9 mar 2019

Od Antoniego CD Nivana

Palce przyjemnie poszarpywały poszczególne włosy, a mi pozostawało uśmiechać się, mruczeć i po prostu błagać o więcej, bo Oakley był narkotykiem, nie mogłem zaprzeczyć, cholernie uzależniającym, fizycznie, psychicznie, a kurwa dlaczego nie oba na raz.
A ja od zawsze tak łatwo wpadałem we wszelakie nałogi i cieszyłem się, że przynajmniej nigdy nie było dane mi zaznać alkoholizmu. O wątrobę trzeba dbać, o płuca czy zdrowie psychiczne, które Nivan tak często wygryzał, już nie.
Gorąca dłoń spoczęła na policzku, jedna, jak i druga, będąc niezwykłą sugestią, byle unieść wzrok, całą twarz, by wargi ponownie mogły się spotkać. Powoli robiło się duszno, ciasno, a serce biło szybciej i szybciej, raczej nie miało zamiaru przestawać.
Dzięki Stwórcy, cóż za straszną tragedią byłoby zatrzymać się w tym momencie, na samym początku, jak i szczęściem umrzeć w ten sposób, w tym uczuciu i euforii.
Może kiedyś.
Nogi ostatecznie się poplątały i same zaprowadziły nas w kierunku jednej ze ścian, w którą wpaść dane było drugiemu kochankowi, mojemu kochankowi, za którym tak tęskniłem, który nawiedzał nocne, zdecydowanie niespokojne marzenia.
Bo Oakley był moim kochankiem, a ja jego, co napawało niezwykłym szczęściem, zobowiązywało, jak i dawało jakieś przywileje, a może po prostu – radowało. Bo to słowo tak ładnie brzmiało.
I cicho syknąłem, gdy paznokcie mężczyzny zahaczyły o moje biodra, jednak nie narzekałem, ba, chciałem jeszcze więcej, jeszcze raz, więc te posunęły się posłusznie za dłońmi Nivana.
— Błagam, zrób to jeszcze raz, rób tak więcej — wyszeptałem, może i łamiącym się głosem, w końcu decydując się na zasugerowanie czego chcę, jak chcę.
W końcu komunikacja była podstawą, nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz