6 mar 2019

Od Sarah cd. Conrad

Oderwaliśmy się od siebie, łapiąc oddech. Musiała minąć dłuższa chwila, aby doszło do mnie, i chyba nie tylko do mnie, co właśnie zrobiliśmy. Jeszcze nie tak dawno temu zarzekałam się, że komu, jak komu, ale mężczyźnie nie dam się omotać. Tymczasem, ten robi zupełnie to, co chce, a ja nawet nie staram się go powstrzymać. Dodatkowo, nie chodzi o to, czy mi się podoba, czy nie, tylko o czysto etyczne sprawy, jak na przykład fakt, że nie znamy się zbyt długo. Conrad był świetnym ojcem, jak i materiałem na przyjaciela, kolegę lub chłopaka, jednak to wszystko nie dotyczyło mnie, a ja nie bardzo wiedziałam co zrobić z tym faktem, biorąc pod uwagę to, że właśnie skończyliśmy się całować na kanapie w jego mieszkaniu, gdzie piętro wyżej Daphne smacznie spała. Odchrząknęłam, zakładając włosy za ucho, a moje policzki prawdopodobnie były purpurowe. Nie musiałam długo czekać, aby mężczyzna zaczął się tłumaczyć, jednak kompletnie nie musiał tego robić, bo to, co się zdarzyło, nie było naszą winą. Może zrządzeniem losu, w które niedawno zaczęłam wierzyć?
– Um, przepraszam za to. Moje ciało przestaje powoli ze mną współpracować, przez te leki.. i brak kogokolwiek przez ostatnie 6 lat. Przepraszam cię za to, co zrobiłem. I... Czekaj, podobało ci się to? – spytał nagle, przerywając w połowie wypowiedź, a ja lekko się speszyłam, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
– To wyszło zupełnie przypadkiem – wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co on sam może sobie myśleć. Moje myśli, na chwilę obecną, były chaotycznie porozrzucane po najciemniejszych zakątkach mózgu, a sklecenie jakiegokolwiek, poprawnego zdania zupełnie mijało się z celem.
– Mhm – mruknął. – Posłuchaj, przepraszam, ale ja – zaciął się. – ja się nie nadaję do związków. Nie chcę obiecać ci czegoś, co nie zadziała. Ale, jeśli nie chcesz związku... To nie wiem, nie możemy tego kontynuować? Było chyba przyjemnie, co? – zbliżył się ponownie, jednak położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, delikatnie powstrzymując. Chyba był lekko zaślepiony swoimi potrzebami, aby mnie wysłuchać, ale nie byłam zła.
– Nikt tu nie mówi o związku – powiedziałam, czując wszechogarniającą mnie bezradność. Nie wiedziałam, czy powinnam powiedzieć to, co myślę, czy to, co on chce usłyszeć. – Ale to, że raz nas poniosło, nie znaczy, że i drugi raz może.
– Okej, rozumiem. Przepraszam – powiedział, opierając się swoim czołem o moje, a ja go lekko przytuliłam, wzdychając.
– Będę musiała już powoli iść. Muszę wstąpić jeszcze do Aidena, ogarnąć konie na noc. Także chyba na mnie już pora. Zgadamy się jeszcze na przyszłość, co? – spytałam, po chwili lekko się odsuwając. Z przyzwyczajenia wstałam, poprawiając poduszki i koc położony na kanapie oraz zabrałam swoje rzeczy. Conrad odprowadził mnie do drzwi, żegnając się. Oczywiście, jak to on, przeprosił po raz kolejny, a ja po raz kolejny powiedziałam, że to nic takiego.
– Mam nadzieję, że to nie zmieni nic w naszej... relacji?
– Jasne, że nie. To nie była niczyja wina, tak po prostu wyszło i już. Ale masz rację ze związkiem, to chyba nie czas, ja także nikogo sobie nie szukam, więc... narazie niech zostanie tak, jak było – uśmiechnęłam się, odchodząc w stronę samochodu, jednak poczułam jak dłoń Conrada owija się wokół mojego nadgarstka. Spowodowało to, że odwróciłam się gwałtownie, ale niekontrolowanie, czując usta mężczyzny na moich.
– Skoro ma zostać tak, jak jest, to niech tak będzie – dodał, a ja uciekłam szybko do samochodu, uśmiechając się do niego z politowaniem.
Wyjechałam powoli z podjazdu, włączając się niechętnie do ruchu. W międzyczasie odebrałam także wiadomość od Aidena, że czeka przed moim domem, ale klucz do niego zostawił w swoim, zamkniętym, dlatego to ja muszę mu otworzyć drzwi. Niewątpliwie byłam przez kilka najbliższych dni na niego skazana, jednak to mój brat, więc fakt, że mu pomogę, był jak najbardziej dla mnie oczywisty. Nawarstwiony nawał pracy na pewno nie ułatwiał mi sytuacji, bo byłam pewna, że Aiden, jako odwieczny imprezowicz, nie chodzi spać po dobranocce, a wykonując pracę, cenię sobie ciszę i spokój, a nie metalową muzykę, którą puszcza na cały regulator. Sąsiedzi go przez to nienawidzą, a on widzi w (odludnionym) miejscu, w którym mieszkam, potencjalną okazję, aby cisza nocna przestała go obowiązywać, albo najlepiej istnieć.
Kiedy dojechałam, czekał grzecznie, zbytnio nie rozrabiając. Siedział na schodach, przed domem, a kiedy się przywitaliśmy, wszedł do domu jako pierwszy, idąc automatycznie do kuchni. Myszkował przez większość czasu w lodówce, bo podejrzewałam, że jego nie była zbyt pełna.
– Pachniesz męskimi perfumami – zauważył, a ja popatrzyłam się na niego głupio z uniesionymi brwiami, zdejmując szalik.
– Doprawdy? A ty trawką – odgryzłam mu się, choć wcale nie minęłam się zbytnio z prawdą, bo pot, alkohol, trawkę i papierosy były chyba jedynym, co można było od niego akurat poczuć, najwyraźniej złamał klucz do domu, kiedy zamierzał do niego wejść, po dobrej, całonocnej imprezie.
– Dlatego właśnie pójdę się umyć w wannie, nalewając ją całą i kąpiąc się z przyjemną myślą, że to ty będziesz ją opłacała – uśmiechnął się zawadiacko, puszczając mi oczko, a ja tylko westchnęłam na jego słabe żarty, odkładając kurtki na miejsce, bo Aiden by nigdy na to nie wpadł.
– Ale żadnych dziewczyn w moim domu! I śpisz na kanapie! – krzyknęłam za nim, idąc do swojego pokoju. Miałam szczerą nadzieję, że się posłucha i zachowa godność człowieka, jednak chyba zgubił ją poprzedniej nocy, a jego honor złamał się razem z kluczem, który z resztą nadal tkwił w drzwiach. Przebrałam się w piżamę, ciesząc się, że w końcu dane mi będzie - chyba - przespać całe dziesięć godzin, bo konie miały jutro wolne, nie licząc faktu, że musiałam jedynie wyprowadzić je na karuzelę i wziąć zdziczałego karusa na lonżę. Napisałam jeszcze tylko do Conrada, właściwie było to zaledwie jedno słowo, bo "dobranoc", po czym poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się razem ze świtem. Po szybkim prysznicu, ubrałam stajenne bryczesy, jakąś za dużą bluzę i trampki, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Aiden spał w najlepsze, tak właściwie, to on wstawał dopiero pod wieczór, bo jego hazardowe, przepełnione imprezami życie, zaczynało się o dwudziestej. Niestety, dopóki mieszka u mnie, będzie musiał się nieco przestawić. Konie zostały nakarmione, ubrane w derki i wypuszczone na karuzelę, w boksie została jedynie Joko, na której dzisiaj miała jeździć Daphne.
– A ty spać nie możesz, czy jaki jest z tobą problem?! – usłyszałam znajomy krzyk z wysoka. Popatrzyłam na Aidena, który wychylał się z balkonu wychodzącego na padoki.
– To ja powinnam spytać ciebie o to samo! – odkrzyknęłam, idąc z powrotem do stajni. Wyprowadziłam klacz, przywiązując ją następnie do koniowiązu oraz czyszcząc z grubsza. Niedługo później usłyszałam chrzęst żwiru na podjeździe, trzaśnięcie drzwiami i wesołe rozmowy Daphne z jej ojcem. Weszli przez drzwi do stajni, napotykając moje spojrzenie. Zakręciłam smar do kopyt, wycierając ręce w szmatę, po czym przywitałam się z tą dwójką.
– Proszę – podałam dziewczynce szczotkę. – możesz dokończyć ją czyścić – przyjęła ją ode mnie, zaraz zabierając się do pracy, a ja w tym czasie pootwierałam wszystkie boksy. Conrad stał obok Daphne, gdy do stajni wszedł Aiden, rozglądając się ciekawsko. No tak, tyle lat tu mieszkamy, jednak on rzadko bywa w moim domu, a co dopiero stajni. Ręce trzymał w kieszeniach swoich czarnych dresów z adidasa, a z tylnej ich kieszeni wystawała paczka papierosów.
– No tak, gwiazdy wieczoru nie mogło zabraknąć. Conrad, to Aiden, mój starszy brat. Aiden, to Daphne i Conrad – wyklepałam grzecznościową formułkę, sprzątając porozrzucane rzeczy koni.
– Na szczęście wieczoru jeszcze nie ma, więc będę miał okazję ją poznać – powiedział zgryźliwie, podchodząc do nas. – Tak, to ja jestem Aiden – dodał po chwili, bardziej do Conrada, niż do kogokolwiek innego. Ten również się przywitał.
– Wow, umiesz uścisnąć dłoń na powitanie? Nie wiedziałam, że w jaskini tego uczą – odparłam z uznaniem w głosie. W takich momentach jak te, nasza dwójka była stereotypowym rodzeństwem, a relacja opierała się na udawanej zgryźliwości.
– To ty spędzasz więcej czasu ze zwierzętami, niż z ludźmi, więc odpowiedz sobie sama. Uczą? – podniósł prowokująco brwi z uśmiechem, a ja przewróciłam jedynie oczami, gdy ten był już poza naszym zasięgiem wzroku. Jak widać, ostatnimi czasy w krew wszedł mu nawyk turysty.

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz