Skóra spotkała się ze skórą, czoło oparło się o czoło, a orli, potężny i ukochany nos zahaczył o zadarty czubek tego mniejszego. I cieszyłam się, może jak Ruski z roweru, ale kogo by to obchodziło, jeżeli nasze spotkanie wcale nie było taką błahostką czy malutką sprawą.
Przynajmniej nie dla mnie, pewnie i nie dla Yamira.
Palce dalej muskały ciepłą skórę, powolutku, delikatnie, ciesząc się i chłonąc obecność drugiego człowieka, za którym tak bardzo tęskniłam.
— Doskonale.
Parsknęłam głośnym śmiechem, odsuwając z czoła mężczyzny kilka niesfornych ciemnych loków, oczywiście nadal wpatrzona w niego jak w najpiękniejszy, najcudowniejszy obrazek, który dane mi było zobaczyć w niezbyt długim żywocie. Szczerzyłam się, prawie skakałam w miejscu, bo przecież, nie dość, że pogoda sprzyjała i w ogóle miałam dobry dzień, tak jeszcze miał być on przyozdobiony tą drobną-niedrobną niespodzianką.
Odsunęłam się od niego w końcu, dłońmi zjeżdżając po jego ramionach aż do paluszków, by złapać za nie i uścisnąć, jakby chcąc się upewnić, że jednak jest prawdziwy. Cały czas spoglądając w bardzo ładne oczy.
— Szkoda, że nic mi nie powiedzieliście, przygotowałabym już wszystko — stwierdziłam, przekrzywiając głowę i w końcu, choć z odrobiną niechęci, nawet jeżeli go uwielbiałam, przeniosłam wzrok na Nivana. — Kupiłabym ciastka, jakąś dobrą herbatę, a tak nawet nie mam, jak was ugościć — westchnęłam ciężko, pokręciłam głową i po chwili znowu stałam wpatrzona w Yamira z lekko nieobecnym uśmiechem a twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz