Koncerty na festiwalach hip-hopowych znacznie różnią się od klubowych, jednak nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię. Na większych spędach tego typu, pojawia się o wiele więcej słuchaczy, jednak nie są oni tak bardzo zaangażowani w zabawę, jak ci, którzy przyszli konkretnie pobawić się do mojej muzyki, jak dla mnie to duży minus. Jednak są i pozytywy takich imprez, a mam tu na myśli atmosferę, jaka panuje na terenie festiwalu. Można tu porozmawiać na luzie z każdym, z fanami, innymi znanymi raperami, nawet takimi, których słuchałem jak jeszcze byłem małym gówniarzem z podstawówki.
Przyznam szczerze, mimo, że nie jestem jeszcze nawet na półmetku tego, o czym marzyłem od dzieciaka, to już jestem z siebie wybitnie dumny, że cholera, ktoś jednak mnie kojarzy, że ktoś jednak zna moje kawałki, że moi starzy idole z uśmiechem zbijają ze mną pionę na powitanie, a na usłyszenie fragmentu jakiegokolwiek utworu kiwają z uznaniem głową i życzą dalszego rozwoju oraz sukcesu.
Tego dnia na polach Pembroke Park była idealna pogoda, ciepło, choć nie upalnie, lekki wietrzyk targał trawami i włosami, a słońce powoli chowało się już za horyzontem, niebo różowiło się, zapowiadając nadchodzącą noc. Moje pięć minut na mniejszej scenie właśnie się kończyło, choć uczestnicy dalej dobrze się bawili i nikt się nie rozchodził, wziąłem oddech, by dać radę wykrzyczeć wraz z publicznością ostatnie wersy pożegnalnego numeru. Chester pomógł mi trochę, a ja podniosłem wysoko, ponad głowę swoje ręce i zacząłem klaskać w rytm bitu, pierwsze rzędy postąpiły podobnie, a ja zaśmiałem się wesoło i skierowałem mikrofon w ich stronę. Chcąc otrzeć wierzchem dłoni nieco spocone czoło, przypadkiem strąciłem sobie z głowy moją wpierdolkę od Ralpha Laurena, jedną z moich ulubionych. Upadła na ziemię, a ja spojrzałem na publiczność. Bez namysłu podniosłem ją z ziemi i cisnąłem w tłum ludzi, a potem dokończyłem wraz z Chesterem refren.
Po krótkich podziękowaniach część publiczności rozeszła się, część została na koncert innego rapera, a my, wraz z moją ekipą stanęliśmy na tyłach sceny, namyślając się co zrobić, ostatecznie skończyło się na tym, że ja po prostu spadam sobie coś zjeść i pokręcić się po terenie festiwalu, Chester i Max lecą na koncert Gemminiego, za którego muzyką ja średnio przepadałem, a pozostali na miasto. Pozbieraliśmy się i rozeszliśmy, umawiając przy samochodzie, około 3 w nocy, choć jak znam życie, i tak 3/4 towarzystwa nie dotrze tam na umówioną porę, jeśli w ogóle dotrze.
Włożyłem ręce w kieszenie i skierowałem się w stronę poustawianych jedna za drugą budek z fast-foodami, już teraz rozmyślając nad tym, co obrzydliwego, smażonego na starym tłuszczu sobie zjem, najpierw przyszła mi na myśl zwyczajna ziemniaczana skrętka na patyku, ale zaraz potem dostrzegłem po prostu kebaba i moja miłość do tej wspaniałej, tureckiej potrawy ponownie wygrała. Zjadłem pseudoposiłek, który okazał się dość marnej jakości, no ale jak to mówią, głodna świnia wszystko zeżre, a potem pomyślałem, że może jednak zahaczę o czyjś koncert, jednak coś przykuło moją uwagę, a raczej ktoś.
Tym ktosiem była dziewczyna, siedząca przy stoliku pod dużymi parasolami i popijająca przez słomkę piwo w plastikowym kubeczku. Jej towarzystwem była inna kobitka, w najwyraźniej w podobnym wieku, brunetka, a oprócz niej jeszcze jakiś chłopak. Jednak nie oni zwrócili moją uwagę, a nawet nie ta konkretna laska, tylko rzecz, którą miała założoną na swoją dość jasną czuprynę. Zaśmiałem się pod nosem i ominąłem kilka stołów, by jakoś dostać się bliżej nich.
- Fajna czapka - zagaiłem rozmowę, gdy stanąłem tuż obok, nieznajomi spojrzeli na mnie zaskoczeni, a nowa właścicielka wpierdolki uśmiechnęła się po chwili szeroko, odsłaniając rząd jasnych jak śnieg zębów. Cholera, solidne 11/10 - pomyślałem.
- Dzięki, to do zwrotu? - spytała niepewnie blondyneczka, miała naprawdę miły głos, czego się nie spodziewałem. Rozmawiałem już ze sporą ilością dziewcząt na tym festiwalu, no cóż, niestety duża część z nich miała ton pospolitych karyn, których umysły raczej nie są przyzwyczajone do wielkiego wysiłku.
- Oczywiście, to moja ulubiona - wydąłem wargi jak mały chłopiec, któremu zabrano zabawkę. Dziewczyna zachichotała i już miała zamiar ją zdjąć, jednak zatrzymałem ją ruchem dłoni.
- Żartowałem, zostaw ją sobie - puściłem do niej oczko. - Priskit jestem, choć pewnie to wiesz, mam nadzieję, że wy także - uśmiechnąłem się do pozostałych. - Mogę się dosiąść? - spytałem uprzejmie.
- Jasne, siadaj, jestem Kendall, a to Mallory i Urban - podałem im wszystkim po kolei rękę (oczywiście, Kendall jako pierwszej) i zająłem miejsce obok brunetki, zaraz na przeciwko tej ślicznotki.
- Jak się wam podoba festiwal? - spytałem zaciekawiony i podparłem brodę ręką, mimowolnie ciągle zerkając na blondynkę, której w mojej czapce było niesamowicie do twarzy. Grupka była tutaj od wczoraj, mieli wykupiony karnet na całe trzy dni imprezy, właściwie to tylko Kendall i Urban bardziej interesowali się rapem, ale Mallory pojechała dla towarzystwa i dla dobrej zabawy, właściwie, to Mall nieco mnie irytowała, wtrącając co chwilę złośliwe uwagi w kierunku Urbana i Kendall, poza tym ciągle prosiła blondynkę o wyjście do toalety, zupełnie ignorując fakt, że dziewczyna była naprawdę zainteresowana rozmową ze mną. Rozmawialiśmy w czwórkę dość długo, opowiedzieli mi o głupiej sytuacji, związanej z pijanym ochroniarzem, o tym jak, Kelly, bo tak się do niej zwracali, zatrzasnęła się w ubikacji pociągu i konduktorzy ją uwalniali, dowiedziałem się również, że obydwie dziewczyny są z Avenley River, jednak o dziewiątej wieczór Urban zwrócił uwagę na to, że zaraz zacznie się koncert, na którym bardzo mu zależało. Kendall niechętnie podniosła się z ławki, gotowa pożegnać się i pójść ze swoimi towarzyszami na koncert, jednak posłałem jej spojrzenie tak zbitego szczeniaka, że trochę się zawahała.
- E... Bo wiecie, ja tak nie do końca znam piosenki Rettiego, więc pewnie nie będę się najlepiej bawiła... - zaczęła niepewnie i wsunęła nerwowo palce we włosy. Chłopak i brunetka spojrzeli na nią podejrzliwie, a ja postanowiłem natychmiast włączyć się w rozmowę.
- Ja wam jej przypilnuję, obiecuję - uśmiechnąłem się szeroko - zaraz jak się skończy koncert, to ją odstawię całą i zdrową w wasze ręce. Nie ma co zmuszać jej do niepotrzebnego koncertu, no nie?
- W porządku, tylko Kendall, odbieraj jak będziemy dzwonić, a teraz lecimy, bo się nie wbijemy, pa! - zadecydował energicznie Urban, złapał Mallory za nadgarstek i pociągnął ją w kierunku dużej sceny, a ja odtańczyłem w głowie taniec zwycięstwa.
- Wow, nie wierzę, że tak po prostu mnie porzucili - odezwała się zaskoczona blondynka.
- Najwyraźniej wzbudziłem ich zaufanie - uśmiechnąłem się. - Dasz się zaprosić na jeszcze jedno piwko? - spytałem.
- Skoro już proponujesz, to z miłą chęcią.
Udaliśmy się w stronę baru, a po chwili, wracając ze złocistymi trunkami w dłoniach, powróciliśmy na zajmowane przez nas miejsce. Usiedliśmy naprzeciwko, teraz już na spokojnie i sączyliśmy bez pośpiechu alkohol.
- Właściwie, to dlaczego włóczyłeś się bez swojego składu? - zapytała zaciekawiona - myślałam, że z Chesterem jesteście nierozłączni.
- A co my, pedały? - oburzyłem się na żarty, okazało się, że Kendall znała mnie już od dość dawna, a moje pierwsze kawałki słyszała już dość dawno, gdy jeszcze siedziałem w głębokim podziemiu, nie powiem, że mi nie schlebiała. Rozmowa kleiła się coraz bardziej, pierwszy kubeczek po piwie, został zastąpiony już drugim, a później kolejnym, a ja coraz bardziej nie mogłem pohamować narastającego pożądania, które wywołała we mnie blondynka. Alkohol już przyjemnie krążył wraz z krwią w moich żyłach, z dziewczyną było najwyraźniej podobnie, bo z każdą chwilą coraz odważniej zerkała mi w oczy, coraz częściej poprawiała włosy i coraz częściej wybuchała śmiechem podczas rozmowy. A gdy oznajmiła mi, że Bahama w prążki, czyli jeden z najbardziej bliskich mi, moich utworów, jest jej ulubionym, to już w ogóle miałem ochotę ją wypieprzyć, ale z tą różnicą, że zaraz po tym mocno do sobie przytulić i pocałować w czoło.
- Poczekaj, zaraz wrócę, idę siku - zachichotała i wstała, nieco chwiejnym krokiem skierowała się w stronę polnych toalet, stojących w szeregu jakieś trzydzieści metrów dalej. Odprowadziłem ją wzrokiem, mierząc od stóp do głowy, długie do nieba nogi, odziane w jasnobrązowe spodnie, które genialnie podkreślały... Ua, ależ siedziawa. A zaraz nad nią, talia i fragment odkrytego brzucha, z obcisłą, białą bluzeczką, która miała sznurowane wiązanie na piersiach (tam też pozwoliłem sobie potajemnie zerknąć, i muszę przyznać, że było warto, nawet bardzo). Kendall zniknęła mi z oczu, a mnie nagle zaczepili jacyś uczestnicy festiwalu, którzy mnie kojarzyli, zrobiłem sobie z nimi parę zdjęć i czekałem, aż dziewczyna wróci. Kelly wróciła, weselsza i jeszcze ładniejsza, niż wcześniej. Wyciągnąłem ku niej ramiona, a ona z chęcią w nie wpadła i okręciliśmy się dookoła.
- Chodźmy potańczyć, tam niedaleko jest jakiś didżej, który puszcza jakieś remiksy, do których można się pobawić - zaproponowała dziewczyna. Zgodziłem się chętnie na jej pomysł, bo akurat wszedłem w ten stan, kiedy nie byłem jeszcze napierdolony, ale było mi bardzo przyjemnie. Dopiliśmy szybko nasze ostatnie browary, a potem Kendall, pociągnęła mnie za dłoń na parkiet, czyli jakąś płytę, trzydzieści metrów szerokości na trzydzieści, gdzie kręcili się ludzie, już bardziej pijani, którzy także czuli w sobie ducha tańca. Najpierw zatańczyliśmy dwa szybkie, energiczne tańce, podczas których nieco się zdyszałem, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na oddech, ja zapaliłem sobie papierosa, a Kendall chciała, by przestało kręcić się jej w głowie. Zaraz potem puścili spokojnego blenda, postanowiłem skorzystać z tej okazji, i wyciągnąłem ku dziewczynie dłoń, przyjęła ją i powolnym krokiem ruszyliśmy bliżej nagłośnienia. Dziewczyna, która była nawiasem mówiąc, dość wysoka, zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła się do mnie mocno, a ja objąłem ją w talii. Oparłem brodę na jej ramieniu i zacząłem kołysać w rytm piosenki. Okręciliśmy się parę razy, a dziewczyna jakoś coraz bardziej słabła w moim uścisku.
- Wszystko w porządku? - szepnąłem jej do ucha i przy okazji musnąłem jej policzek wargami.
- Nie wiem, Priskit... Dziwnie się... Czuję - wyszeptała i niespodziewanie straciła nad sobą panowanie, jej nogi się ugięły, a ja ledwo dałem radę ją utrzymać.
- Kendall, co jest?! Halo, nie wygłupiaj się!!! - podniosłem zaskoczony głos i oderwałem się od niej, dziewczyna oczy miała zamknięte, a usta lekko rozchylone. Co jest?! Przecież nie była aż tak pijana, zasłabła, czy o co chodzi? Zaniepokojony potrząsnąłem nią lekko, co nie dało żadnego efektu, po prostu straciła przytomność. Obejrzałem się gwałtownie, szukając pomocy. - HEJ! - wrzasnąłem. - NIECH KTOŚ ZAWOŁA LEKARZA!
Parę osób znieruchomiało, patrząc niezrozumiale, na sytuację, która właśnie miała miejsce, aż w końcu ktoś wezwał tą pierdoloną pomoc medyczną, położyłem ostrożnie dziewczynę na betonie, oddychała, ale słabo. Po dłuższej chwili pojawili się jacyś ratownicy, którzy (najpierw mnie odsunąwszy) zaczęli badać na szybko dziewczynę, a zaraz potem zapakowali ją na nosze i pognali gdzieś do punktu medycznego (ja, w panice, za nimi). Cholera jasna, o co chodziło?
Sytuacja nie pozwalała mi się zrozumieć, tym bardziej, że nie byłem trzeźwy, sterczałem jak słup, i czekałem, aż ktoś cokolwiek mi powie, niestety, każdy traktował mnie jak ducha, wszyscy uwijali się, aż w końcu usłyszałem, że wzywają karetkę. Zaczepiłem jakąś lekarkę, z nadzieją, że wytłumaczy mi co się stało.
- Przepraszam, ale co jej jest? - spytałem, łapiąc kobietę za ramię.
- Nie jesteśmy pewni, ale najwyraźniej działanie pigułki gwałtu, ma podobne objawy, badania w szpitalu wykażą więcej, może mi pan powiedzieć swoje imię i nazwisko? - powiedziała, wyciągając jakąś teczkę i notując.
- Igor Priskiewitz - odparłem, patrząc zaniepokojony na bladą dziewczynę, teraz okrytą jakimś cienkim kocem.
- Kim pan jest dla poszkodowanej?
- Ja? - popatrzyłem na nią zaskoczony. - Eee... No ten, znajomym.
- Ma pan jakiś kontakt z rodziną dziewczyny?
Zaprzeczyłem ruchem głowy, ratownicy właśnie pakowali dziewczynę do ambulansu.
- Mogę jechać z nią? - zapytałem. Kurwa, co? Jaka pigułka gwałtu? Przecież... Kurwa, co jest? Nic nie rozumiałem, byłem w szoku.
- Niestety, w karetce nie - odpowiedziała kobieta, poprosiła jeszcze o jakiś numer kontaktowy i odeszła. - Ale odwożą ją do najbliższego szpitala wojewódzkiego, to jakieś osiem kilometrów stąd.
Wydzwoniłem Chestera, który z wielką niechęcią, już po pięciu minutach wiózł mnie w stronę szpitala i gderał mi niezrozumiale, że kolejny raz nie może się spokojnie najebać po imprezie, wkurwiony, podgłośniłem audio na cały samochód, by nie słuchać jego pierdolenia, aż w końcu nie wytrzymałem i kazałem mu zamknąć mordę. Chłopak obraził się, a ja ściszyłem muzykę i wyjaśniłem mu, co się stało.
- Stary, nie lepiej, żebyśmy się stąd zwinęli od razu? Jeśli faktycznie ktoś jej dosypał prochy na gwałt, to pierwsze podejrzenia pójdą na ciebie, bo z tobą była przez cały czas, tym bardziej, że poświadczą o tym jej znajomi - westchnął i zmienił bieg.
- Podałem już lekarce z festiwalu moje dane, jak stąd spierdolimy, to będzie już jasne, że to ja, debilu - potarłem twarz dłonią. - Kurwa, czy mi naprawdę nie jest dane w spokoju zaruchać?
Chester zaśmiał się głupio i poklepał mnie po ramieniu.
- Za bardzo jesteś ściśnieniowany, to temu ci nie wychodzi, idź sobie na dziwki, czy coś.
- Fuj - odparłem i wyciągnąłem mój telefon, by jakoś uspokoić nerwy. Czekała na mnie wiadomość od Anastasii, która była łaskawa odpowiedzieć mi na sms'a po dwóch dniach. Ze złością olałem ją i wcisnąłem smartfon z powrotem do kieszeni, skuliłem się obrażony na cały świat na fotelu. - Mogę zapalić? - spytałem Chestera. Popatrzył na mnie wrogo, bo nienawidził, gdy ktoś kopcił w jego samochodzie.
- Wyjątkowo - zaznaczył, a ja uchyliłem szybę i odpaliłem sobie papieros.
W końcu byliśmy na miejscu, znalezienie wejścia do szpitala też nam trochę zajęło, a SOR'u już w ogóle, siedziałem zmięty na krzesełku w poczekalni, obok jakiegoś chłopca, z ręką, którą miał przekrzywioną w zupełnie innym kierunku, niż powinna być, a Chester gdzieś telefonował. W końcu jakiś pan doktor wyszedł z pogotowia, a ja spytałem, co z Kendall. Oczywiście mi nie powiedział, jednak po chwili jakaś sympatyczna pielęgniarka poinformowała mnie, że czekają na razie na wyniki morfologii, toksykologii, a także, że zabierają ją póki co na płukanie żołądka.
Upływały godziny, w końcu pojawili się jacyś sztywni policjanci, którzy wypytali mnie, co się właściwie stało, był środek nocy, zdążyłem wytrzeźwieć siedząc i kurwując pod nosem, na wszystko, co było wokół mnie.
Dziewczynę przeniesiono na obserwację, póki co czekali, aż po prostu wybudzi się ze śpiączki, spowodowanej faktycznie dużą dawką pigułki gwałtu. Również czekałem, właściwie to nie wiem dlaczego, Chestera odesłałem dawno do domu, bo nie było potrzeby, by razem tu ze mną siedział. Zerknąłem przez szybę, na uśpioną dziewczynę, której funkcje życiowe monitorował ekran, a do jej ręki przytknięta była kroplówka. Zacząłem czytać ulotkę o szczepieniach na pneumokoki, cokolwiek to jest, ale nie mogłem się na niej ani trochę skupić. Do sali, w której leżała Kendall, weszła pielęgniarka, trochę starsza i wyraźnie zmęczona.
- Przepraszam, mógłbym wejść do środka? - poprosiłem ją uprzejmie.
- Do tej dziewczyny? - zmarszczyła cienkie brwi. - A idź, kotek, tylko po cichu, żebyś nie pobudził pacjentów obok - westchnęła. Przysiadłem na niewygodnym stołku, który stał zaraz obok szpitalnego łóżka. Przyjrzałem się Kendall, oświetlona tylko słabym światłem lampki, wyglądała naprawdę blado, próbowałem dociec w myślach, kiedy to mogło się stać, aż w końcu zrozumiałem, ktoś musiał jej podrzucić coś, gdy była w ubikacji, a ja gadałem z fanami. Wyciągnąłem dłoń i pogładziłem ją po smukłej dłoni, ułożonej na pościeli, dziewczyna oddychała głęboko, pogrążona w mocnym śnie.
KENDALL?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz