- Witam pana, cóż, muszę przyznać, że wolałbym zobaczyć się z panem w innej sytuacji - Powiedziałem, puszczając odznakę która opadła mi na tors. Zauważyłem kropelki potu na czole mężczyzny, biegał też nerwowo oczami.
- Coś się stało panie władzo? Chyba nie dostanę mandatu prawda? - zaśmiał się nerwowo, ja natomiast uśmiechnąłem się lekko, powoli sięgając po kajdanki.
- Cóż, nie. Ale ja w innej sprawie. Jest pan aresztowany, wiemy o pańskich lewych interesach oraz złamaniu zakazu zbliżania się do żony. Dodatkowo, brutalne pobicie i gwałt na pracownicy. Nieźle się pan wkopał. - Zanim zdążyłem się zorientować, mężczyzna popchnął mnie i rzucił się biegiem. Szybko ruszyłem za nim, zgrabnie wymijając ludzi.
Biegłem za nim dobre dziesięć minut, jednak w końcu popełnił błąd. Widząc, że kosze układały się tak, że idealnie mogłem po nich wbiec i przeskoczyć przez wysoką siatkę, właśnie tak zrobiłem. W mgnieniu oka znalazłem się przed mężczyzną, nie zdążył wyhamować i upadł tuż przede mną. Skułem go, po czym postawiłem.
- Warto było sobie rozpierdolić życie? Mogłeś teraz żyć spokojnie, żona była w stanie nawet wycofać zakaz zbliżania się. Ale ty to rozpierdoliłeś. Idziemy.
Już miałem przejść z nim przez ulicę, kiedy zobaczyłem coś, co na początku zmroziło mi krew w żyłach. Dziewczyna wyglądająca jak w transie, właśnie szła żwawym krokiem w stronę ruchliwej ulicy, jakby nie widziała samochodów. Przykułem podejrzanego do latarni, a sam rzuciłem się w jej stronę. W ostatniej chwili, udało mi się złapać ją za ramię i odciągnąć w tył. Wtedy, jakby się ocknęła. Rozejrzała się zdezorientowana, a ja widząc jej stan, dalej trzymając rękę na jej ramieniu, gdyby miała zemdleć. Spojrzała na mnie,
- Wszystko w porządku? To wyglądało tak, jakby chciała się pani zabić - Powiedziałem po chwili, a kiedy zauważyłem że pewnie trzyma się już na nogach, puściłem ją i odsunąłem się, chowając dłonie do kieszeni zerkając jeszcze na aresztowanego, uśmiechnąłem się lekko.
- Tak... jest okej. Dziękuję, zawdzięczam panu życie - Dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę z nieśmiałym uśmiechem. - Roxanne.
Spoglądając na nią kątem oka, wyciągnąłem dłoń i uścisnąłem jej. Dziewczyna czekała widocznie, aż się przedstawię. Wziąłem głęboki oddech.
- Stephan, przepraszam bardzo, ale muszę już iść. Muszę odprowadzić kogoś w jedno miejsce. - Pożegnałem się, po czym odprowadzany przez nią wzrokiem, ruszyłem z mężczyzną trzymając go mocno, aby nie uciekł.
Kiedy byłem już na komisariacie, przesłuchałem mężczyznę. Przyznał się do wszystkiego, a ja zmęczony wypełniłem papiery i wróciłem do domu. Odetchnąłem, po czym nawet nie biorąc prysznica padłem na łóżko zbyt zmęczony, aby chociaż coś zjeść.
<Roxanne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz