Ledwo zdążyłem wyjść przed dom Chloe, kiedy dobiega mnie przez zamknięte już za mną drzwi, wesoły krzyk jej przyjaciela, jak przynajmniej miałem nadzieję. Śmieję się pod nosem i poprawiam sobie kołnierzyk płaszcza, szykując się na jeszcze porządną wędrówkę do domu. Słońce powoli zaczyna wstawać nad horyzontu rozjaśniając ciemne nocne niebo i nadając mu lekko różowawego koloru. Pomimo tego, że nie jestem osobą, które kocha wstawać rano i jest wtedy do życia i komunikacji z innymi, to kiedy tylko mam okazję skorzystać z tej właśnie pory dnia, wykorzystuję ją w stu procentach na podziwianie tego widoku i przez te kilkadziesiąt minut jestem przekonany, że jest to moja ulubiona pora dnia. Wszystko jednak mija kolejnego poranka, kiedy muszę wstać o siódmej na uczelnię. Wtedy ponownie nienawidzę wczesnych godzin i wszystkiego co z nimi związane. Jest jednak osoba, która o której godzinie jej nie obudzisz, zawsze ma taki sam humor, ponieważ zawsze ma zły humor. Kiedy tylko sobie o niej przypomniałem, nie mogąc wytrzymać już całego napięcia mojego ciała i emocji kłębiących się we mnie, od razu do niej dzwonię. Dobiera dopiero po czterech sygnałach, co oznacza, że będzie zaspana i wyjątkowo marudna.
H: Czego, gówniarzu? - może nie zbyt miły początek rozmowy, jednak zaspany, ochrypły głos Heather wywołuje u mnie uśmiech.
A: Jak myślisz Kitty, ile muszę znać dziewczynę, żeby się jej oświadczyć? - zapada cisza, słyszę jakieś szamotanie po drugiej stronie. - Kitty?
H: Przepraszam, miałam wrażenie, że mam urojenia i Mike zaczyna mieć twój głos. A tu niespodzianka, ty również zaczynać gadać głupoty - prycham tylko na jej słowa, wyraźnie niezadowolony.
A: Co masz na myśli?
H: Axel - wzdycha, wyobrażam ją sobie taką ledwo siedzącą w łóżku i przecierającą czoło dłonią, jak zwykle kiedy nie wierzyła w to, o co pytam. - Dziecko kochane. Ty nawet dziewczyny nie masz, a myślisz już o małżeństwie? Gdzieś pominąłeś ten etap znajdowania panny młodej chyba.
A: Poznałem dzisiaj kogoś - przyznaję wreszcie.
H: CO? Kogo?! - krzyczy do słuchawki, a ja z sykiem odsuwam telefon od ucha.
A: Kobieto... chcesz żebym ogłuchł, że tak krzyczysz? - pytam nadal się krzywiąc, a ona tylko chichocze.
H: Nie. Przepraszam. Jestem tylko zwyczajnie zszokowana i w pewnym sensie szczęśliwa. Mój mały Axelek kogoś poznał - wzdycha jak typowa matka wydająca jedynaka za mąż. Ja mam niestety takie trzy. Mamę, Heather i Dearden. Mieszanka wybuchowa, muszę przyznać. - No opowiadaj o niej.
A: Znaczy, dużo do opowiadania nie ma... Jutro zabieram ją na kawę...
H: To dobrze - wtrąca.
A: Poznałem ją w dziwnych okolicznościach, ale nie na imprezie... Było między nami trochę dziwnie, trochę napięcia, trochę luzu, ale było mi dobrze i ciągnie mnie do niej, mam takie wrażenie. Czuję, że gdyby nie siła woli, w tym momencie bym się zawrócił i pobiegł z powrotem do niej i już nigdy nie wyszedł od niej, chyba że tylko z nią u boku i to coś tak dziwnego...
H: Miłość od pierwszego wejrzenia - wzdycha, a w jej słowach aż słychać uśmiech.
A: Kitty... Wiesz, że nie wierzę w takie brednie, wiesz, że właściwie miłość to dla mnie zbyt abstrakcyjne pojęcie...
H: Axel posłuchaj mnie. Kiedy musi ona przyjść. Rozumiesz, ta dziewczyna, która mimo, że rozmowa się nie klei, że ma pochlapane błotem ubranie, pada deszcz, a ty dostałeś od kogoś w twarz, bo z nią rozmawiałeś, to uczni cię swoim, a ty nawet na sekundę nie pomyślisz o proteście. Może to ona.
A: Ładna jest - rzucam nagle.
H: Axel!
A: No co?! Jestem młodym facetem z potrzebami, mimo wszystko, choćbym nie wiem jak się starał, to tak czy tak zwrócę uwagę na wygląd dziewczyny, z którą rozmawiam...
H: Tylko jedno w głowie - burczy. - Lody i jakiś film, skoro już mnie obudziłeś? - pyta w końcu.
A: Daj mi wejść do domu i się przebrać, a zaraz pobiegnę do ciebie. Z dalszą dawką informacji o mojej przyszłej żonie - śmieję się. Widać już skręt na moją ulicę.
H: Nie wyobrażam sobie innego toku tego poranka, muszę wiedzieć o niej wszystko, skoro ma wziąć pod swoją opiekę mój największy skarb.
A: Ale ja nie jestem dzieckiem, żeby brać mnie pod opiekę - protestuję.
H: Dla mnie zawsze będziesz dzieciakiem i tyle - śmieje się.
A: Wiesz co... - rozłączam się i tylko chwilę przed naciśnięciem czerwonej słuchawki, słychać był pośród jej śmiechu, słowa "Też cię kocham". Typowa Kitty nie wiadomo, czy odpowiedzieć jej tymi samymi słowami, czy może lepiej ją od razu zabić. Na razie jednak postanawiam powstrzymać się przed wsadzeniem samego siebie na dożywocie za morderstwo, na razie muszę zająć się inną kobietą, z którą jutro... właściwie już dziś, czeka mnie kawa.
H: Czego, gówniarzu? - może nie zbyt miły początek rozmowy, jednak zaspany, ochrypły głos Heather wywołuje u mnie uśmiech.
A: Jak myślisz Kitty, ile muszę znać dziewczynę, żeby się jej oświadczyć? - zapada cisza, słyszę jakieś szamotanie po drugiej stronie. - Kitty?
H: Przepraszam, miałam wrażenie, że mam urojenia i Mike zaczyna mieć twój głos. A tu niespodzianka, ty również zaczynać gadać głupoty - prycham tylko na jej słowa, wyraźnie niezadowolony.
A: Co masz na myśli?
H: Axel - wzdycha, wyobrażam ją sobie taką ledwo siedzącą w łóżku i przecierającą czoło dłonią, jak zwykle kiedy nie wierzyła w to, o co pytam. - Dziecko kochane. Ty nawet dziewczyny nie masz, a myślisz już o małżeństwie? Gdzieś pominąłeś ten etap znajdowania panny młodej chyba.
A: Poznałem dzisiaj kogoś - przyznaję wreszcie.
H: CO? Kogo?! - krzyczy do słuchawki, a ja z sykiem odsuwam telefon od ucha.
A: Kobieto... chcesz żebym ogłuchł, że tak krzyczysz? - pytam nadal się krzywiąc, a ona tylko chichocze.
H: Nie. Przepraszam. Jestem tylko zwyczajnie zszokowana i w pewnym sensie szczęśliwa. Mój mały Axelek kogoś poznał - wzdycha jak typowa matka wydająca jedynaka za mąż. Ja mam niestety takie trzy. Mamę, Heather i Dearden. Mieszanka wybuchowa, muszę przyznać. - No opowiadaj o niej.
A: Znaczy, dużo do opowiadania nie ma... Jutro zabieram ją na kawę...
H: To dobrze - wtrąca.
A: Poznałem ją w dziwnych okolicznościach, ale nie na imprezie... Było między nami trochę dziwnie, trochę napięcia, trochę luzu, ale było mi dobrze i ciągnie mnie do niej, mam takie wrażenie. Czuję, że gdyby nie siła woli, w tym momencie bym się zawrócił i pobiegł z powrotem do niej i już nigdy nie wyszedł od niej, chyba że tylko z nią u boku i to coś tak dziwnego...
H: Miłość od pierwszego wejrzenia - wzdycha, a w jej słowach aż słychać uśmiech.
A: Kitty... Wiesz, że nie wierzę w takie brednie, wiesz, że właściwie miłość to dla mnie zbyt abstrakcyjne pojęcie...
H: Axel posłuchaj mnie. Kiedy musi ona przyjść. Rozumiesz, ta dziewczyna, która mimo, że rozmowa się nie klei, że ma pochlapane błotem ubranie, pada deszcz, a ty dostałeś od kogoś w twarz, bo z nią rozmawiałeś, to uczni cię swoim, a ty nawet na sekundę nie pomyślisz o proteście. Może to ona.
A: Ładna jest - rzucam nagle.
H: Axel!
A: No co?! Jestem młodym facetem z potrzebami, mimo wszystko, choćbym nie wiem jak się starał, to tak czy tak zwrócę uwagę na wygląd dziewczyny, z którą rozmawiam...
H: Tylko jedno w głowie - burczy. - Lody i jakiś film, skoro już mnie obudziłeś? - pyta w końcu.
A: Daj mi wejść do domu i się przebrać, a zaraz pobiegnę do ciebie. Z dalszą dawką informacji o mojej przyszłej żonie - śmieję się. Widać już skręt na moją ulicę.
H: Nie wyobrażam sobie innego toku tego poranka, muszę wiedzieć o niej wszystko, skoro ma wziąć pod swoją opiekę mój największy skarb.
A: Ale ja nie jestem dzieckiem, żeby brać mnie pod opiekę - protestuję.
H: Dla mnie zawsze będziesz dzieciakiem i tyle - śmieje się.
A: Wiesz co... - rozłączam się i tylko chwilę przed naciśnięciem czerwonej słuchawki, słychać był pośród jej śmiechu, słowa "Też cię kocham". Typowa Kitty nie wiadomo, czy odpowiedzieć jej tymi samymi słowami, czy może lepiej ją od razu zabić. Na razie jednak postanawiam powstrzymać się przed wsadzeniem samego siebie na dożywocie za morderstwo, na razie muszę zająć się inną kobietą, z którą jutro... właściwie już dziś, czeka mnie kawa.
Chloe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz