1 lut 2019

Od Lucii C.D Althea

    Cały ten czas, który spędziłam samotnie w mieszkaniu, miał minąć zupełnie tak, jak zawsze. Oczywiście jednak niepokój, który siedział we mnie już od dłuższego czasu, nie chciał mi dać spokoju. Sprawiał, że kręciłam się od ściany do ściany, co chwilę spoglądając na siedzącego w kącie Ducha, który nie spuszczał ze mnie swojego czujnego wzroku. Miałam wrażenie, że jest pewnego rodzaju stróżem, który tylko czeka na moment, aż będzie mógł wkroczyć do akcji i pomóc mi w najlepszy możliwy sposób - rzucić się na mojego oprawcę. Tak, wydarzenia sprzed kilkunastu godzin nadal mnie dręczyły. Widok ich obleśnych uśmiechów, skierowanych w moją stronę. Dotyk szorstkich dłoni na moim ciele i w końcu ciężar ich martwych ciał na moim. Oczy, w których zgasło światło. Nigdy tego nie zapomnę.
    Nie wiedzieć czemu, ciągle czułam czyjąś obecność. Na początku starałam się to ignorować, jednak z każdą chwilą przejmowałam się tym coraz bardziej. Rozglądałam się gorączkowo po pokojach i oknach, a pies tylko śledził mnie swoim czujnym wzrokiem. Ostatecznie w końcu przystanęłam przy jednym z okien i wyjrzałam przez nie, kierując swój wzrok w dół, na chodnik. To co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. Momentalnie dopadła mnie gęsia skórka, a ciśnienie podskoczyło. Duch bez problemu to wszystko dostrzegł i szczeknął ostrzegawczo, wręcz groźnie, jak na takiego niewielkiego psa. Chwil później stał już przy mnie, podskakując co chwilę, by chociaż spróbować łapami dosięgnąć parapetu i wyjrzeć przez okno. Szybko je jednak zasłoniłam zasłonią i wskoczyłam na kanapę, od razu przykrywając się kocem. Po prostu będę udawać, że mnie tu nie ma - myślałam. Jednak chwilę później w mojej głowie zaczęły się pojawiać coraz to poważniejsze i bardziej przerażające myśli. Może on wie, że ojciec zabił tamtych trzech mężczyzn? Może chce nas ukarać? Nie wiedziałam. Z każdym momentem spędzonym pod kocem i przytulaniem psa, bałam się coraz bardziej. Nie miałam pojęcia, co mam robić. Siedzieć bezczynnie, czy może dzwonić do rodziny i błagać o pomoc? Byłam rozdarta. Szloch cisnął mi się na usta, jednak nie wydałam ani jednego dźwięku. Oczy mi się szkliły, jednak nie wypuściłam ani jednej łzy.
    Trwałam tak następne parenaście minut, dopóki przez drzwi mieszkania nie przeszła moja siostra i nie ukoiła moich nerwów jednym, prostym słowem. “Jestem”. Ta wiadomość działała na mnie jak najsilniejszy lek uspokajający. Nic nigdy nie dało mi takiego poczucia bezpieczeństwa i spokoju, jak słowa siostry. Jej obecność, kojący dotyk. Od razu wstałam i podeszłam do drzwi, by się z nią przywitać i mocno przytulić. Zamiast tego z moich ust wydostało się zupełnie inne zdanie:
      - Pomogłaś mu?
      - Tak, może udało nam się wystarczająco dobrze zatrzeć ślady - powiedziała z wyraźnym zmęczeniem wymalowanym na twarzy. W tym samym momencie bez większego zastanowienia zgarnęłam ją w swoje objęcia i mocno przytuliłam do swojego serca. Głaskałam ją delikatnie i czule po plecach, gdy w końcu wyszeptałam:
     - Alti... ktoś ciągle się kręci przy bloku i patrzy w okna…
     - Kto? - Dziewczyna momentalnie się ode mnie oderwała i zmierzyła natarczywym wzrokiem, czekając na moją jak najszybszą odpowiedź.
     - N-nie wiem… Nigdy wcześniej go nie widziałam - szepnęłam ciszej. Alt mogła dostrzec bez problemu to, jaki strach buduje we mnie obecność tej osoby na zewnątrz. - B-boję się.
    Althea w tym samym momencie była przy oknie i momentalnie przez niego wyjrzała. Zmarszczyła tylko brwi na chwilę, a zaraz potem odpowiedziała:
     - Przecież nikogo tam nie ma... - Odwróciła się do mnie przodem i delikatnie uśmiechnęła. - Musiało ci się przewidzieć coś, skarbie. Po tym co... przeszłaś, - delikatnie chciała obejść temat, - mogło ci się przewidzieć. Wszystko jest w porządku. - Podeszła do mnie i objęła mnie ciepłymi dłońmi, przytulając do swojej piersi. - Co powiesz na jakiś film i dobry obiad?
    Kiwnęłam głową i delikatnie się uśmiechnęłam. Dobry film i pyszny obiad to coś, co bardzo skutecznie potrafiło każdego człowieka odwieźć od nawet tych najgorszych problemów. Ja byłam za, jeśli to mogło chociaż w jakimś mniejszym stopniu zmniejszyć cały ten stres, kumulujący się wewnątrz mnie.
    Przygotowanie obiadu nie zajęło nam jakoś dużo czasu. Robiłyśmy go razem i nawet wyszło nam z tego wszystkiego całkiem dobre spaghetti. Zadowolone z siebie nałożyłyśmy sobie równe porcje na talerze, a resztę, która została, przykryłyśmy przykrywką - będzie na jutro.
    Dokładnie w momencie, gdy siadałyśmy do obiadu, ktoś zadzwonił do drzwi. Domyślałam się, że to ojciec. Może chciał wpaść i sprawdzić, czy wszystko z nami okej? Pewnie tak. Mimo takiego długiego czasu rozłąki, nadal się o nas martwił. I to było widać dosyć wyraźnie.
    Z delikatnym uśmiechem na ustach, mówiącym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, podeszłam do drzwi i delikatnie je otworzyłam. Nawet nie zdążyłam wystarczająco ich uchylić, gdy do mieszkania wręcz na siłę wepchał się mężczyzna. Ten sam, który kręcił się przez dobre parę godzin pod naszą kamienicą. Przełknęłam dosyć głośno ślinę, gdy ten zadał pytanie.
     - Jest siostra?
    Kiwnęłam przerażona głową. Nie potrafiłam w tym momencie nawet ruszyć palcem, ani co dopiero się odezwać. Jednak ostatecznie udało mi się zawołać siostrę i ruchem ust powiadomić ją, że “to on”. Od razu wiedziała, o co mi chodzi i zdenerwowana do niego podeszła.
     - Kim jesteś? - warknęła ostrzegawczo.
     - Waszym bratem.
    Że co proszę?


< Allllltyja? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz