12 kwi 2019

Od Victorii do Thomasa

I te szeptanie do ucha - Jesteś już moja. Na zawsze. Nie oddam. - stało się zupełną codziennością. Bo nie trzeba być razem, żeby się kochać. Idealny przykład - Ja i Gared. Ten facet zachowuje się jak mój starszy braciszek, który będzie o mnie dbał. Może to i urocze, ale już nie jedna osoba pomyliła nas z jakąś parą. No tak, może przytulanie się na ławce w parku świadczy o czymś innym, ale miejmy nadzieję, że chociaż parę osób spojrzało na nas w sposób inny i spojrzeli wgłąb. Nie sugerowali się wyglądem zewnętrznym. Ale kto teraz tak patrzy? Nie ma już myślicieli. Są ludzie, którzy jeżeli nie pasujesz do ich grona, jesteś gorszy, zły, inny. Ale przyjdzie taka noc lub dzień, w którym oni zamilkną, gorzko zapłaczą, będą bili się w piersi i przepraszali, a my będziemy się cieszyć wolnością i szeregiem wypowiedzianych słów.
~*~
Kolejny, ważniejszy koncert. Życie w ciągłym biegu. Wszystko mnie przerasta, a kości, mimo młodego wieku, zaczynają strzelać coraz bardziej. I ten warty zapisania dzień, w którym Chris wyrwał mnie na siłownię, zostanie mi długo w pamięci. Jak ja dawno tam nie byłam. Można powiedzieć, że stęskniłam się za tymi psującymi się bieżniami i homoseksualistkami które za wszelką cenę chciały się ze mną umówić. Dla mnie trochę tego za dużo. Podniesienie sztangi to był dla mnie niesamowity wysiłek, a co dopiero, żeby przebiec chociaż dziesięć kilometrów na tym dziwnym ustrojstwie. Wreszcie udało mi się podnieść marne pięćdziesiąt kilogramów, ale zaraz po tym wyszliśmy z tego piekła i poszliśmy przygotowywać salę na koncert. Mieliśmy pecha, bo akurat my występowaliśmy pierwsi i trzeba było wszystko ogarnąć. Trudno. Musimy to przeżyć. Standardowo - ja z Classem, Bo i Chrisem wyciągaliśmy pudła z busa, a Gared i Pi popijali sobie piwko na ławeczce. Miałam ochotę, któremuś z nich walnąć w łeb tą butelką, ale wolę już sama wynieść te rzeczy, niż żeby zaraz wszystko wylądowało na ziemi. Za drogi sprzęt, aby dać go w ręce takich debili. Zresztą - kochanych debili. Bo przecież kto wnosił pijaną Victorię do domu i kto całował w czółko, kiedy Vicusia leżała z kacem i ciepłym kocykiem w łóżeczku?
~*~
Złapałam za ostatnie pudło i zaniosłam je do środka sali. Za mną wszedł Pi, który złapał mnie w najmniej oczekiwanym momencie w talii. Odwróciłam się i założyłam mu tak zwaną ''dźwignię'' na szyję. Nie będzie mnie tu dzieciak straszył. I praca nie była długa. Rozłożenie sprzętu to były najtrudniejsze rzeczy. Gorzej z oświetleniem. Niektóre lampy po prostu nie łączyły lub przyciski zachowywały się jakby nie działały. Kiedy byłam już zupełnie wyprowadzona z równowagi, podszedł jakiś chłopak, kliknął kilka klawiszy i wszystko działało.
- Dziękuję. - powiedziałam. Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa.
Thomas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz