Przyjemnie rozmawiało mi się z białowłosym, chociaż nie byłem pewny, czy to zasługa naszych charakterów, czy może alkohol, który nieco już mną zawładnął. Niestety głowy mocnej do picia nie posiadałem, potrafiłem wytrzymać dłużej tylko wtedy, gdy coś jadłem, ale w takim przypadku, gdzie jest tylko rozmowa i drinki, nie miałem szans na pochwalenie się „ile to mogę wypić”. I chociaż mówiłem sobie, że więcej nie wypije, pokusa była zbyt duża.
- To samo – odpowiedziałem, wyraźnie widząc, jak Einar kładzie pieniądze na blacie i opuszkami palców przysuwa w moją stronę szklankę. Czy on mi postawił drinka?
- Proszę.
- Dzięki – wziąłem łyk. - Tak właściwie, to przyszedłeś tu sam? - zapytałem z ciekawości, gdyż znowu pomyślałem o kolegach.
- Tak. Aż takie to dziwne? - obracał ruchem nadgarstka szklankę, uważnie obserwując, jak napój obija się o ścianki.
- Normalne. Pytałem z ciekawości, może ciebie też znajomi opuścili?
- Przez swoją pracę nie mam znajomych – słysząc to, pomyślałem, że musi być bardzo samotny i temu też wydaje się taki oschły.
- Serio? A ja myślałem, że tacy lekarze są popularni, szanowani i każdy chce się z nimi przyjaźnić. Chyba że mylę to teraz z innych zawodem.
- To prawda, spotykam wielu ludzi, ale przez praktyki i dyżury, kończę pracę w nocy albo jestem na oddziale przez kilka dni z rzędu. Nie mam fizycznie czasu na spotkania. To mój pierwszy wolny wieczór od środy – otworzyłem szerzej oczy. Przypominał mi typowego Japończyka, gdzie większość społeczeństwa jest pracoholikami, przez co mają problemy rodzinne lub nie potrafią odnaleźć się wśród innych ludzi.
- Serio? To słabo, czyli już nie spotkam swojego nowego kolegi, jakby tamci mnie zawiedli? - powiedziałem nieco przygnębiony.
- Mam co jakiś czas wolne tygodnie, jak cię to pocieszy – uśmiechnąłem się szeroko, co powinno być dla niego odpowiedzią, gdyby tylko patrzył na mnie, a nie ciągle w szklankę.
- A cieszy. A ja mam różnie z wolnym, zależy, kiedy, kto i co będzie chciał.
- Nie jestem pewien, czy chcę to wiedzieć, ale... Czym się zajmujesz?
- To nic strasznego. Jestem technikiem sceny, realizacji nagrań oraz nagłośnień – pochwaliłem się. Byłem dumny ze swojej pracy i umiejętności, a najbardziej z tego, że wyszedłem na prostą po wyjściu z więzienia. Zazwyczaj dzieje się tak, że człowiek nie potrafi dojść do siebie, zostanie zniszczony za kratami i nie ma przyzwoitej przyszłości.
- Brzmi całkiem skomplikowanie. Radzisz sobie? - pokiwałem twierdząco głową, zastanawiając się, czy moja praca rzeczywiście jest skomplikowana.
- Jak najbardziej. Muzyka to mój żywioł i jest do dla mnie tak samo proste, jak dla ciebie krojenie ludzi – na te słowa Einar się zaśmiał. Może to wina alkoholu, ale miałem dziwne wrażenie, że jego śmiech jest udawany.
- Bardzo dobre porównanie.
- Chyba nie umiesz się śmiać.
- Każdy śmieje się na swój sposób – machnąłem ręką, mówiąc, że całą winę zrzucam na wódkę, po czym wziąłem łyka swojej coli. Chłopak przestał machać naczyniem i także się napił. - Całkiem przyjemna atmosfera jest w tym miejscu – powiedział, zgodziłem się z tym faktem.
- A no, "Ruda Zołza" jest jednym z lepszych barów.
- To tak się to nazywa? - prychnął. - Niezwykle ambitna nazwa – zaśmiałem się. Większość ludzi reagowała w ten sposób. Byłem ciekaw, skąd właściciel tego lokalu, wziął taką śmieszną i dziwną nazwę. Kiedyś usłyszałem plotkę, że nazwa pochodzi od jego kobiety: była rudą pięknością, nie zwykle egoistyczną i zadufaną w sobie.
- Mi trochę przypomina burdel z rudymi prostytutkami, ale nie ocenia się po nazwie – podzieliłem się z nim swoją myślą. Gdy pierwszy raz razem z kumplami, zawitaliśmy do tego baru, nieco podpity Harry zapytał barmana, co mają do zaoferowania. Zamiast nas wyrzucić, wszystko zostało obrócone w żart.
- Na upartego, pewnie kilka kurew znajdziesz – wzruszyłem ramionami.
- Gdyby chciało mi się bzykać, pewne bym znalazł.
- O ile te by cię nie olały – prychnął i powrócił do swojej czynności, czyli do mieszania płynu.
- Kurwy oleją penisa. Kobiety mężczyznę – podkreśliłem.
- Oho, mówca się z ciebie zrobił – uśmiechnąłem się dumnie, bo taka była prawda. Zazwyczaj po wódce zaczynałem prawić morały i przedstawiałem wszystkim wokół inne ważne cytaty, których bym za żadne skarby nie wypowiedział na trzeźwo.
- Jestem świetny, prawda? Temu kumple zawsze mnie wysyłają wszędzie, jak trzeba coś załatwić.
- Zgaduję, że wiele osób odpuszcza ci z litości – przewróciłem oczami.
- Jakiej litości, to mój urok osobisty.
- Tak sobie wmawiaj – zmrużyłem oczy, dokładniej przyglądając się albinosowi.
- Uważasz, że jestem brzydki? - zapytałem podejrzliwie.
- Nie wiem. Nie patrzę na ludzi pod tym względem – wyprostowałem się na krześle.
- Czy ty jesteś prawiczkiem?
- Co to za pytanie?
- Pytam z ciekawości. Skoro nigdy nie patrzyłeś pod względem urody, nigdy nie byłeś zakochany?
- Jakoś nie. Nie odczuwam potrzeby zakochiwana się w kimkolwiek – zaśmiałem się w duszy. Na świecie żyje masa ludzi, którzy myślą podobnie, a potem się okazuje, że cierpią z miłości. Może Einar już miał wybrankę, która go olała?
- Będziesz samotny do końca życia? Masz chociaż jakieś zwierzątko?
- Mam kota. A samotność... Przyzwyczaiłem się do niej – miał kota? Automatycznie zdałem sobie sprawę, że może nas więcej łączyć, niż sądzę.
- Też mam kota, konkretniej, to kotkę. Nie masz czasem ochoty odpocząć od tej samotności?
- Nie. Dobrze się czuję we własnym towarzystwie.
- Prawie jak ja, z tym że ja spędzam czas z kotem – podkreśliłem ważną obecność pupila w moim życiu. Gdyby nie ten sierściuch, już dawno zapomniałbym, jak to jest okazywać komuś miłość. Nawet jeśli ten ktoś spędza całe dnie na leżeniu i jedzeniu, a podchodzi do ciebie tylko po to, byś go wymiział.
- Koty są lepsze od psów pod wieloma względami – spojrzałem zadowolony na towarzysza, z którym miałem jeszcze jedną rzecz wspólną.
- Też tak uważam, głównie dlatego, że nie cierpię ujadania psów.
- Z resztą, psy potrafią tylko słuchać poleceń, a koty? Koty są wolne – zaśmiałem się, wyobrażając sobie Mike, która słucha moich poleceń: siad, połóż się, turlaj, przynieś gazetę.
- Póki ich coś nie przejdzie, bo większość ludzi ich nie lubi.
- Kolejny fakt potwierdzający to, że ludzie to idioci.
- Przeraża mnie nieco szczek dużych psów. Ponadto to takie ciężkie bydle, a te małe kundle ujadają jak szalone, nie wiadomo na co. Szczeniaki są jeszcze do wytrzymania.
- Szczeniaki są słodkie, ale długo się gotują – zaśmiał się głośno, dokańczając swój napój i zamawiając kolejny. Także się zaśmiałem, stwierdzając w myślach, że białowłosy ma specyficzne poczucie humoru. Miło z takim porozmawiać.
- A koty? Nawet jak dorosną, można je wziąć na ręce i nie będą miauczeć na obcych – powiedziałem.
- O ile nie podrapią cię. Ale to serio trzeba być złym człowiekiem, aby kot cię nie lubił – przytaknąłem głową.
- Ja miałem w ciągu całego marnego życia tylko jedną kotkę. Dostałem ją od ojca i chociaż z początku jej nie lubiłem, po pięciu latach zdążyłem pokochać tego futrzaka, jak własnego bachora – a konkretniej, to jak własną siostrzyczkę. Czasem mam wrażenie, że duch Susan żyje w tym kocie i ma mi ją zastąpić. Ewentualnie dziewczynka po śmierci przeszła reinkarnacje i została kotem z dziewięcioma życiami. Marzę tylko, by te dziewięć żyć spędziła w jednym ciele, bym nie musiał płakać po jej stracie, by odnaleźć ją na nowo.
<Einar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz