1 lut 2019

Od Tylera C.D Althea

     - Miejmy to już za sobą - usłyszałem głos dziewczyny, dochodzący od strony schodów. Ostatecznie poprawiłem krawat i skierowałem na nią swój przepełniony obojętnością i zimnem wzrok. Spojrzeniem powoli, ale i zarazem dokładnie omiotłem ją od stóp do głów. Jak na imprezę, na którą się wybieramy - bankiet z okazji imienin mojego ojca - jej strój był nazbyt wyzywający. Ja oczywiście jako mężczyzna nie narzekałem. Było na czym na dłużej zawiesić wzrok, jednakże lepiej by było, gdyby ta sukienka tak bardzo wszystkiego nie pokazywała.
     - Jednak nie tak daleko ci do dziwki - mruknąłem, wracając wzrokiem do mojego odbicia w lustrze i skrupulatnie poprawiłem garnitur, który dosyć porządnie opinał moje mięśnie. - Przebierz się w coś bardziej stosownego.
    Nie usłyszałem od niej żadnego słowa. Jedynie głuchy odgłos wchodzenia po schodach i trzaśnięcie drzwiami, prawdopodobnie tymi od sypialni. Westchnąłem ciężko pod nosem. Althea to twarda sztuka do wytresowania i ciężko będzie mi sobie ją pod siebie podporządkować. Jednak nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych - trochę przemocy, upokorzenia i kobieta sama mięknie, uznając twoją dominację. Cóż mogę powiedzieć - lata praktyki.
    Jakieś pięć - dziesięć minut później na dół ponownie zeszła kobieta, tym razem w ciemno zielonej sukience do kolan i delikatnie odkrytymi plecami. Kiwnąłem głową w geście, że pasuje mi jej aktualny strój i złapałem za kluczyki od samochodu.
     - Idziemy
 - powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu i otworzyłem przed dziewczyną drzwi.Ta jak najbardziej przez nie przeszła, jednak z wielką niechęcią wypisaną na jej twarzy. - Uśmiechnij się. Nikt cię tam nie zabije, chyba, że popełnisz jakiś błąd. - Zamknąłem za nami drzwi. - Wtedy to ja się tobą zajmę po powrocie.
    Usłyszałem jak oddech dziewczyny przyśpieszył, a jej serce zaczęło bić szybciej. Bała się i właśnie o to chodziło. Strachem najszybciej dojdę do swojego celu. Byłem tego bardziej niż pewien.
    Droga do mojego domu rodzinnego była krótka i minęła nam w milczeniu. Dziewczyna ciągle odwracała ode mnie wzrok i wgapiała się pusto w przestrzeń. Momentami można było się nawet poczuć, że jest się obok osoby obłąkanej, czy też psychicznie chorej. Westchnąłem ciężko, gdy powoli zaczęliśmy wjeżdżać na posesję i zacząłem mówić:
     - Na bankiecie zachowuj się normalnie, a nie tak jak teraz. Staraj się normalnie rozmawiać z innymi kobietami, które tam będą. - Zaparkowałem samochód w podziemnym parkingu i kontynuowałem po chwili swój monolog. - Nie zadawaj za dużo pytań, nie bądź ciekawska, nie dotykaj zbyt wielu rzeczy i zachowuj się jak pani z wyższych sfer. - Skierowałem na nią swoje ostre spojrzenie. - Od tego spotkania zależy, jak będę później na ciebie patrzył i do ciebie się zwracał. Rozumiemy się? Czy mam powtórzyć tym razem w bardziej jasny sposób?
     - R-rozumiem. - Dziewczyna jakby przestraszona moim zachowaniem, bliskością i władzą jaka ode mnie biła, odpowiedziała szybko i schowała swój wzrok, momentalnie otwierając drzwi od samochodu.
     - Cieszę się - mruknąłem i poszedłem w jej ślady. Nie minęła chwila, gdy już staliśmy pod wielkimi drzwiami wejściowymi, a ja zadzwoniłem dzwonkiem. Wtedy, jak na zawołanie, lokaj otworzył je nam, witając nas delikatnym ukłonem. Kiwnąłem głową na ten gest i poprowadziłem kobietę w głąb domu. Mniej więcej znałem jej preferencje i przeczuwałem, że przepych, z jakim urządzona jest cała ta posiadłość, może ją dosyć porządnie przytłoczyć. Chcąc dodać jej w jakimś stopniu trochę otuchy, położyłem dłoń na dole jej pleców i delikatnie ją tam pogłaskałem, szepcząc jej do ucha: - Spokojnie, nikt cię nie zje. Tylko bądź ostrożna, ludzie mogą łatwo poznać z jakiej sfery jesteś.
    Althea delikatnie kiwnęła głową i odetchnęła cicho, jakby chcąc jeszcze bardziej się tym uspokoić. W tym samym momencie podszedł do nas mój ojciec. Obdarował nas delikatnym uśmiechem i od razu przywitałem się z nim dosyć formalnie - jak na nas przystało.
     - A ta piękna pani to kto? - Delikatnie ujął jej dłoń i złożył pocałunek na jej wierzchu. - Na imię mam Richard. Richard Owen, a panienka to…? - spojrzał na nią pytającym wzrokiem, jednak jego spojrzenie zawsze miało w sobie coś takiego, co budziło strach i przymus zdradzenia mu wszystkiego, co się ma za uszami.
     - Althea - odparła po chwili ciszy delikatnie zarumieniona. Po chwili dodała: - Miło mi pana poznać.
     - Mnie panienkę również, jak najbardziej. - Jego uśmiech się poszerzył. Nie minęła chwila, gdy obok jego boku stanęła najważniejsza osoba w jego życiu i tym samym moja matka - Cecile.
     - Myślałam, że przyjdziesz z Julie… - Zmarszczyła delikatnie brwi, łapiąc za ramię męża.
     - Plany uległy zmianie - mruknąłem niezadowolony faktem, iż poruszyła ten temat.
     - Rozumiem - odparła zamyślona, by po chwili na jej twarz wkradł się serdeczny uśmiech. Moja matka miała to do siebie, że wyraz jej twarzy nigdy nie kłamał. Była kobietą z jajami i nie bała się mówić ludziom wprost tego, co myśli. - Jestem Cecile Owen, - podała jej dłoń, - miło mi poznać.
     - Althea, mnie również - odwzajemniła jej uśmiech. Moja dłoń nadal leżała na plecach kobiety, więc powoli zaczynałem wyraźnie odczuwać to, że dziewczyna się rozluźnia i coraz lepiej czuje w nowo poznanym towarzystwie.
     - Może ja cię stąd zabiorę, hmm? - zaproponowała Cecile. - Mężczyźni pewnie mają jakieś ważne sprawy biznesowe do omówienia.
     - Dobry pomysł, kochanie - poparł ją Richard, kiwając głową. Althea od razu przystała na jej propozycję i chwilę później znacznie się od nas oddaliły, w międzyczasie zapraszając do swojego grona Adrienne - moją siostrę. Nie przeszkadzało mi to, między innymi dlatego, iż ona mocno się ze mną trzyma i mówi mi o wszystkim, co wie, widzi i słyszy. Od matki o wiele trudniej byłoby wyciągnąć, co Althea robiła podczas tego wieczoru.
     - Wszystkiego najlepszego - parsknąłem pod nosem, biorąc od jednego z lokajów lampkę szampana.
     - Wiesz, że imieniny traktuję jak zwykły dzień tygodnia - westchnął mężczyzna i wziął łyka musującego napoju. - Musiałem zorganizować ten bankiet, by załatwić parę spraw biznesowych… To znaczy mama zorganizowała ten bankiet. Ja tylko realizuję plany.
     - Wiem - parsknąłem pod nosem i poszedłem w jego ślady - przechyliłem kieliszek i wlałem w siebie trochę tego napoju. - Ale i tak, wszystkiego najlepszego. Szczere życzenia od pierworodnego syna.
     - A dziękuję bardzo - zaśmiał się ojciec, spoglądając do przodu na resztę towarzystwa. - Dużo osób mi to mówiło, ale dopiero ty jesteś trzecim, od którego te słowa zabrzmiały szczerze. Cała reszta zebranych na tej sali chce, żebym zdechł. Byłoby im to bardzo na rękę, jednak ja dosyć długo ich jeszcze pomęczę.
     - A ja będę po tobie.


< Althea? Tylea is back C: >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz