3 lut 2019

Od Odeyi C.D Samuel

    To było bardzo… miłe z jego strony, że się tak o mnie martwił. Jednak nic nie zmienia faktu, że był dla mnie zupełnie obcy. Nie znałam go wcześniej. Tak naprawdę dopiero parę godzin temu poznałam go pierwszy raz. Był gangsterem, ale nie wyglądał na takiego. Zupełne przeciwieństwo moich wyobrażeń o takich ludziach. Był… ciepłym człowiekiem. A raczej tak mi się wydaje teraz, po spędzonym z nim czasie. Jednak jaką mogę mieć pewność, że to nie jest maska, którą przybiera na co dzień, by ukryć swoją prawdziwą naturę. Nie mam jej wcale.
    Te parę razy, kiedy poczułam dotyk jego dłoni na swojej, sprawił, że poczułam się nieswojo. Nie chciałam tego ukazywać ani o tym mówić, więc siedziałam cicho. Pewnie chciał tym gestem dodać mi otuchy i wesprzeć na duchu. Nie udało mu się. Od dawna już leżę na dnie całkiem zniszczona.
    Jego propozycja przenocowania w jego domu wprawiła mnie w osłupienie. Gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że on teraz będzie mi to proponował, to ja prawdopodobnie bym go wyśmiała. Jednak to była najprawdziwsza prawda. Na samym początku chciałam odmówić, ale chwilę potem, gdy do mojej głowy wpadł jeden pomysł, byłam skora się zgodzić. Nocowanie u niego wiązało się z kolejną sprzeczką z rodzicami. Innymi słowy zrobię im na złość - co przyniesie mi wielką satysfakcję, ale i też trochę problemów. Jednak wtedy nie myślałam o tej drugiej stronie medalu. Dla mnie najważniejsze było zagranie im na nerwach, ot co. Nic nie sprawiało mi takiej przyjemności.
     - W sumie… - udałam, że się waham, drapiąc się lekko w tył głowy, by chwilę później ją podnieść i uśmiechnąć się delikatnie. - Jasne, czemu nie. Chociaż rano pewnie będę miała przesrane - westchnęłam ciężko, wracając wzrokiem do panoramy całego Avenley River. Tu było pięknie.
     - To chodź, już się robi późno - powiedział, wskazując ruchem głowy na swój samochód. Bez większego zastanowienia poszłam w jego ślady i usiadłam na miejscu pasażera obok kierowcy. Akurat zaufałam mu na tyle, by… nie bać się, że może mi coś zrobić. Jednak… czy aby na pewno wybrałam dobrą drogę?
    Kiedy po parunastu minutach ciągłej jazdy podjechaliśmy pod jego rodzinny dom, lekkie zdziwko mnie złapało. Nie spodziewałam się, że jego dom będzie podobnych gabarytów - albo nawet i większych - od tego, w którym mieszkam ja. Jednak całe szczęście jego ogród nie był zbiorowiskiem losowych kwiatów, posadzonych jeden obok drugiego - widać było, że nie dość, że zrobili to z umiarem, to jeszcze z głową.
    Przechodząc przez próg, moim oczom od razu ukazało się bogate wnętrze. Widać, że mają grube portfele. W końcu byli na bankiecie i rozmawiali z moimi rodzicami. A oni nigdy nie rozmawiają z byle kim.
    Przechodząc przez korytarz, wpadła na nas mała dziewczynka. Z tego co pamiętam, była to młodsza siostra Samuela - Evangeline. Momentalnie, gdy ujrzała brata, uśmiech rozkwitł na jej twarzy i bez większego zastanowienia rzuciła mu się w ramiona.
     - Sammy! - pisnęła cicho, na co ja delikatnie się uśmiechnęłam. Starałam się nie wracać myślami do czasów, kiedy ja byłam równie niewinną dziewczynką, co ona. Jednak nikt nie okazywał mi tyle miłości, co jej dostarczała chociaż ta jedna osoba. Zazdrościłam jej jak cholera.
     - Heeej, księżniczko. - Mężczyzna z uśmiechem na ustach wziął ją na ręce i pocałował w polik. - Pamiętasz Odeyę?
     - Tak. - Dziewczynka pokiwała twierdząco głową. - Gdzie twoja sukienka? - spytała, marszcząc brwi. Tak, nadal miałam na sobie ubrania Tori i jakoś nie śpieszno mi było ten fakt zmieniać.
     - Przebrałam się, była strasznie niewygodna. - Kąciki moich ust momentalnie uniosły się ku górze.
     - Ja też chcee. Moja mnie kłuje - oburzyła się. Tak jakby zazdrościła mi tego, że mogłam swoją zdjąć wcześniej, niż ona.
     - Gdzie cię kłuje? - spytałam, gładząc dłonią materiał. To był jedwab. Bez dwóch zdań. Najdelikatniejsza tkanina, jaka mogłaby być. Szczerze mówiąc to nie wiem, gdzie i co ją tak naprawdę kuło.
     - Nigdzie, ale chce ją zdjąć - zachichotała cicho, wtulając się w pierś brata. Zawtórowałam jej, kiwając głową w geście, że zrozumiałam, o co jej chodzi.
     - Sammy? - Usłyszałam głos dobiegający zza naszych pleców. Gdy oboje odwróciliśmy głowy w tym samym momencie, kobieta zmarszczyła brwi. To była jego matka. - Co ona tu robi?
     - Zostaje na noc - oznajmił, jakby to była jakaś oczywista oczywistość. Oczywiście chwilę później na jego twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. - Sam jej to zaproponowałem. Chyba mogę raz za czas przyprowadzać do siebie gościa, prawda?
     - No tak, ale… - zaczęła, jednak jej córka momentalnie jej przerwała.
     - To twoja dziewczyna? - spytała, na co ja zareagowałam cichym chichotem.
     - Nie, jestem tylko koleżanką - odpowiedziałam za niego, by po chwili ponownie skierować wzork na kobietę.
     - A twoi rodzice? Nie będą się martwić?
     - Już ich poinformowałam - skłamałam, zachowując stoicki spokój. - Nie jest problemem to, że tu zostanę? - spytałam dla pewności.
     - Nie, skądże - uśmiechnęła się do mnie szczerze, co momentalnie odwzajemniłam. Po chwili podeszła do Sama, by odebrać z jego ramion swoją córkę. - Boże, jakaś ty ciężka - powiedziała, sadzając ją na podłodze. - Teraz biegem na górę, myć się i spać.
    Dziewczynka pokiwała twierdząco głową z uśmiechem i zaraz potem już jej nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu, co oczywiście nie było prawdą. Po prostu skubana szybko biega.
     - To ja zostawię was samych - powiedziała na odchodne i ona również poszła w ślady swojej córki - zniknęła. No może niekoniecznie zniknęła, ale po prostu poszła gdzie indziej.


< Samłell? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz