Muzyka w domu była włączona na fula, ale to tylko dlatego, że jestem nico głuchy. Nie obawiajcie się o nic przecież to codzienność w moim jakże cudownym życiu. Ta. Pięknie cudnie i i inne gówna jednak z tego prysznica trzeba wyjść. Bo nie będę wyglądał jak człowiek tylko jak mac... zresztą nie ważne. Wyszedłem z kabiny i od razu chwyciłem biały i kiedyś puchaty ręcznik, tak kiedyś. teraz już taki nie jest. Jak zawsze, kupujesz dobry, mięciutki, a po jednym praniu szorstki jak szary papier na zranioną dupę. Tak samo jest z kobietą, pierw cudowna, żadnych zobowiązań, a potem... kochanie ty moje czy to już związek? No chyba nie skarbeńku. Chyba jednak nie. Wytarłem się więc tym "puchatym" ręcznikiem i założyłem przygotowane wcześniej ubrania. Nim jednak ubrałem się do końca usłyszałem dzwonek do drzwi. Oho... któż to zapukał do moich drzwi. Dobrze, że w drzwi. Chwyciłem bluzkę do ręki i otworzyłem łazienkę wychodząc z niej i kierując się w dół gdzie moje psy już szczekały.
- Spokój - powiedziałem, a te momentalnie spojrzały na mnie, tylko wypierdki, które jeszcze są młode nie posłuchały. Założyłem bluzkę idąc, a zwierzęta odgoniłem na ich miejsce. Otworzyłem drzwi i ujrzałem w nich średniego wzrostu chłopaka ciemnych włosach.
- Dzień dobry. Nazywam się Thomas Sangster i miałem spotkać się z panem Bellami Salvadore, by omówić muzykę reprezentującą podczas walki - wyrecytował jakby chłopak, a ja przyjrzałem mu się dokładniej. Nie był wysoki, jego oczy mówiły, że jest czymś przestraszony.
- Tak, to ja. Nie spodziewałem się ciebie tutaj tak wcześnie i mój znajomy, który ma z tobą to załatwić będzie za jakieś kilka minut, ale nie ważne. Wejdź - powiedziałem i otworzyłem mu drzwi. Thomas wszedł niepewnie. Ciekawe czy gdy będę wchodzić w niego też będzie taki niep... nie Bell stop. Zapędzasz się. Powolutku. Na spokojnie. Dobrze to rozegrasz i będzie gites majonez. Nie, majonez jest fu, go nie lubimy. Zamknąłem drzwi i ruszyłem wgłąb domu, a chłopak tuż za mną.
- Kawy, herbaty, coś zimnego czy raczej zwykłej wody? - zapytałem i wszedłem do kuchni.
- Po proszę kawy - odpowiedział, a ja skinąłem.
- Możesz usiąść sobie na spokojnie w salonie - rzekłem i wskazałem dłonią pokój tuż obok - albo usiąść tutaj - dodałem i wskazałem na mały stolik przy ścianie.
- Dobrze, poczekam - rzekł, a ja skinąłem głową i zalałem czajnik wodą po czym od razu go włączyłem.
- Rozpuszczalna czy czarna? - zapytałem i spojrzałem w jego stronę.
- Rozpuszczalna, jedną łyżeczkę cukru i trochę mleka - odpowiedział i uprzedził moje wcześniejsze pytania. Dobrze. Bardzo dobrze. Sięgnąłem po telefon i wybrałem jeden z numerów.
- Hey, za ile będziesz? - od razu spytałem gdy usłyszałem donośny głos mówiący "Halo".
- Daj mi pięć minut - odpowiedział Derek i rozłączył się. Żadnego papa, do widzenia czy coś... za grosz kultury nie ma. Ale dupę ma. Brałbym.
- Derek będzie niedługo - powiedziałem i wsypałem wszystkie składniki do kubków. Zalałem wrzątkiem bo akurat czajnik stwierdził: a chuj starczy, gotuje się i niech ma tą wodę. Dodałem trochę mleka i podałem gotowy eliksir miłości w ręce chłopaka.
- Chodźmy na sofę, będzie wygodniej - rzekłem.
- Zgadzam się - powiedział upijając trochę kawy. Mówiłem, że miłości. Już widziałem jego wzrok, który powoli schodzi z mojego ciała na podłogę, następnie znów na mnie, strach w oczach. Spokojnie wejdzie ci. Będzie dobrze.
- Masz psy? - zapytał nagle wybudzając mnie z marzeń. Super. Dzięki. Myślałem nad twoim od... nieważne.
- Kilka, nie powinny sprawiać problemu - odpowiedziałem i spojrzałem na jedną z suk z hodowli. Postanowiła jednak przyjść i zobaczyć któż to odwiedził jej kochanego właściciela.
- Na miejsce - powiedziałem do Zeli, a ta spojrzała tylko na mnie swoimi czarnymi oczami i wycofała się z kuchni.
- Chodźmy poczekamy na niego, a on da ci wszystkie potrzebne informacje. Chyba ma nawet wszystko zapisane - rzekłem i skierowałem się w stronę salonu.
Thomas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz