Nawet dało się wtedy przejechać bez zbędnego obijania się w korkach. Wyjątkowo zwinnie, zgrabnie i powabnie, nie martwiąc się upływającym czasem, a jedynie pozwalając sobie na delikatny uśmiech majaczący gdzieś pod nosem, gdy, o losie, trafiła się zielona fala, która zaczynała coraz bardziej przypominać dobry sen przyprawiający człowieka o przyjemne motylki w okolicach podbrzusza. Wszystko tworzyło złudzenie, które ukradkiem szeptało na uszko, że ten dzień może być dobry, że jeszcze nie wszystko stracone i może nawet ten przeklęty kauczuk zacznie odbijać się tak, jak powinien, a nie na sposób przeczący wszelakiej maści prawom fizyki, którą na nieszczęście rozumiałem i to dość dobrze. Poczuwałem, że byłbym szczęśliwszym człowiekiem, gdybym nie wiedział, dlaczego co się dzieje i może odczuwałbym mniejszą frustrację, widząc tę pieprzoną piłeczkę, która leciała tak, jak jej się podobało, ignorując moje własne zamierzenia, te co pojawiły się kilka sekund po błyskawicznych obliczeniach, jakie mimowolnie odbywały się w przeładowanej informacjami główce.
Z przedmiotów, które rozszerzałem, fizyki nienawidziłem najbardziej, twierdząc, że nawet jeśli była ona rzekomą cesarzową nauk, to doprowadzała ona marne państwo do rychłego upadku. Przynajmniej tyle dobrego, że nie sprawiała mi problemów z nauczeniem się, a wręcz przeciwnie. Wchodziła jak po maśle.
Tylko, no. Zabierała całą frajdę z życia.
Chyba tego najbardziej nie byłem w stanie pojąć w osobie Adama.
Może to też coraz bardziej upewniało mnie w przekonaniu, że mężczyzna miał nierówno pod sufitem i może też dlatego przepadałem za nim bardziej, niż zwykle.
Chociaż każdy mógł się spodziewać, że on sam za przedmiotem jakoś nieszczególnie przepadał. To znaczy, przynajmniej tak było w moim, marnej jakości przekonaniu.
A ja skończyłem z informatyką za pan brat i naprawdę, kto by się tego spodziewał. Nikt, zaprawdę nikt, szczególnie że od bachorstwa uganiałem się za pecetami jak nienormalny, śliniłem na widok przejściówek i piszczałem gdy udało mi się znaleźć mój podręczny poradnik dla początkującego hackera programisty gier komputerowych.
I na co mi było tyle pierdolenia się, jak byłem wzywany do zwykłego czarnego ekranu, gdzie zapewne wystarczało zrestartować całe urządzenie, dwa razy uderzyć w obudowę, trochę poprzeklinać, a koniec końców poprawić kabel od monitora.
W głowie mając myśl, że trafiałem na coraz to dziwniejszych ludzi, wcześniej sąsiedztwo, przez które miałem szczerą ochotę się wyprowadzić, teraz dziewucha, której coś dziwnie się z oczu patrzyło, szczególnie gdy czyściła... Noże.
Albo to po prostu zboczenie powiązane z doświadczeniami, które kazało my myśleć o właścicielce wykurwistej hacjendy w sposób taki, a nie inny.
— Proponuję sprawdzenie, czy wszystkie pliki są na miejscu — rzuciłem, uznając, że nie ma po co robić niepotrzebnego zamieszania z hasłami.
Ostatnio nie skończyło się to dla mnie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz