21 lip 2019

Od Ekateriny - Zadanie #3 cz.1

To nie mogło zacząć się inaczej.
Ekaterina wyszła z mieszkania wieczorem, późnym, precyzując. Nie robiła tego często, wręcz stroniła od tego typu wypadów, jednak dzisiaj okazja była szczególna — urodziny. Nie, nie urodziny jej drogiego przyjaciela, czy dalekiego kuzyna. Urodziny, na które nawet nie była zaproszona, jednak za osobę towarzysząca może robić każdy, prawda?
Bailey nie był brzydki, ani głupi. Potrafił wyplątać się z najcięższej sytuacji, nawet, jeśli te wręcz celowo go dopadały. Ale miał jedną, zasadniczą wadę — lubił ciągać ze sobą Katiuszkę, niezależnie od tego, gdzie chciał pójść. Dzisiejszy wieczór kobieta miała spędzić z nim i jego dwoma przyjaciółmi, w niewielkim pubie.
Lokal był wiekowy, wzbogacony o wspaniałą historię, jednak naszej bohaterki wcale to nie cieszyło, pomimo jej uznania dla tego typu miejsc. Nie była w humorze. Zresztą, czy kiedykolwiek bywała w humorze, kiedy musiała się spotykać z praktycznie nieznanymi ludźmi, pić przy nich dziesięcioletnie brandy, opowiadać zmyślone historie i śmiać się jak głupek? Nic przyjemniejszego nie można sobie wymarzyć.

Gdy dotarła na miejsce, z jej kompanów nie było tam jeszcze nikogo. Był za to odurzający zapach tytoniu, spirytusu i czegoś, czego Ekaterina nie potrafiła nazwać, jednak wyraźnie czuła, że nie jest to nic, czego kiedykolwiek chciałaby zasmakować W kącie, pod ścianą, w głębi lokalu, siedział zatrudniony pianista, wyraźnie niezadowolony z pełnionej przez siebie roli, a przy nim saksofonista, jeszcze bardziej niekontent. Petrova uśmiechnęła się pod nosem i usiadła przy barze. Rzuciła barmanowi krótkie “woda z cytryną i lodem”, a ten odłożył na chwilę polerowaną szklankę, by ta dziwna kobieta już po krótkim czasie mogła cieszyć się swoim bynajmniej-nie-trunkiem. To niespodziewane, ale zawsze w takich miejscach czuła się pewniej ze świadomością, że nie tylko ona nie chce tu być.
Ledwo nasza bohaterka zamoczyła górną wargę w zimnej cieczy, poczuła obezwładniający wręcz, słodki, tak cudownie mdły, zapach. Zamiast zastanowić się, skąd się pojawił, wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się ciepło. Zamknięcie oczu wydało się jej jednak nieodpowiednim pomysłem, więc zaraz po jako-takim odzyskaniu dostępu do zdrowego rozsądku, jęła rozglądać się wokoło. W końcu jej spojrzenie napotkało ciemne, brązowe tęczówki, które od dłuższego czasu się w nią wpijały. Nie było innego wytłumaczenia, to musiało być źródło cudownego zapachu.
 — Przepraszam — zaczął mężczyzna, swoim ciepłym głosem, od którego słuchania Ekaterinie zaczęło się robić zwyczajnie wstyd, że sama potrafi jedynie skrzeczeć. — Siedzi tu pani sama, czeka na kogoś?
Pani już chciała odpowiedzieć, że owszem, że nie potrzebuje dodatkowego towarzystwa, ale nieznajomy zbyt ją onieśmielał. Czarny, widocznie szyty na zamówienie garnitur, do jakich Petrova miała straszną słabość, włosy zaczesane do tyłu, ulizane oraz ciepłe, uspokajające spojrzenie — czy przed nią nie siedział właśnie mężczyzna idealny? Nieznajomy najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie wywierał, więc ciągnął dalej.
 — Mam szczerą nadzieję, że nie. Pozwoli pani… — tutaj zwrócił się do barmana. — Dwa razy metaxa sunset.
Nikita na dźwięk nazwy drinka jakby odzyskała przytomność umysłu.
 — Bardzo przepraszam, ale podziękuję — rzekła, możliwie jak najciszej. — Jestem abstynentką.
Z twarzy nieznajomego nie schodził uśmiech, co powoli zaczynało się robić niepokojące, a czego trzydziestolatka, zdawałoby się, nie dostrzegała. Mężczyzna jedynie zaśmiał się i przysunął do Petrovej.
 — Proszę nie żartować — rzucił tylko w przestrzeń, a gdy barman zakończył przygotowywanie drinka, podał jej szkło. — Proszę nie odmawiać.
Jak można się domyślić, rzekoma abstynentka nie wytrzymała presji.
Nie, nie sączyła napoju alkoholowego przez długi czas, delektując się jego smakiem. Zamiast tego, wypiła go możliwie jak najszybciej i już po niedługiej chwili tego pożałowała.
 — Przepraszam, muszę wyjść — powiedziała słabo.
Wstała, lekko się zataczając i skierowała w kierunku drzwi wejściowych, w celu jak najszybszego opuszczenia lokalu i mężczyzny o słodkim zapachu.
Ale mężczyzna poszedł za nią.
Po wyjściu i przejściu kilku metrów, Ekaterina poczuła, że zaraz upadnie. Niczym postać z tanich kryminałów, podjęła najgłupszą możliwą decyzję — wejście w poboczną alejkę, oczywiście w celu przeczekania złego samopoczucia.
Osunęła się po ścianie, na chodnik i zamknęła oczy.
Ostatnim, co zobaczyła, był nieznajomy, niesamowicie słodko pachnący, uśmiechający się mężczyzna.


Zaraz po względnym odzyskaniu przytomności, Petrova poczuła pod sobą nic innego, jak trawę. Czy było to coś dziwnego? Tak, zdecydowanie. Czy kobieta się przestraszyła? Tak, jak najbardziej. Czy zrobiła coś, co rzeczywiście mogłoby jej pomóc w zdobyciu informacji o tym, jak tu trafiła, gdziekolwiek jest? Niespecjalnie.
Zamiast tego, wsparła się na przedramionach i złapała za czoło — głowa bolała ją niemiłosiernie. Na swoim brzuchu poczuła nieznaczny ciężar swojego telefonu. Jak każda osoba w dwudziestym pierwszym wieku, włączyła go. Pełna bateria. Jedna nieodczytana wiadomość. Numer zapisany jako Wielka Gra. Wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi, odczytała ją.
Nie możesz oszukiwać. Czterdzieści osiem godzin. Po wykonaniu pierwszego zadania, pojawią się kolejne. Kiedy czas upłynie, lub zadanie zostanie wykonane źle — umrzesz.
Jakkolwiek by to brzmiało, Nikita przyswoiła to dość szybko: ktoś się nią bawi. Tylko, że tym razem nie była to przyjacielska zabawa w kotka i myszkę. Tym razem grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo, a ona leży… no, właśnie, gdzie?
Z każdej strony otaczały ją kwiaty. Nie byle jakie kwiaty, słoneczniki. Przynajmniej teraz znała swoje położenie względem Avenley.
Z zamyślenia wyrwał kobietę dźwięk przychodzącej wiadomości.
Zadanie pierwsze. Znajdź osobę w czerwonym garniturze.
Nie, pomyślała w pierwszej chwili. To by było zbyt proste. Jednak po paru minutach zreflektowała się, że przecież Avenley River jest wielkim miastem. Nie ma szans na znalezienie osoby nawet w tak odznaczającym się spośród tłumu stroju.
To był ten moment, w którym Ekaterina wstała z ziemi, zaczęła się przedzierać przez wysokie rośliny i biec jak najszybciej.
To, że co jakiś czas musiała wycierać załzawione policzki było kwestią drugorzędną.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ — 915 SŁÓW

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz