~*~
Kolejny, ważniejszy koncert. Życie w ciągłym biegu. Wszystko mnie przerasta, a kości, mimo młodego wieku, zaczynają strzelać coraz bardziej. I ten warty zapisania dzień, w którym Chris wyrwał mnie na siłownię, zostanie mi długo w pamięci. Jak ja dawno tam nie byłam. Można powiedzieć, że stęskniłam się za tymi psującymi się bieżniami i homoseksualistkami które za wszelką cenę chciały się ze mną umówić. Dla mnie trochę tego za dużo. Podniesienie sztangi to był dla mnie niesamowity wysiłek, a co dopiero, żeby przebiec chociaż dziesięć kilometrów na tym dziwnym ustrojstwie. Wreszcie udało mi się podnieść marne pięćdziesiąt kilogramów, ale zaraz po tym wyszliśmy z tego piekła i poszliśmy przygotowywać salę na koncert. Mieliśmy pecha, bo akurat my występowaliśmy pierwsi i trzeba było wszystko ogarnąć. Trudno. Musimy to przeżyć. Standardowo - ja z Classem, Bo i Chrisem wyciągaliśmy pudła z busa, a Gared i Pi popijali sobie piwko na ławeczce. Miałam ochotę, któremuś z nich walnąć w łeb tą butelką, ale wolę już sama wynieść te rzeczy, niż żeby zaraz wszystko wylądowało na ziemi. Za drogi sprzęt, aby dać go w ręce takich debili. Zresztą - kochanych debili. Bo przecież kto wnosił pijaną Victorię do domu i kto całował w czółko, kiedy Vicusia leżała z kacem i ciepłym kocykiem w łóżeczku?
~*~
Złapałam za ostatnie pudło i zaniosłam je do środka sali. Za mną wszedł Pi, który złapał mnie w najmniej oczekiwanym momencie w talii. Odwróciłam się i założyłam mu tak zwaną ''dźwignię'' na szyję. Nie będzie mnie tu dzieciak straszył. I praca nie była długa. Rozłożenie sprzętu to były najtrudniejsze rzeczy. Gorzej z oświetleniem. Niektóre lampy po prostu nie łączyły lub przyciski zachowywały się jakby nie działały. Kiedy byłam już zupełnie wyprowadzona z równowagi, podszedł jakiś chłopak, kliknął kilka klawiszy i wszystko działało.
- Dziękuję. - powiedziałam. Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa.
Thomas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz