3 mar 2019

Od Sarah C.D Pelagonija

– Przecież zostawiłam ci kartkę na lodówce – powiedziałam zmarnowanym głosem, nie mając już najszczerszej nadziei na to, że mój brat kiedykolwiek stanie się mądrzejszy, niż obecnie jest. – Sto dwadzieścia stopni, termoobieg. Tylko wyjmij frytki z opakowania.
– Nie jestem głupi – prychnął, rozłączając się.
– Czyżby – powiedziałam bardziej do siebie, niż do słuchawki telefonu. Podświadomie wiedziałam, że gdyby przypadkiem spalił swoje mieszkanie, to pokój gościnny w moim domu jest w stanie surowym i nawet ściany są pokryte obdrapaną farbą. Poprawiłam torbę spadającą z ramienia, w międzyczasie szukając zawzięcie zeszytu z zapisanymi treningami. Akurat tego dnia, gdy byłam umówiona na rehabilitację (z której z resztą aktualnie wracałam), gdy Joko postanowił, że dostanie kolki, i gdy kowal uznał, że godzina szesnasta w środku tygodnia jest idealną godziną na zrobienie koniom kopyt, musiałam być w tyle z zaplanowanymi rzeczami. Poślizg w stajni, kolejki w klinice, popsuty samochód i wszystkie inne znaki nieba i ziemi wskazywały, że siedem lat pecha, gdy nie tak dawno zbiłam lustro, uskuteczniają się właśnie teraz, w najbardziej niefortunnym momencie. Wysiadłam z autobusu, pędząc na złamanie karku w stronę kolejnego przystanku, bo przecież mieszkanie na kompletnym zadupiu musiało być bardzo wymagające, a dojazd niemożliwy. Mało tego, żaden bus, czy jakikolwiek inny środek miejskiego transportu nawet nie zahaczał o moje miejsce zamieszkania, więc gdyby nie samochód, musiałabym dzień w dzień przemierzać las przez dwadzieścia minut, zanim doszłabym do domu. Plus był jeden - nie groziło mi włamanie, czy kradzież, mimo to i tak zawsze zamykałam stajnie i dom na cztery spusty, zachowując wszystkie możliwe środki ostrożności. Ostatnia prosta do domu nadeszła szybciej niż myślałam, powinnam być na miejscu za maksymalnie godzinę, gdyż przyjeżdżał mężczyzna, aby obejrzeć i może kupić ode mnie klacz - Madame.
Ni stąd, ni zowąd, najpierw poczułam uderzenie w plecy, a następnie usłyszałam bezwątpienia połączony z tym głuchy dźwięk. Zachwiałam się, odwracając.
– Przepraszam, żyjesz? Wszystko okej? Nic ci nie połamałam? – zostałam zasypana pytaniami. Zmierzyłam spojrzeniem dziewczynę stojącą na wózku sklepowym, przygładzając beżowy materiał płaszcza.
– Nie – odchrząknęłam. – Jak widzisz. Ziemia – wskazałam palcem na produkt w wózku. – Ci się wysypuje – kiedy usłyszała, co do niej mówię, fakt, że wjechała we mnie wózkiem, stał się drugorzędny. Oczywiście, nic mi się nie stało, jednak wydawało się, jakby ta ziemia akuratnie stała się centrum wszechświata.
– Ojej! Nie może się marnować! – podbiegła szybko, łapiąc ziemię w ręce, jednak niewiele to dawało, bo dziura była spora, a jej sypka zawartość wypływała z wnętrza, i wypływała. Nie mogłam patrzeć na nieporadne poczynania dziewczyny, więc podeszłam do wózka i wzięłam worek tak, aby dziura była skierowana do góry. Tym samym, automatycznie powstrzymałam wysyp ziemi, a dziewczyna tak jak była rozkojarzona, tak dalej nic się nie zmieniło.
– Uważaj – mruknęłam, widząc jak mocno szarpnęła wózkiem, a worek ponownie zachybotał.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnęła się, zdejmując z nadgarstka gumkę do włosów i usilnie próbując załatać worek. – Może herbata w ramach rekompensaty? – spytała, a ja spojrzałam na zegarek.
– Mam jakieś czterdzieści minut, więc jeśli się wyrobimy, to czemu nie?
– Cudownie, moja herbaciarnia nie jest daleko, więc nie zajmie to długo – odpowiedziała, a ja jedynie przytaknęłam, chwilę później pytając:
– To herbaciarnia, czy ogród botaniczny? – spojrzałam wymownie na zawartość wózka, który zaczęła mozolnie pchać. Na początku miałam zamiar zaproponować jej pomoc, jednak po kilku metrach rozkręciła się na tyle, że w tym tempie mogłaby wygrać wyścig.
– To i to właściwie – zaśmiała się.
– Naraz? Zawsze lubiłam krzaczaste herbaciarnie – uśmiechnęłam się krzywo, jednak nie było to niemiłe, a przynajmniej nie miało być, więc liczyłam na to, że dziewczyna zrozumie moje poczucie humoru.
– W sumie, jest dość krzaczasta – zachichotała pod nosem, w tym samym momencie, kiedy doszłyśmy na miejsce. Rzeczywiście było to niedaleko, więc ogromnie się cieszyłam. Teraz tylko wystarczyło mieć odpowiednie wyczucie czasu i popatrzeć na zegarek wtedy, kiedy trzeba, bo inaczej przepadnie mi i klient, i szansa na zarobienie kilkudziesięciu tysięcy. Zewsząd oszklony budynek, porośnięty roślinami, już na pierwszy rzut oka robił wrażenie, jednak kiedy weszłyśmy do środka, a moje nozdrza zaatakował zapach herbat, uznałam, że bardzo lubię to miejsce. Urzekły mnie kanapy ustawione za stołami, gdzie postanowiłam bez wątpliwości usiąść, więc pociągnęłam dziewczynę w poprzednio upatrzone przeze mnie miejsce.

Pel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz