Nie nakrzyczała na mnie, nie zamordowała mnie spojrzeniem, pomogła mi, no, musiałam jej postawić przynajmniej herbatę! Herbata była dobra na wszystko, a dzisiaj wszyscy byli tacy mili, a ja taka nieostrożna, że trzeba brunetce zadośćuczynić to uderzenie wózkiem [nie, żebym coś się nauczyła, nadal pędziłam na swoim pojeździe, ale u boku nieznanej mi z imienia pani.
Zanim weszłam do herbaciarni, zostawiłam wózek nieco w głębi ogródka, żeby nikt przypadkiem go sobie nie przywłaszczył. Lubiłam ufać ludziom, jednak ludzie za bardzo lubili nadużywać zaufanie, które im się dało. Machnęłam w stronę Igora dłonią z szerokim z uśmiechem, na co student uniósł brwi zdziwiony moim szybkim powrotem. Nie dziwiłam mu się. Gdyby wszystko poszło po mojej myśli, już bym była w swoim stroju ogrodniczym i babrałabym się w ziemi, podśpiewując piosenki z radia.
Kiedy usiadła na upatrzonym przez siebie miejscu, przy okazji pociągając mnie za sobą, nie usiadłam obok niej, jak najwidoczniej oczekiwała, ale nadal stałam przy stoliku, bo zamówienie przecie trzeba było zebrać.
— Jakieś konkretne upodobania? Wolisz sama stworzyć mieszankę herbaty czy wybrać coś z menu? — spytałam, podsuwając jej kartę ozdobioną magnoliami. Klasyczne i wszystkim znane herbaty umieściłam umyślnie na samym końcu i gdyby Mordechaj nie powiedział, że przesadzam, to pewnie jeszcze napisałabym je drobną czcionką koloru białego na jasnym tle. Ponieważ picie tej samej herbaty zawsze i wszędzie było nudne, ale co poradzić? Smaku ludziom nie zmienię. — Jak masz ochotę na coś niedorzecznego to proponuję Pachnidło. Albo Dźwięk skrzypiec o północy.
Pachnidło sama wymyśliłam, ale z tą drugą nazwą córa kuzynki wyskoczyła i jakoś została, nawet jeśli klienci patrzyli na mnie, jakbym urwała się z Krainy Czarów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz