Strony

1 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Znalazłem faceta. Siedział w kawiarni z jakąś starszą kobietą, popijali kawę i o czymś rozmawiali. Od razu zadzwoniłem do brata, podając namiary na poszukiwanego. Po tym odszedłem z miejsca i wstąpiłem do kawiarni obok. Zamówiłem cappuccino i spokojnie je sobie popijałem, obserwując kątem oka mężczyznę. Kiedy po ulicy przejechało czarne auto pracownika mojego ojca, dokończyłem napój i wyszedłem z budynku, kierując się w stronę domu matki. Obiecał ją któregoś dnia odwiedzić. Wsiadł do autobusu i po pół godzinie był na miejscu.
Matka miała się dobrze i wiedziała wszystko na bieżąco, dlatego najczęściej to od niej mogłem się dowiedzieć na temat jakiejś sprawy, ponieważ brat i ojciec jeszcze nie do końca we mnie wierzyli. Jednak się tym nie przejmowałem, bo po co? Kasa jest, auto jest i to jeszcze bez specjalnego przemęczania się.
Postanowił się przejść. Dzień był bardzo ładny, dlatego nic dziwnego, że zapragnął po jakimś czasie piwa. Wstąpił do najbliższego pubu i się rozejrzał. Kto by pomyślał, że w tym miejscu spotka swojego psiaka? Nie czekając ani chwili dłużej, podszedł do jego dwuosobowego stolika i usiadł naprzeciwko niego. Nie zareagował. Po chwili podeszła do mnie kelnerka.
- Słucham, co pan zamawia? - powiedziała łagodnym głosem. Spojrzałem na chłopaka.
- Rottwailerku, dobra ta pizza? - jego reakcja była cudowna. Najpierw się zakrztusił, a potem wypluł kawałek jedzenia na talerz. Uśmiechnąłem się rozbawiony. - Poproszę piwo – powiedziałem do kobiety. Ta zapisała to na kartce papieru i odeszła.
- Po chuj... - odezwał się, ale zaraz się zawiesił. - dlaczego... znowu. Śledzisz mnie – stwierdził ostro.
- Tak, śledzę cię. Widzę każdy twój ruch – powiedziałem sarkastycznie.
- Nie trudno mnie śledzić.  I tak cię nie zobaczę – wymamrotał, na co przewróciłem oczami, ale po chwili znowu się uśmiechnąłem.
- A rzeczywiście. Nie zobaczysz też, jak ci podkradam pizze – gdy już wyciągnąłem rękę w kierunku talerza, chłopak nagle polizał swą rękę i położył się na pizzy.
- Moje bakterie. Nie jedz bo zarazisz się ślepotą – dobra, to było ohydne, ale nie miałem zamiaru mu dać wygrać. Miałem zbyt dobry humor
- Spokojnie, niczego się nie brzydzę. Ślepoty także – znowu wyciągnąłem dłoń.
- Zamówi sobie swoją albo składasz się na tę – wymamrotał zmęczonym głosem i sięgnął do twarzy. Dotknął miejsca między oczami i na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. W tym czasie wziąłem od niego kawałek pizzy, a kelnerka przyniosła mi napój.
- Nie jestem głodny, składam się, skoro proponujesz. Tak właściwie, to gdzie masz swoje okularki? - zapytałem, przypominając sobie dzisiejszy wf, na którym ewidentnie nie chciał się ruszać bez swoich szkieł, chociaż nie były mu do niczego potrzebne.
- Zgubiłem. Ślepi często gubią – podniósł wzrok i próbował spojrzeć na mnie, ale tak naprawdę patrzył nieco w bok.
- Zdarza się, ale jak widzę, to zgubiłeś też przewodnika – poruszyłem temat psa.
- Ma wolne, to nie tak, że potrzebuje tego kundla – wymamrotał. Zmarszczyłem brwi. Bardzo szanowałem ludzi ślepych, ale jego niewdzięczność w stosunku do psa bardzo mi działa na nerwy.
- Potrzebujesz – powiedziałem ostro, popijając łyk piwa.
- Odwal się tato – podniosłem do góry jedną brew. Jak on mnie nazwał?
- Nie mogę, synku – nacisnąłem na ostatnie słowo. - Jak wrócisz do akademika? - zapytałem ciekaw.
- Planowałem zostać bezdomny, ślepym mieszkańcem ulic tego miasta – prychnął.
- Czyli chcesz krótko mówiąc, paść w pierwszym lepszym rowie? - zinterpretowałem jego słowa.
- Taa.  Ambitne plany. Najpierw chciałem się najeść.
- Wybacz, pokrzyżuje ci je – po tych słowach wziąłem kolejny kawałek pizzy i napiłem się piwa. On zrobił to samo, gdyby nie fakt, że jest ślepy, stwierdziłbym, że mnie małpuje.
- Mhm. A co taki "super" facet jak ty robisz w takim miejscu? - zaczął temat.
- Miałem po drodze, a chciałem się napić piwa. A ty jakim cudem dotarłeś tak daleko?
- Ślepe szczęście - wzruszył ramionami, na co się cicho zaśmiałem. Na prawdę miał szczęście, że nie wylądował pod kołami jakiegoś samochodu.
- Przyznaj się, ile siniaków sobie nabiłeś? - zapytałem rozbawiony.
- Nie wiem. Nie widzę.
- Ale czujesz – zauważyłem. Czy na każdym kroku będzie wypominał, jaki to on jest biedny?
- Czuje, czuje też że zaraz stracisz rękę, jak nie odłożysz tej pizzy. Jestem głodny – powiedział, gdy sięgnąłem po kolejny kawałek.
- To jedz, nikt ci nie broni. W końcu połowa jest moja – zauważyłem i zabrałem swoją część z jego talerza.
- I tak chciałem burgera – wymamrotał i odłożył na talerz brzeg niedojedzonego ciasta. Po chwili przyszła kelnerka, która postawiła obok Naffa szklankę z piwem. Chłopak słysząc dźwięk stawianego naczynia na drewnianym stoliczku, wyciągnął rękę by ją chwycić. Powoli macał mebel, a ja z uśmiechem obserwowałem jak się męczy. Pomóc, czy nie? Nim zacząłem się nad tym zastanawiać, sięgnąłem po jego talerz i przysunąłem go do siebie. Dalej obserwowałem chłopaka i nim się namyśliłem, czy mu pomóc, ten opadł zrezygnowany na krzesło, wyciągnął portfel i wyjął z niego jakiś banknot. Potem wstał z krzesła i ruszył w jakimś kierunku, po chwili wpadając na krzesło. Przeklął pod nosem, dlatego w końcu się ruszyłem.
- Uspokój się – mruknąłem. Chwyciłem go za rękę i pociągnąłem do starego miejsca, usadawiając go na krześle.
- Wiedziałem, że to zrobisz – na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Wypchaj się – napił się swojego piwa, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Lubi narzekać na swój los, ale mimo wszystko widocznie cieszy się, że ludzie się nad nim użalają. - Jakbyś nie mógł powiedzieć – dodałem nieco rozeźlony.
- I prosić cię o pomoc? - tym razem nie usłyszałem w jego głosie żadnej złości, tylko typowy, pijacki bełkot.
- Owszem, język ci od tego nie odpadnie.
- Pewno. Ale po co? Skoro dostaje i tak to, co chciałem.
- Rzeczywiście. Za bardzo was szanuje, by cię puścić samego – stwierdziłem zirytowany.
- Nas?
- Was. Niepełnosprawnych. I staruszków to też dotyczy.
- Może lepiej, że cie nie widzę – po chwili się podniósł, ale się zatrzymał. - Em... dobra. Czy mógłbyś mi pokazać łazienkę? - widząc jego wymuszony uśmiech, wybuchnąłem śmiechem.
- Tak, chodź. Wypije twoje piwo – wstałem.
- Super – westchnął i położył dłoń na moim ramieniu. Zacząłem iść w stronę toalety.
- A dasz rade wycelować do ubikacji? - zaśmiałem się.
- A chcesz potrzymać? - na to pytanie się zdziwiłem, spojrzałem na niego i szybko sobie uświadomiłem, że miał słaby łeb do alkoholu.
- Chyba mi nie wypada, a jak wytrzeźwiejesz, to mnie zabijesz.
- I tak cie nie rozpoznam – znowu się zaśmiałem, po czym weszliśmy do łazienki.
- I będziesz myślał, że to jakiś inny facet cię trzymał?
- Nie jestem tak pijany – mruknął i wszedłem do wolnej ubikacji, której drzwi miał przed sobą. Chwilę poczekałem opierając się o ścianę, a kiedy wyszedł, obserwowałem, jak próbuje odnaleźć drogę. Kiedy wpadł na ścianę, na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie, stanąłem plecami do drzwi, a przodem do ślepego.
- I co? Nie obsikałeś deski? - zapytałem.
- Nie – potarł nos i kontynuował szukanie drogi.
- Dobrze ci idzie, jesteś coraz bliżej celu – stwierdziłem, kiedy wpadł na zlew, tuż obok mnie. Po chwili się odwrócił i wyciągnął przed siebie nogę, uderzając swoim kolanem o moje.
- Coraz lepiej…
- Racja, oby tak dalej.
- Serio? - Naff wyciągnął przed siebie rękę, a ja się nie poruszyłem. Pozwoliłem mu dotknąć mojego ubrania. Przez chwilę macał po prostu materiał.
- Zero poczucia stylu. Nawet ślepy ci to powie – wyminął chłopaka i wpadł centralnie na drzwi.
- Zero wyczucia – poklepałem go po plecach i otworzyłem drzwi. - Idę wypić twoje piwo – oznajmiłem. Ruszyłem do stolika, okazało się, że chłopak postanowił zostać w środku. Wygodnie usadowiłem się na stary miejscu i wypiłem oba piwa, dokańczając ostatni kawałek pizzy. Wtedy młody postanowił wyjść z toalety, oczywiście od razu wpadając na kelnerkę i wytrącając jej z rąk dwie szklanki. Automatycznie się zatrzymał, wszyscy ludzie spojrzeli w jego kierunku. Ja zamiast tego wybuchnąłem śmiechem i podszedłem do niego, wpierw kładąc na stoliku pieniądze.
- Chodź – złapałem go za ramię i wyprowadziłem z budynku.
- Nadal jestem głodny.  Ale teraz mam jeszcze ochotę cie zabić – powiedział zły. Wyrwał się i ruszył w swoją stronę.
- Uważaj na… - nie zdążyłem dokończyć, a Naff uderzył o lampę. Znowu się zaśmiałem, a on w tym czasie usiadł na ziemi i oparł głowę o słup.
- Daj mi umrzeć – powiedział słabo. Podszedłem do niego.
- Czy ty masz depresje? - zapytałem nieco zirytowany i go podniosłem.
- Prawie. Mam ślepotę. Kupimy jakiś alkohol po drodze?
- Ślepota to nie koniec świata. Możemy kupić – przez chwilę nie wiedziałem co zrobić. Nie ma psa, więc musi go kierować, ale jak? W niewiedzy jak to zrobić, wybrał najprostszą drogę; wziął go za rękę.
- Mówi to osoba widząca. Nawet nie wiem jak wyglądasz. Nie wiem jak ja sam wyglądam, zapominam.  Chce whisky i cole... i jedzenie – przewróciłem oczami, idąc do przodu i kierując nas w pierwszy lepszy spożywczak.
- A myślałem, że cieszysz się z faktu, że nie widzisz mojego ryja. Co chcesz do żarcia?
- Tak bym przynajmniej wiedział na co wymiotować albo czym straszyć dzieci – nagle podniósł nasze złączone ręce, a drugą zaczął macać moje ramię. - Burgera.
- Spokojnie, nie mam dodatkowych palców albo kolców wystających z ramienia – stwierdziłem. Czułem się niekomfortowo.
- Nie masz tez równej skóry, dużo śladów – westchnął i puścił moje ramię. Zmarszczyłem brwi, nagle straciłem dobry humor. Jedyna osoba, jaka zwraca uwagę na moje blizny, to mój terapeuta.
- Ślepy, a czujesz więcej – stwierdziłem ponuro.
- Czymś trzeba nadrabiać.  Słyszę lepiej czuje lepiej, smakuje lepiej.
- To czego marudzisz?
- Wolałbym widzieć.
- Zgaduje, że nie urodziłeś się z tym.
- Nope. Co mnie wydało Sherlocku?
- Nienawidzisz swojego psa, gubisz rzeczy, wychodzisz bez przewodnika – zacząłem wymieniać. - Nic konkretnego - dodałem sarkastycznie.
- A spierdalaj – zacisnął rękę i próbował mi zgnieść palce. Nie zareagowałem na to.
- Co? Prawda boli?
- Ta, sól na ranę i te sprawy.
- Przyzwyczajaj się, w końcu cię śledzę. Schody – ostrzegłem go. Dotknął końcem buta pierwszego stopnia i weszliśmy do budynku. Dalej nie puszczałem jego ręki, dlatego niektórzy ludzi uważnie nas obserwowali. Dałem do drugiej ręki Naffa koszyk, a potem wrzucałem do niego parę potrzebnych rzeczy. Gdy byliśmy przy kasie, poprosiłem go o portfel, co poskutkowało kolejną rozmowa.
- Sponsora szukasz?
- Nie muszę – wyjąłem ze środka potrzebną kwotę.
- Mh. Trzeba mieć co dać za hajs.
- I ty wiesz to najlepiej? - zaśmiałem się i spakowałem zakupy.
- Ja chociaż mam fajnego penisa – znowu wybuchnąłem śmiechem, kiedy wyszliśmy ze sklepu. - Chyba wiem mniej niż ty i więcej niż ty zarazem.
- Co za filozofia. Widziałeś, czy czułeś swego penisa?
- Jak widziałem, to widziałem. Teraz czuje. Pamiętam. Jak widziałem, to mogłem porównać. Takie życie ślepca.
- Czyli szybciej zapomnisz swą twarz, niż widok swojego fiuta?

<Rottweilerku?>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz