Nawet jeżeli niektóre rany należały do tych jeszcze babrzących się, niezasklepionych w odpowiedni sposób, z brzydkimi bliznami, od czasu do czasu nawet bolesnymi.
Westchnęłam cichutko, pozwoliłam się obrócić, a następnie zostać porwaną w kierunku baru, po czym w jeszcze szybszym tempie na bok, tuż przy wyjściu, jakbyśmy obie szukały świeżego powietrza.
W dosłownym i przenośnym znaczeniu.
I zaczęła się zupełnie niewinna, nic nieznacząca gadka, o której miałam zapomnieć kolejnego dnia, budząc się w cudzej pościeli tak, jak pan Bóg stworzył. By szybko się ubrać, by nie zostawić numeru, bo po co i wyślizgnąć się zza trochę skrzypiących drzwi na wolność... A przecież niewinnie zaczęło się od warg na kciuku jeszcze obcej mi dziewczyny, która chwilę później zdejmowała mi rzęsę z policzka. Niby nic, a granica posuwała się coraz dalej, powoli, powolutku do przodu, ewidentnie w chaotyczny sposób.
— To marzenie, zdmuchnij, a się spełni — mruknęła, a mi pozostało tylko posłusznie wykonać polecenie.
— Pozwolisz, że nie zdradzę swojego marzenia, w ten sposób tylko skuszę — stwierdziłam, przejeżdżając czubkiem palca o krawędź kieliszka, by następnie zrobić to samo, co dziewczyna mi. — A to niespodzianka, najwidoczniej tego wieczoru mamy szczęście — stwierdziłam, nie skrywając uśmiechu i pokazując jej palec z rzęsą, którą przed chwilą ściągnęłam ze skóry dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz