29 kwi 2019

Od Julii c.d. Juliena

Zostawia mnie tak, z jednym zdaniem, jak zabawkę, którą dzisiaj nie chce się bawić. Czuję się nią, chociaż nie powinnam, ponieważ to mógł być tylko zwykły akt uszanowania mnie jako kobiety. Jestem jednym wielki chaosem, nieporządkiem myśli w mojej głowie i nie wiem co mam zrobić. Siedzę więc w tej dużej pustej sypialni, a łożu, które wydaje mi się zbyt obszerne. Z korytarza wlewa się do środka wąski strumień światła, dzięki uchylonym przez nieuwagę drzwiom. Przyciągam kolana do klatki piersiowej, na jednym z nich podpieram podbródek. Patrzę przed siebie pełna otępienia i prawie nie czuję, że po moim policzku zaczynają spływać łzy. Dlaczego zaczynają one płynąć, pytam samą siebie i nie jestem w stanie znaleźć odpowiedzi. Jedyne co wiem, to to, że czegoś chcę, jednak w pierwszej chwili nie potrafię sobie uświadomić czego. Tak trwam kilka godzin, aż nachodzi mnie odpowiedź... Chcę wreszcie coś poczuć. Coś więcej, chcę te cholerne motyle w brzuchu, chcę się rumienić pod czyimś wzrokiem i móc spojrzeć na kogoś tak, żeby wywołać u niego taką samą reakcję. Boję się, że nigdy to się nie stanie i już zawsze będę tylko sypiać z kolejnymi mężczyznami, których uważam za swoich, nie mając dla nich większego znaczenia i nie bardzo przejmując się, kiedy wreszcie odejdą ode mnie. Boję się, że już nigdy nie będę dla ludzi nikim więcej, że dziadek nie pochwali się moim narzeczonym i nie wytknie wszystkim ich błędu, błędu skazania mnie na wieczne późne powroty do domu, z kolejnym chłopakiem u boku, kolejną plotką na karku. Oni chyba myślą, że nie słyszę tych rozmów, że nie wiem, za kogo mnie uważają. Jedyne czego oni nie rozumieją, to to, że wystarczy, aby ktoś odwzajemnił moje uczucia, a wszystko się zmieni, że ja tego do końca świadomie nie wybieram, że tak prosto jest im wszystkim zdobyć moje serce, a później je złamać.


Wzdycham, ocierając wierzchem jednej z dłoni mokre ścieżki łez. Wydaje mi się, że wystarczająco długo użalałam się nad sobą. Nie dano mi wyboru, więc chociaż pójdę się umyć. Może chociaż tyle wolno mi wybrać w tej sytuacji. Zmywam cały makijaż, dokładnie oglądam skórę mojej twarzy, staram się udać przed nawet sobą samą, że nic się nie dzieje, że nie jestem przestraszona tym, na co samej sobie dzisiaj pozwoliłam.
Woda oblewa moje ciało, włosy, zamykam oczy i zadzieram głowę, aby woda oblewała też moją twarz. Dlaczego moje uczucia to jeden wielki chaos.
Dałam się ponieść.
Max mnie zabije jak mnie spotka.
Co zrobi ze mną Julien.
Dlaczego?
Co?
Budzę się około godziny piątej. Właściwe wyświetlacz telefonu wskazuje 4:47. Na parterze słychać czyjeś kroki, chociaż chwilę mi zajmuje zorientowanie się, że nie jestem u siebie i to nie ten irytujący staruszek z dołu, co nie może spać i się miota całe noce. Wysuwam gołe nogi spod kołdry, a na moje ciało zakryte tylko bielizną i jakąś koszulką, którą znalazłam w szafie, okręcam kocem, leżącym na oparciu fotela w kącie tego pokoju. Moje kroki są niemal bezdźwięczne, kiedy idę ciemnym korytarzem tego jednak nieznanego mi domu. Schodzę po schodach i siadam na dosłownie ostatnim z nich. Tutaj światło tylko minimalnie mnie osiąga, pozwala mi pozostać niezauważoną. Patrzę na tego młodego mężczyznę siedzącego w salonie, na jednej z sof, trzymającego głowę w dłoniach. Czasem każdy ma poczucie, że powinien komuś pomóc, jednak jak pomóc komuś, o kim nic się nie wie? Opieram głowę o kolano, dalej się w niego wpatrując. Jest piękny. Trochę jak poinsecja, piękny, ale mimo wszystko trujący. W pewnym momencie się prostuje, chwilę rozgląda po pustym salonie, później staje. Obserwuję jak wyciąga z leżącej nieopodal miejsca, w którym dopiero co siedział kurtki paczkę papierosów. Wyciąga jednego, wypada z niej również zapalniczka, którą łapie. Zwinność kota, aż czuję ciepło w środku.
Jesteś taka dziwna.
Inna.
Wracaj na górę.
Ja jednak siedzę dalej na pogrążonym w cieniu schodku i patrzę jak Julien odsuwa szklane drzwi, wychodzące na tył domu, na swoistego rodzaju ogród, po czym siada - nie na jednym z krzeseł, których widzę tylko zarys, lecz w progu, tak że tułów znajduje się wewnątrz domu, a nogi już na tarasie. Zapala. Chwilę czekam. Później wstaję i przez chwilę się waham, stawiam już jedną ze stóp na wyższym schodu... i wtedy właśnie rezygnuję. Idę powoli, trochę niepewnie w stronę chłopaka, właściwie nie widząc co mam zrobić, co powiedzieć. Kiedy jestem dosłownie dwa kroki od niego odwraca się, a gdy widzi, że to ja wyraźnie się rozluźnia. Wtedy siadam blisko niego, jednak zostawiam między nami niemalże nieodczuwalną przerwę. Żadne z nas nic nie mów i mam wrażenie, że żadne z was nadal nie wie co powiedzieć. Odwraca wzrok ode mnie, patrzy w rozciągającą się za domem ciemność. Też przenoszę spojrzenie w tamtą stronę. W końcu opieram się o niego, nie czuję, aby to było niezręczne.
To było miłe.
Takie normalne, jakby to był nasz codzienny rytuał. On nie może spać, więc kiedy ja budzę się w środku nocy i widzę, że nie ma go obok mnie w łóżku, idę go szukać. Znajduję go właśnie w takiej pozycji, więc siadam z nim i przytulam się go niego, a później trwamy sobie w komfortowej ciszy, kiedy on pali, a ja walczę ze snem, który próbuje zamknąć mi oczy.
Uśmiecham się na tą myśl. Delikatnie, ale wystarczająco znacząco dla mnie, aby wiedzieć, że chętnie widziałabym siebie w takiej pozycji. Niekoniecznie jako jego żonę, narzeczoną, dziewczynę... po prostu jako jego kobietę, do której coś czuje i nie jest dla niego tylko zabawką, której broni, której pozwala mu samemu pomóc. Kręcę wewnętrznie głową, wiedząc że to nie będę pewnie ja. Zastanawia mnie jednak tylko, dlaczego się nie poruszył, nie oburzył czy zaprotestował, kiedy tak naprawdę się w niego wtuliłam i w międzyczasie oplotłam się wokół jego talii, jakbym udawała misia koalę, uczepioną u jego talii. W pewnym momencie jednak z moich dłoni zaczyna delikatnie gładzić jego bok, jakbym chciała go uspokoić, chociaż nie wiem z jakiego powodu. Wzdycham.
- Pomożemy sobie nawzajem, dobrze? - mówię cicho w pewnym momencie. Tak cicho, że przez chwilę boję się, że mnie nie usłyszał. - Albo chociaż ty mi pomóż. Zrób coś ze mną, co tylko chcesz. Tylko żebyś był w stanie na koniec dnia spojrzeć mi w oczy, Julien. Tylko tyle od ciebie wymagam.

Julien?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz