— Tak, jak najbardziej — oświadczył, przenosząc wzrok na dziewczynę. — Przepraszam za drobne spóźnienie, ale nie spodziewałem się, że winda okaże się być zepsuta, przez co odrobinę źle obliczyłem czas swojego przybycia. — Larry wstawił, uśmiechnął się (niezbyt szeroko, okoliczności nie było ku temu jeszcze sprzyjające, żeby wyciągnąć dłoń i uścisnąć tą należącą do Antoniego.
— Nic się nie stało, nic się nie stało — zapewnił mężczyznę, ręką machając w kierunku chłopaka, żeby przypadkiem nie zwiał oknem albo schodami przeciwpożarowymi. Zmusić Wróbla do zrobienia czegoś, na czym mu nie zależało, graniczyło z cudem. Czasem Lawrence się zastanawiał, czy aby chłopak nie dorobił się jakieś autyzmu przez te wszystkie lata, ale przecie na co to komu.
— To jest Sam, przypadek beznadziejny. Chłopak bystry, konkursowy, ale jakby za swoje wyczyny fizyczne ręczył głową, to już byłby martwy. Został pan naszą ostatnią nadzieją przed jutrzejszym testem. Zadzwonilibyśmy na wcześniejszy termin, ale szanowna młodzież odwleka wszystko na ostatnią chwilę — ciągnął monolog, prowadząc gościa do gabinetu, który wcześniej posprzątała Słowik. Na biurku stała taca z ciastkami, filiżanka parującej kawy, śmietanka w osobncym spodeczku i cukierniczka z łyżeczką. — Jakby cokolwiek było potrzebne, proszę zawołać. Sam jest nieco... trudny w obyciu — kontynuował, ignorując prychnięcie ze strony chłopaka — ale to dobre dziecko. Pyskate i zagubione, ale dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz