1 lut 2019

Od Katfrin

Leżałam na hamaku, który znajdował się na werandzie. Była zima, a ja wzięłam jedynie koc i papierosy. Znów miałam wyjechać na jakąś misję. Nie chciałam nigdzie jechać. Nie chciałam zostawiać domu. Miałam skończyć z tym gównem dwa lata temu. Czemu znów to robię? No tak bo mi każą. Do czego doszło to, że mogą mi kazać jechać na misję? To niezgodne z prawem. Zaciągnęłam się już chyba piątym papierosem. To mi nie wystarczało. Nie chciałam sięgać po alkohol. Zimno coraz bardziej mnie otulało jednak ja nie chciałam wracać do domu. Moje myśli krążyły zdecydowanie w innym kierunku. Co mogło się tam stać. Mogę zginąć, stracić nogę, rękę czy palce. Wzięłam bardzo głęboki wdech by uspokoić myśli. Wiedziałam, że dzieli mi zbyt mała linia do zdenerwowania. Sięgnęłam po telefon i kolejnego papierosa. Wsadziłam do ust jakże śmiertelną rzecz i podpaliłam. Zaciągnęłam się odblokowując komórkę. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach ja już zdążyłam spalić, a Violett dopiero wyjąć telefon.
- Co jest Kat? - zapytała, a ja od razu usłyszałam jak jej mały pies prosi o jej uwagę.
- Możemy gdzieś wyjść? Potrzebuje kawy - powiedziałam jedynie.
- Jasne, znalazłam ostatnio kawiarnie. Mają dobrą szarlotkę - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się na jej słowa. Wiedziała, że jej nie lubię ale od zawsze namawiała mnie do tego bym znów spróbowała, że może tamta co jadłam była jakaś zepsuta, a co gorsza zatruta. Przecież kto normalny nie lubi szarlotki?
- Będę po ciebie za trzydzieści minut - rzekłam, a ona zgodziła się. Rozłączyłam się i wiedząc, że powinnam wstać wolałam jeszcze chwilę posiedzieć na tym zimnie. Postanowiłam wstać kiedy Veron przyszedł do mnie i spojrzał na mnie swoimi przejętymi oczami.
- Już idę piesku, już idę - rzekłam cicho i wstałam zabierając ze stołu prawie pustą paczkę papierosów razem z zapalniczką w środku. Otworzyłam drzwi do domu i puściłam pierw Verona, który wszedł do niego zadowolony. Położył się na dywanie w salonie i zamknął powieki mogąc już iść spokojnie spać gdy wykonał swoją małą misję. Uśmiechnęłam się i pogładziłam jego głowę zostawiając na swej dłoni jego długą sierść. Strzepnęłam ją na ziemię i ruszyłem na górę w celu szybkiego prysznicu i przebrania się.

~~~~**~~~~

Kiedy czekałam już na Violette pod jej domem ona jak zawsze się spóźniała. Zatrąbiłam i właśnie wtedy dziewczyna wyszła z domu. Jej czarne włosy mierzwił wiatr przez co dziewczyna miała trudność z zamknięciem domu. Zaśmiałam się, a ta gdy w końcu jej się udało po minucie była tuż obok mnie.
- Wybacz, już jestem - powiedziała, a ja zbyłam ją dłonią.
- Zawsze się spóźniasz - powiedziałam, a ona wywróciła oczami jakby to nie była prawda. Odpaliłam samochód i znów wyjechałam na drogę.
- A więc prowadź do tej kawiarni z tymi dobrymi szarlotkami - rzekłam, a ona uśmiechnęłam się znów i skinęła głową. Wpisała do telefonu adres i dałam mi GPS. Kierował mną przez ponad piętnaście minut. gdy dotarłyśmy do kawiarni Violette była wręcz szczęśliwa. Uradowana jak małe dziecko wyszła z samochodu. jeśli zacznie skakać w śnieg i rzucać we mnie nim to się nie zdziwię. Sprawdziło się. Oczywiście nie mówimy tutaj o skakaniu w zaspy. Violette rzuciła mnie kulką śniegu. Spojrzałam na nią i schyliłam się by podnieść śnieg. Ona trafiła mnie w plecy, w co trafię ja? Na jej nieszczęście miałam dobrego cela. Wymierzyłam w uciekającą dziewczynę i wybierając idealny moment gdy ta otwierała drzwi do kawiarni wymierzyłam kulką w jej kark. Trafiłam idealnie. Violetta pisnęła i weszła do kawiarni na co ja tylko wywróciłam oczami. Zdjęła kurtkę i wytrzepała resztki śniegu.
- Jakbyś nie wiedziała, że mam lepszego cela - powiedziałam z uśmiechem. Wywróciłam oczami i weszła głębiej. Wybrałyśmy wolny stolik, a ja od razu powiesiłam swoją kurtkę na krześle obok. Ja zajęłam miejsce w fotelu. Podeszła do nas kelnerka i podała menu.
- Dziękujemy - powiedziałam z uśmiechem, a dziewczyna skinęła głową i odeszła dając nam czas na wybranie czegoś.
- Więc mówisz o szarlotce? - zapytałam i otworzyłam menu.
- Nie wierze. Weźmiesz szarlotkę? - zapytała i spojrzała na mnie z wielką nadzieją.
- Nie ma takiej opcji, ja tylko pytałam - rzekłam, a ona westchnęła i wróciła do dawnej czynności. Po kilku minutach wróciła do nas kelnerka.
- mogą przyjąć zamówienie? - zapytała, a ja skinęłam.
- Ja poproszę kawę czarną o smaku bananowym i szarlotkę, podwójną porcje nawet - powiedziała Violette, a ja uśmiechnęłam się na jej spojrzenie. Mówiło, że dziewczyna naprawdę chciała zjeść tą szarlotkę, które uwielbiała.
- Poproszę latte, a co do ciasta jakie polecasz? Oczywiście prócz szarlotki - powiedziałam i spojrzałam na kelnerkę z uśmiechem.


Bridget?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz