1 lut 2019

Od Samuela cd. Odeyi


                Tego ranka, nie obudziłem się w swoim mieszkaniu. Byłem w rodzinnej posiadłości tylko z powodu bankietu na który dostałem osobne zaproszenie, jako najstarszy syn. Usiadłem na łóżku. Dziwnie się czułem, kiedy budziłem się w swoim starym pokoju, pomalowanym na czarno z meblami z ciemnego drewna. Nie czekając na to, aż Daemon zdecyduje się drapać w drzwi wstałem, zabrałem ubrania i ruszyłem do łazienki, połączonej z moim pokojem. Kiedy przejrzałem się w lustrze, stwierdziłem, że całonocna impreza zaraz przed bankietem, to nie był najlepszy pomysł. Nie wyglądałem źle, jednak mogło być lepiej. Wziąłem szybki, zimny prysznic po czym ubrałem się w czarną koszulkę i czarne jeansy. Wychodząc z pokoju, napotkałem Blake’a, jednego z sług w rodzinnym domu. Znał mnie od dziecka, mimo swojego sędziwego wieku, doskonale wypełniał swoje obowiązki. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
                - Witaj Samuelu, wyspałeś się? Naprawdę nie wierz, jak się cieszę, że znów jesteś w tym domu. Bez ciebie, to nie to samo. – Przyjrzałem mu się. Mimo, że już od kilku lat nie mieszkam z rodzicami, wydawało się, że stary Blake nic a nic się nie zmienił. Może oprócz nowych, siwych włosów na głowie.
                - Tak, jest dobrze. Przyznaję, że dziwnie jest budzić się znów w tym domu. Już tyle tu nie mieszkam – Uśmiechnąłem się. Był jedyną osobą, która zawsze umiała mi pomóc. Znał moje sekrety, których miałem całkiem dużo, był czas kiedy widział o mnie więcej niż własny ojciec.
                Miał już coś odpowiedzieć, kiedy moja siostra zadzwoniła dzwonkiem. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym powolnym krokiem ruszył w kierunku pokoju małej. Ja sam za to zszedłem do salonu, połączonego z kuchnią oraz jadalnią, gdzie byli już moi rodzice. Mama czytała jakieś kolorowe pismo, a tata oglądał telewizję popijają coś z kubka. Myślałem, że przemknę nie zauważony do kuchni, jednak moje plany zostały udaremnione, kiedy mama zerknęła na mnie zza czasopisma.
                - Oh, Sammy, już wstałeś? – Matka spojrzała na zegarek – To do ciebie nie podobne, jest dopiero dziesiąta.
                - Mamo… nie wiem czy wiesz, ale już od dawna staram się wstawać przed południem. – Mama uśmiechnęła się, a ja poszedłem do kuchni, po czym otwierając lodówkę zabrałem jogurt i wróciłem do rodziców, tym razem jednak usiadłem obok ojca, spoglądając na telewizor. Tata uśmiechnął się, po czym spojrzał na mnie z… czymś co przypominało czułość.
                - Synu, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię mam. Pomyśl o tym, że mnie kiedyś zabraknie. A wtedy, to ty odziedziczysz chwałę Westonów. Mówię ci to, bo wiem jak nie znosisz bankietów, ale jeśli jest możliwość, abyśmy mieli za sojusznika kogoś takiego jak Daniel Michaels, musi wiedzieć kot będzie moim zastępcą, zaraz po mojej śmierci. Nie jestem już młody, a nasza droga życiowa, może szybko zakończyć moje życie.
                Spojrzałem w telewizor po raz kolejny. Nie wyobrażałem sobie tego. Ja, jako boss mafii, głowa rodziny Weston, oraz jeden z najgroźniejszych gangsterów siejący postrach w całym Avenley. Nie, że o tym nie marzyłem, bardzo tego chciałem. Jednak, nie wiedziałem na razie siebie w tej roli. Jeszcze nie teraz. Nie patrząc na ojca, wyszeptałem obietnicę, której byłem pewien.
                - Nie zawiodę cię ojcze, możesz być pewny.
                - Nigdy mnie nie zawiodłeś Samuelu, jesteś moją chlubą i dumą. Spójrz tylko na siebie. Waleczny, umiesz się obronić, zarabiasz na siebie w sposób, którego prawie nikt by nie pochwalał, jednak się utrzymujesz. Siejesz postrach synu. Jak ja w twoim wieku.  – Nagle poczułem jak obok mnie siada ktoś jeszcze. Mama położyła mi rękę na ramieniu.
                - Do tego, jesteś młodym, ambitnym i przystojnym mężczyzną Samuelu. Wiem, że przez wiele lat miałeś wątpliwości czy to aby na pewno twoja droga, ale mam nadzieję, że wiesz o tym, że zarówno ja jak i ojciec, robimy wszystko abyś ty oraz Evangeline i Jacob mieli wszystko.
                - Wiem. [i]Doskonale to wiem – Wstałem z kanapy, odwracając się twarzą do rodziców – Pójdę na górę, zobaczę co robią dzieciaki.
                Reszta dnia minęła mi na zabawie z dzieciakami, oraz oglądaniu telewizji z rodzicami. Czułem się jak kilkanaście lat temu, kiedy to nawet nie myślałem o tym, co będzie gdy skończę osiemnaście lat. Kiedy nadszedł wieczór, wróciłem do pokoju i ubrałem się w czarną koszulę, tego samego koloru spodnie, oraz marynarkę. Włosy zostawiłem takie jak były, czyli w całkiem ogarniętym nieładzie. Schodząc na dół, zobaczyłem moją siostrę i brata. Evangeline ubrana była w różową sukienkę, sięgającą kolan, miała też buty tego samego koloru, a włosy spięte w koka. Jacob za to, ubrany w koszulę, jeansy i marynarkę wyglądał jak moja młodsza kopia. Uśmiechnąłem się do brata, kiedy ten wsiadał do samochodu.
                Kiedy podjechaliśmy pod dom w którym odbywał się bankiet, skrzywiłem się. Ci ludzie byli w cholerę bogaci. Jedynie czym różnili się od nas, to tym, że oni zapewne zarobili to wszystko uczciwie. Zobaczyłem chmarę ludzi wchodzących do środka i wywróciłem oczami. Mówiłem, że nienawidzę bankietów? Wysiadając, strasznie się ociągałem, do tego stopnia, że nawet matka uderzyła mnie lekko w głowę torebką. Ała?
                Po dziesięciu minutach, byliśmy już w środku. Stałem obok dziewczyny, ubranej w zieloną sukienkę do kolan. Wiedziałem kto to jest, słyszałem też jej szepty do mężczyzny, który stał obok niej wcześniej. Jej facet.
                - Dobrze się pan bawi? – Zapytała, odwracając się w moją stronę, z sztucznym uśmiechem. Ja nawet na to nie byłem w stanie się wysilić. Nie chciałem tu być, ale spojrzałem na dziewczynę. Prawie prychnąłem widząc jej uśmiech.
                - Ja bawię się świetnie, ale widzę, że ty sama nie za dobrze. Ten facet, wygląda na dziwnego typa. – Spojrzałem dziewczynie w oczy, jednak ona spuściła wzrok. Wpatrywała się chwilę w podłogę, a po tym wzięła głęboki oddech.
                - Bywało lepiej, bez porównania – Uśmiechnąłem się, kiwając głową. Kiedy miałem się jej przedstawić, podbiegła do mnie Evangeline, wyciągając ręce abym wziął ją na ręce, mimo że miała już dziesięć lat, bardzo lubiła być noszona.
                - Braciszku, chodź! Ja chcę truskawkę w czekoladzie, ale jestem za niska, a to jest tak wysoko! – Uśmiechnąłem się, po czym odwróciłem w stronę dziewczyny. Eva uśmiechnęła się do niej – Hej, jestem Evangeline. A to mój braciszek Jacob – wskazała na młodego. Po chwili jednak pociągnęła mnie za marynarkę. – No chooooodź!
                - Wybacz, muszę załatwić ten kryzys. Może jeszcze się spotkamy dzisiejszego wieczoru. Życzę ci miłej zabawy, w końcu, to bankiet u najbogatszej rodziny, prawda?
                Po chwili stałem już przy fontannie z czekoladą, podając Eviangeline i Jacobowi truskawki, jednak podeszła do mnie matka i położyła mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem na nią. Wiedziałem o co chodzi, musiałem zapoznać rodzinę gospodarzy. Złapałem rodzeństwo za ręce, po czym powoli podeszliśmy do jednej z ścian, gdzie stał mój ojciec, śmiejąc się w głos. Obok obcego mi mężczyzny, dostrzegłem nie tak obcą mi dziewczynę. Kiedy się zbliżyliśmy, ojciec uśmiechnął się szeroko i przygarnął mnie do swojego boku.
                - Moi drodzy, poznajcie mojego najstarszego syna. Samuel może wygląda niepozornie, ale to prawdziwy rekin biznesu! Wszystkie najważniejsze sprawy załatwia on. Samuel to moja duma. – Uścisnąłem dłoń mężczyzny. Ten uśmiechnął się i odwrócił do swojej rodziny.
                - Samuelu, poznaj moją rodzinę. Żonę, Teresę, córkę, Jenę, oraz najmłodszą córkę, Odeyę. – Spojrzałem na znajomą mi nieznajomą, uśmiechnąłem się do niej lekko.
                - Wie pan, jak i Odeya mieliśmy już szansę zamienić parę słów. Wiem, że mój ojciec mnie przestawił, ale wychowanie zakłada, że powinienem zrobić to sam. Jestem Samuel Weston, bardzo miło mi was wszystkich poznać. – Mężczyzna spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jego żona, oraz córki nie pozostały dłużne.
                - Nie możliwe, rodzina Weston w naszym domu? – Wzrok Jeny powędrował do mojego paska, pod koszulą zarysowywał się kształt broni.
                - Proszę wybaczyć uzbrojenie, ale wie pan. Nie wiadomo co czai się w ciemnościach. Nie chcemy aby nasza ochrona podążała za nami. Poza tym, umiemy się bronić. – Evangeline znów zaczęła się po mnie wdrapywać, jednak skarciłem ją wzrokiem. 
                Zerknąłem na Odeyę, dziewczyna wpatrywała się we mnie. Widocznie nasza obecność naprawdę zaskoczyła gospodarzy. Mam nadzieję, że dzięki temu szybciej wyniesiemy się z tego bankietu i będę mógł wrócić do swojego mieszkania. Muszę jutro dostarczyć towar kilku chłopakom – Pomyślałem, uśmiechając się przyjaźnie do dopiero co zapoznanych ludzi.
Odeya?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz