Te pytanie zabrzmiało naprawdę dziwnie w jego ustach.
„Kim jestem?”
I mogłam mu tu i teraz opowiedzieć, że ostatnie parę dni spędziłam na zaspokajaniu upierdliwej ciekawości, ale nie. Postanowiłam nie wyjść na jeszcze bardziej wścibską niż jestem. Na intrygujące pytanie zareagowałam cichym westchnieniem, które przypominało jedyną reakcję po odnalezieniu nazwiska Weston w lokalnej gazecie. Ktokolwiek, kogo pytałam o tę tożsamość, odwracał się, udając, że nic nie wie, a niektórzy z nich po prostu nic o nim nie wiedziały, jakby żyli w spokojnej niewiedzy od coraz to czarniejszych kątów tego miasta.
Zagłębiłam się w nie, by odpowiedzieć Samuelowi na pytanie. Nie mogłam powiedzieć, że żałowałam poświęconych godzin, przepytanych osób, bo swoją drogą sprawiło to, że moje życie stało się mniej nudne, niż jest teraz.
Ruszyłam ze swojego miejsca i weszłam wgłąb pomieszczenia, widocznie nie przejmując się psem, który uparcie badał mnie wzrokiem, jakbym miała stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Jego głowa gwałtownie poderwała się z kanapy, kiedy rzuciłam gazetę na stolik.
Obojętny wzrok Samuela padł chwilowo na stary artykuł. Wiedziałam, że chłopak słuchał, ale bynajmniej nie zamierzał tego pokazywać.
- Dwadzieścia pięć lat temu — wskazałam na pożółkły papier — na świat przyszło pierwsze dziecko oskarżanych o wiele nielegalnego syfu Westonów. Zakładam, że to byłeś ty, zwłaszcza, że następne akapity mówiły o mafijnych interesach, pościgach czy morderstwach. A to w ostatnich dniach poznałam aż za dobrze.
Sam uniósł wzrok, ale nic nie powiedział.
- Jesteś synem Richarda i Rosalie, jednej z większych rodzin mafijnych. Internet też zdradza trochę faktów, szczególnie gdy nie wszystko udało się utrzymać w tajemnicy. — Wciąż na niego patrzyłam, ostrożnie zastanawiając się nad każdym słowem. — Gdyby nie wasz respekt i pieniądze, Sam, pewnie trudniej byłoby wykaraskać się od problemów z policją, prawda?
- Coś jeszcze znalazłaś? — Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
- Nie, to tyle.
- Wszystko się zgadza — przyznał tak po prostu. — Teraz to, że wszystko wiesz, coś zmienia?
Zastanowiłam się na moment. Oprócz zaspokojonej ciekawości nie odczułam niczego więcej względem kwestii Samuela, nawet to, że był zbrodniarzem nie wywierało wielkiego wrażenia. Przynajmniej nie po fakcie.
- Nie sądzę. — Wzruszyłam ramionami bez przekonania. — Dalej jesteś dla mnie korepetytorem, z którym przydarzyło mi się za dużo na przestrzeni zaledwie paru dni.
Usłyszałam ciche prychnięcie.
- Zachowujesz się tak, jakbym to ja to nakręcał — odparł. — A prawda jest taka, że to ty w to brniesz, mimo że mówiłem ci nie raz i nie dwa, że to nie dla ciebie.
- Nie zwalam winy na ciebie — zaoponowałam niezbyt agresywnie. Jeśli czymś agresywnym można nazwać ściągnięcie brwi. — Dokładnie wiem, co robię. Wiem, że wiele razy zmusiłam cię do interwencji, ale... kurcze. To wszystko działo się jak na pstryknięcie palcem.
- Po prostu nie chcę cię mieć na sumieniu. Od tej pory — zgarbił się na kanapie — trzymaj się z dala od tych interesów, to będzie najlepsze, co możesz zrobić.
Poniekąd zgodziłam się z jego słowami. Nie mogłam ciągle wplątywać się w sprawy, które mnie nie dotyczyły, tym bardziej, że kilka razy z łatwością targnęłam się na swoje życie.
- Co racja, to racja. Przestanę. — Skinęłam głową. Kolejne słowa wydostały się z mojego gardła ze sporą dozą niepewności. — Ale wiesz... nie lubię w ten sposób kończyć znajomości, więc może spróbujemy zacząć od nowa? Wiesz. Normalnie.
Samuel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz