więc to nasza jedyna nadzieja.
-Musimy to odnaleźć. - Przeczesałem palcami niesforne loki. - Chociaż  z drugiej strony, jeśli wszyscy będziemy na siłach, to można by po prostu spróbować zejść stąd.
-Ale nawet nie wiem, gdzie wylądowaliśmy. - Mężczyzna się skrzywił.
-Często chodzę po górach Rendah. Myślę, że jak skierujemy się powyżej linii drzew to zdołam się zorientować, gdzie jesteśmy. -Uśmiechnął się. Jednak mina szybko mi zrzedła. - Tylko gdzie jest Odette i Greg?
W tym właśnie momencie usłyszałem głos dziewczyny, która wołała mnie po imieniu. Po ustaleniu, że z nią wszystko w porządku, ale z Gregiem już chyba niekoniecznie, trzeba było podjąć decyzję, co dalej. Zaczął padać śnieg.
-Cholera, to mocno utrudnia sprawę. - Mruknąłem. - James? Co ty na to, żebyśmy poszli po Grega? A ty Odette poczekaj na nas tutaj.
-Wezwę pomoc. Greg mówił, że masz urządzenie satelitarne? - Zwróciła się do mojego pilota, który skrzywił się.
-Podczas lądowania musiało gdzieś wypaść. Raczej nie powinno być uszkodzone, jest solidnie chronione, ale może być prawie wszędzie. - Wzruszył ramionami.
-To ja poszukam. Wy idźcie po Grega, bo on się tam wykrwawi. Ma otwarte złamanie. - Streściła nam krótko.
-Tylko nie odchodź za daleko. - Położyłem jej dłoń na ramieniu. - Góry o tej porze roku są naprawdę niebezpieczne.
-Jasne. - Posłała mi pocieszający uśmiech. Jak zwykle optymistka, która umie pocieszyć człowieka, nawet w tak beznadziejnej sytuacji, jak nasza. -Aa, jeszcze jedno. Mojego pilota zostawiłam w jaskini. Myślałam, że wrócę tam po śladach na śniegu, ale w tej sytuacji... - Spojrzała wymownie na delikatne płatki białego puchu, które zaczynały tworzyć nową warstwę na ziemi.
-W tej okolicy jest niewiele jaskiń. - Stwierdziłem. - Jakoś powinniśmy go odnaleźć.
 James wziął swój plecak i ruszył przodem, a ja za nim. Przez pierwsze paręset metrów podążaliśmy w całkowitej ciszy. Jedynie towarzyszył nam odgłos wiatru owiewającego góry i skrzypienie śniegu pod butami.
-Widzę chyba resztki śladów Odette. - Odezwał się James.
-Dużo ich?  - Zbliżyłem się do niego i spojrzałem się w śnieg, który ledwo odwzorowywał podeszwę buta blondynki. - Za wiele to nam nie daje.
-Ile w tej okolicy może być jaskiń? - Spojrzał na mnie z nadzieją, że wiem coś w tym temacie.
-Ogólnie w całych górach Rendah jest niewiele jaskiń. Zakładam, że jeśli już jakaś tu występuje to pewnie nie jedna, a ze 2 przynajmniej. - Powiedziałem po chwili zastanowienia.
-To nie tak najgorzej. - James uśmiechnął się słabo. Ruszyliśmy w dalszą drogę. W pewnym momencie dostrzegłem jakieś skały, które tworzyły ciemny otwór jaskini.
-Mam jedną. - Wskazałem swoje znalezisko.
-Sprawdźmy ją. - Ruszyliśmy pod górę. Wspinaczka nie była trudna, jednak śnieg skutecznie utrudniał warunki. Po intensywnym marszu, wreszcie osiągnęliśmy wejście do jaskini.
-Greg! - Zaczął nawoływać James. Lecz nikt nam nie odpowiadał i nigdzie nie było żadnego śladu bytności człowieka.
-To nie ta. - Zawyrokowałem. Sfrustrowani, że zmarnowaliśmy siły na darmo, zeszliśmy i ruszyliśmy dalej. Na całe szczęście, nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy dostrzegliśmy kolejną jaskinię. Tym razem w środku znajdował się nasz połamany drugi pilot. Jego złamanie wyglądało paskudnie i widać było, że mężczyzna cierpi z jego powodu. Po krótkiej naradzie, stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jak sprowadzimy go trzymając go pod pachami. Droga powrotna była dużo gorsza niż droga do jaskini. Obciążeni przez Grega, który ciągle pojękiwał z bólu, ledwo brnęliśmy przez coraz mocniej padający śnieg. Miałem nadzieję, że Odette odnalazła urządzenie satelitarne. Kiedy dotarliśmy na miejsce, nigdzie nie mogłem dostrzec mojej przyjaciółki.
-Odette! Gdzie jesteś? - Krzyknąłem i zrobiłem niewielkie kółko wokół naszej "bazy". Nikt mi nie odpowiadał.
-Idź jej poszukać, ja zajmę się Gregiem. - James odparł i zabrał się za opatrywanie rany swojego kolegi z pracy. Skinąłem jedynie głową na zgodę i ruszyłem w poszukiwaniu blondynki. Nigdzie nie było widać jej śladów. Mogła być wszędzie. Najpierw uważnie prześledziłem okolice naszej paralotni. Zataczając coraz większe kręgi, powoli podążałem coraz wyżej. Doszedłem w końcu do wniosku, że Odette musiała odnaleźć urządzenie satelitarne i zacząć szukać zasięgu w wyższych partiach góry. W końcu wyszedłem ponad linię lasu, gdzie zaczęła się niska kosodrzewina i nagie skały. Dostrzegłem, że po prawej stronie biegła niewielka przepaść, na dnie której znajdowało się osuwisko głazów pokryte sporą ilością śniegu. Obym jej nie znalazł gdzieś w tych kamieniach. Poważnie zaniepokojony podążałem coraz wyżej, przemieszczając się wzdłuż krawędzi przepaści. Nagle na białym śniegu, trochę poniżej szlaku, którym podążałem, zarysowywała się kolorowa plama. Spojrzałem uważniej.
-Szlag by to... - Mruknąłem pod nosem na widok nieprzytomnej dziewczyny, która leżała na skałach obsypanych śniegiem. Musiała się osunąć po niestabilnych kamieniach i zahaczyła się o ten występ. Całe szczęście, że nie spadła na samo dno przepaści, ponieważ prawdopodobnie nie miałbym już kogo ratować. Ślizgając się na ośnieżonych skałach, powoli i ostrożnie zszedłem w dół do Odette. Było to ciężkie, ponieważ miałem zwykłe buty trekingowe, bez żadnych raków, które zwiększałyby moją przyczepność. Potrząsnąłem delikatnie ramię dziewczyny, żeby sprawdzić, czy wróci jej przytomność. Na całe szczęście oprzytomniała.
-Odette! Musisz się zmobilizować i wspiąć z powrotem na szlak. - Powiedziałem szybko. - Pomogę ci.
-Co się stało? - Spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Teraz to nieistotne, później to wyjaśnimy. - Pomogłem jej się podnieść. Zrobiłem z własnych rąk strzemię i pomogłem pokonać te parę metrów w górę, cały czas ją asekurując.
- Gdzieś tutaj mam urządzenie satelitarne. - Zaczęła grzebać po kieszeniach kurtki. Jednak w pewnym momencie jej oczy poleciał w głąb czaszki, a dziewczyna zaczęła się osuwać. W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać, nie pozwalając by upadła na ziemię. Nie dam rady jej znieść do "bazy". Jestem już wykończony, poza tym robiło się coraz ciemniej, a śnieg nie przestawał dalej padać. Nie chcę byśmy oboje źle skończyli. Wygrzebałem z jej kieszeni urządzenie satelitarne i wykręciłem numer alarmowy, który widniał na obudowie. Podałem wszystkie dane i nasze przypuszczalne miejsce pobytu. Mieli wysłać helikopter. Schroniłem siebie i nieprzytomną Odette za krzakami gęstej kosodrzewiny. Blondynka cały czas była nieprzytomna, jednak oddychała i wyczuwałem jej słaby puls. Okryłem ją dodatkowo swoją kurtką, sam pozostając w grubej bluzie polarowej. Po nie wiem ilu minutach, które odczułem jako najdłuższe w swoim życiu, usłyszałem odgłos helikoptera. Na linie dotarł do nas ratownik, który od razu rozłożył nosze, na których umieściliśmy Odette. Podpiął je do liny odchodzącej od helikoptera i razem z nieprzytomną dziewczyną został wciągnięty do helikoptera. Następnie wrócił po mnie. We wnętrzu śmigłowca dostałem ciepły koc i kubek termiczny z gorącym napojem.
-Jest jeszcze dwójka osób w lesie, jakieś 1 km stąd. Jeden z nich ma otwarte złamanie nogi. - Wyjaśniłem ratownikom, którzy natychmiast udali się we wskazane miejsce. Po kolejnych minutach walki ze śniegiem i wiatrem, na pokładzie znalazł się Greg na noszach podobnych do tych, na których umieszczono Odette i James, który spojrzał na mnie z ulgą.
-Już traciłem nadzieję, że uda nam się przeżyć ten dzień. - Westchnął.
-Ja też. - Mruknąłem i spojrzałem zasmucony na dziewczynę, które z pewnością była cała potłuczona. Możliwe, że miała jakiś wstrząs mózgu,albo jeszcze coś gorszego. Oby wyszła z tego w miarę cało.
***
Po tym, jak obejrzeli mnie w szpitalu, podali mi kroplówkę na wzmocnienie i uzupełnienie płynów oraz elektrolitów, udałem się natychmiast do sali, w której leżała Odette. Usiadłem przy jej łóżku. Była już po jakiejś operacji, ale jeszcze nikt mi nie powiedział co jej było. W sumie nie jestem jej rodziną. Nagle otworzyła ociężale oczy.
-Odette! Całe szczęście, że wreszcie się ocknęłaś! - Posłałem jej ciepły uśmiech.

                                                    Odette? To się dziewczynie zachciało przygód :')

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz