4 mar 2019

Od Conrada Cd Sarah

Obudziłem się z czyjąś dłonią przewieszona przez mój tors. Niepewnie otworzyłem oczy i zamarłem. Mój nagi tors był przyblokowany przez ramię Kelly. Ramię w gipsie przez sen musiałem umieścić nad sobą. Dość szybko wyszedłem spod kobiety i ruszyłem do kuchni. Chyba dałem jej zły sygnał. Dapne wyszła z łazienki i uśmiechnęła się do mnie.
-Hej kwiatuszku, jak ci się spało? -Zapytałem i lekko musnąłem czubek głosy małej zdrową dłonią.
-Dobrze, patrz!- Otworzyła usta i wsadziła język w dziurę po zębie.
-O jej, Brawo! A gdzie masz zęba? Przecież myszka zębuszka go musi zabrać spod poduszki! - Uśmiechnąłem się lekko. Mała wystawiła rękę z zębem, pokazując mi swojego mleczaka. Poszliśmy do kuchni, a ja stanąłem przed bochenkiem chleba, z mocną konsternacją. Jak to pokroić? Podrapałem się po brodzie, która zdążyła mi odrobinę urosnąć. Najbliższe parę dni chyba będę zarastał. W końcu zdecydowałem się na najmniejszą linię oporu i podałem małej jogurcik kokosowy z mango. Szczęśliwa zaczęła wsuwać śniadanie, kiedy ja wypuszczałem psa. Jego też czekał teraz przykry los. Moja kontuzja była ze mną dopiero jeden dzień, a już uprzykrzała życie wszystkim domownikom. Po chwili z sypialni wyszła Kelly. Z uśmiechem podeszła do mojej osoby i pochyliła się, składając na moich ustach lekki pocałunek. Zmroziło mnie to. Popatrzyłem na małą, która bez zmian jadła śniadanie.

-Słuchaj, możemy wyjść? -Zapytałem i uchyliłem drzwi do ogrodu. Kiwnęła głową, wychodząc ze mną na patio.
-Słucham cię? Nie jest ci zimno? -Wystawiła dłoń i dotknęła mojego nagiego brzucha.
-Kelly, jestem ci wdzięczny za pomoc, ale chyba źle się zrozumieliśmy.
-Jak to?
-Nie jestem tobą zainteresowany. Jesteś naprawdę fajną koleżanką, ale nie jesteś w moim typie. -Skwitowałem szybko.
-A to, co wczoraj? -Zapytała i zmarszczyła brwi.
-Co wczoraj?
-Nasza noc!
-Nic się pomiędzy nami nie stało?
-Powiedziałeś mi, że będziemy razem. Nie można tak kłamać Conrad!
-Jeśli tak powiedziałem, to przepraszam. Byłem na mocnych lekach. Posłuchaj mnie. Nie jestem dla ciebie odpowiedni i tyle. Nie utrudniaj mi tego okay? Naprawdę cię doceniam.
-Wolisz jakieś młode picze co? Ona nie jest tego warta Conrad- Syknęła Kelly.
-Nikogo nie wolę, jestem singlem od dobrych 7 lat i mi z tym dobrze. Nie podpinaj pod to żadnej teorii.- Założyłem ręce i zmarszczyłem brwi. Zaczynała się robić nieznośna.
-Okay, rozumiem. - Uniosła brew i wmaszerowała znów do domu. Zabrała szybko co jej i wyszła, wcześniej żegnając się. Coś czułem, że jeszcze wróci. Westchnąłem i usiadłem przy stole, patrząc tęsknie na mój ekspres do kawy. Zakaz spożywania kofeiny przez najbliższe dwa tygodnie będą dla mnie piekłem. Mała zjadła serek i poszła do siebie. Ruszyłem za nią, starając się jakoś jej pomóc ubrać w dzisiejsze ciuchy. Kiedy ona była w miarę ogarnięta, przyszedł czas na mnie.
-Słonko, pomożesz tatusiowi? - Zapytałem, podnosząc koszulkę. Ochoczo pokiwała głową. Po chwili udało nam się wygrać z rękawem koszulki i nie latałem już po mieszkaniu pół nagi. Na to nałożyłem bluzę i wsunąłem na nogi trampki, których nie musiałem wiązać.
-Idziesz z nami na spacer skarbie? -Zapytałem, zapinając delikatnie Terminatora na smycz. Zdrowa ręka da sobie spokojnie rade z utrzymaniem psa. Co z małą?
-Tak... Ale nie mogę cię trzymać za rękę? -Zmarszczyła lekko brwi zmartwiona.
-Niestety nie kochanie, ale będziesz się trzymać bluzy, co ty na to? -Owinąłem jej szyję szalikiem i starałem się jakoś pomóc jej z butami. Poddałem się i pozwoliłem jej wsunąć kaloszki na konie. Jedyne buty, w których mogła wyjść, bez wiązania małych sznurowadeł. Spacer był szybki, ale pełen emocji. Termin starał się zaprzyjaźnić z małym pieskiem pewnego starszego Pana. Właściciel psa nie wydawał się jednak pozytywnie nastawiony do tego pomysłu. Kiedy w końcu wróciłem do domu, miałem wrażenie, że straciłem ramię. Chyba muszę opatentować jakiś inny sposób na spacerowanie, bo jak tak dalej pójdzie, to stracę drugą rękę. Westchnąłem i wpuściłem psa do przedsionka. Mała zdjęła buty i płaszczyk odkładając je na miejsce. Sam skopałem buty i podsunąłem noga pod szafkę z obuwiem. Nie miałem innego wyjścia. Bluzę rozpiąłem i zostawiłem. Za dużo zachodu ze zdejmowaniem, póki co. Sięgnąłem po telefon i szybko zadzwoniłem do kolegi z firmy.
-Hej, słuchaj, dałbyś rade znaleźć kogoś i podjechać po auto? Zostawiłem pod stajnią a mam rękę w gipsie. Tak? Super, kluczyki są w samochodzie. Jesteś wielki. Tak nie ma problemu, że zrobisz to jutro. Ozłocę cię stary -Prychnąłem w słuchawkę i zakończyłem połączenie. Kiedy nadeszła godzina szesnasta, zadzwoniłem do polecanej w tej okolicy pizzerii.
-Mhm, tak. Margarita i ... jakaś jeszcze jedna wegetariańska. Tak. Super. Dziękuję- Rozłączyłem się. Pukanie do drzwi mnie zaskoczyło. Była dopiero szesnasta. Uchyliłem drzwi i spotkałem się oko w oko z Sarah.
-Hej, wejdź. Dzięki, że dałaś radę przyjechać.
-Jasne to nic takiego. - Uśmiechnęła się i szybko weszła.
-Nie dałem rady z zakupami. Poszedłem z Terminem i mała a krótki spacer i już mi ramię umarło. A nie miałem z kim jej zostawić, żeby pójść do sklepu. Ale dobra wiadomość, to to, że za godzinę będzie pizza -Uśmiechnąłem się i spojrzałem, jak Daphne wbiega do przedsionka i przytula się do kolan Sarah.
-Cześć, Daph – oddała uścisk. – tę pizzę to sobie możesz wsadzić, wiesz gdzie. Specjalnie przyjechałam wcześniej i zamierzam zrobić dobre jedzenie, a ty lepiej zamknij drzwi do domu, zgaś światła i udawaj, że nikogo nie ma, kiedy przyjedzie pizza – wyminęła go, idąc do kuchni, gdzie postawiła na blacie siatkę. – To co, Daphne, robimy kolację? – spytała. Prychnąłem śmiechem na jej słowa. Sięgnąłem po telefon i szybko przeprosiłem, w lokalu odwołując zamówienie. Pan nie miał pretensji, bo jeszcze nie zdążyli przygotować mojego zamówienia. Obiecałem, że jutro dam im napiwek i rozłączyłem się. Wszedłem do kuchni i oparłem się o framugę, patrząc, jak mała z ekscytacją wyjmuje ziemniaki z siatki.
-Mam ziemniaki, wiesz? Mam dużo jedzenia, ale liczyłem na to, że posiłek pizzą będzie takim fajnym odskokiem od zdrowego jedzenia. - Uśmiechnąłem się i podszedłem, opierając się o plac zdrową ręką.
-Pizza nie ucieknie. A moja waga prawdopodobnie wkrótce tak, więc pizzę zjemy kiedy indziej – powiedziała, podając Daphne miseczkę z sosem do wymieszania, a sama zaczęła smażyć warzywa. Pokiwałem głową i zniżyłem się, opierając twarz, na ręku patrząc, na dziewczynę z rozbawieniem na twarzy.
-Co cię skłoniło do myślenia, że ja i Kelly to cokolwiek?
Wzruszyła ramionami.
-Pisałam ci, że wyraźnie dała mi to do zrozumienia. Nic sobie nie wymyśliłam. – Powiedziała, pomagając dziewczynce, gdy ta ubrudziła sobie rączkę. Westchnąłem zrezygnowany. Powoli usiadłem na podłodze, blokując jej drogę i oparłem głowę o szafkę.
-Ale nie jestem. Podpiszesz mi się na gipsie? -Zapytałem po chwili namysłu. Nigdy nie miałem ładnego gipsu, ten z okresu 19 lat skończył całe szary i pomazany przez chłopaków z mojej paczki.
-Teraz już wiem – popatrzyła na niego z góry, łapiąc mazaki leżące na blacie. W minutę machnęła ładnie wyglądającego jednorożca. Popatrzyłem na konia i zaśmiałem się.
-Twoja sygnatura to jednorożec? Jest śliczny -Dodałem i chwyciłem mazak, powoli rysując parę oczu kawałek dalej. Lubiłem oczy, zwierciadło duszy zawsze fajnie się je rysowało. Bezgłośnie zakląłem, czując, jak upada mi na głowę kawałek gorącej papryki. Zdjąłem warzywo z czoła i wsadziłem do ust z lekkim uśmiechem. Wstała z klęczek, dalej smażąc jedzenie.
-A jednorożec jest fajny sam w sobie, prawda, Daphne? - Mała szybko znalazła się obok mnie i usiadła mi na kolanach. Pocałowałem jej głowę z uśmiechem.
-Są super! A mi wypadł ząb- Uśmiechnęła się, chwaląc szparą. Westchnąłem i odłożyłem flamaster na bok, przesuwając małą na ziemię i samemu się podnosząc. Ta, widząc okazję, pobiegła do pokoju i wróciła ze swoimi ulubionymi zabawkami i zaczęła bawić się pod stołem. Znów westchnąłem i zwróciłem się ku dziewczynie.
-Słuchaj, może i miałaś swoje powody, ale co w sumie to znaczy? Jestem dorosłym chłopcem. Chyba nie potrzebuję nadzoru, nad tym z kim się spotykam co?
-Nadzoru? Chyba nie zrozumiałeś. Sęk w tym, że gdybyś rzeczywiście z nią był, to ja nie miałabym najmniejszej ochoty na takie jak teraz spotkanie się z tobą, to by było dziwne, nie uważasz? - Zapytała i uparcie mieszała warzywa, nie podnosząc na mnie wzroku. Zmarszczyłem brwi.
-Dziwne? - Nie dopowiedziałem więcej, bo miałem wrażenie, że jej słowa powinny zostać zinterpretowane właśnie tak, jak zrozumiałem je ja. Czyli chciała coś więcej? Jezu. Popatrzyłem na małą, która szczęśliwa bawiła się pod stołem. Gdybym mógł, to zrobiłbym to, co ona. Schował się pod stołem i nic nie komentował. Ale chyba wypada.
-Czyli sugerujesz, że mój status singla ma znaczenie w naszej relacji? - Słowa te w zasadzie szeptałem jej do ucha. Stała do mnie bokiem dalej mieszając to, co było na patelni.
-Nie do końca, ale o ile byłbyś z Kelly, czy jakakolwiek inna kobieta, a ona byłaby zazdrosna, to ja nie miałabym zamiaru pakować się między tobą a twoją dziewczynę, to raczej logiczne? – nałożyła warzywa na ciasto francuskie, a następnie włożyła je do piekarnika, odsuwając krzesło od stołu, na tyle daleko, aby nie przeszkadzać Daphne, a następnie na nim siadając. Pokręciłem głowa i patrzyłem na nią z lekkim rozbawieniem.
-Oj już się nie unoś tak. Co się na mnie boczysz? Pięknie pachnie tak przy okazji – Podszedłem do niej i położyłem jej zdrową rękę na barku.
-Nie boczę się – zmrużyła oczy. – I wiem. Na pewno lepiej niż pachniałaby pizza. - Prychnąłem na jej słowa. Złapałem kontakt wzrokowy i uniosłem lekko brwi.
-Oj no weź, pizza to pizza. Twojego gotowania nie próbowałem, jeszcze masz szansę się wybronić. Ale chyba nic nie pobije pizzy, chyba, że domowa pizza.- Dodałem i zniżyłem się, dalej śmiejąc się do jej osoby.
-W takim razie to moja pierwsza i ostatnia szansa wybronienia się, bo pomijając to, co teraz robie, nawet moja herbata nie jest dobra. - Uśmiechnęła się. Prychnąłem i zniżyłem głowę, opierając się lekko brodą, o jej bark. Przy okazji, drapiąc jej twarz moim zarostem.
-Umiesz golić lepiej niż gotować herbatę? - Zapytałem z nadzieją w głosie i wyprostowałem się, patrząc na jej odrobinę zaczerwienioną twarz.
-Mam bliznę od kolana do kostki, ale moje umiejętności chyba się zwiększyły – Spuściła lekko wzrok i zagryzła wargę. Jęknąłem cicho.
-To chyba pójdę do fryzjera albo czegoś takiego, nie chcę stracić połowy nosa. Ale dzięki za ostrzeżenie, nie dam ci maszynki nigdy do ręki. -Dodałem i potarłem brodę ręką. Ostrość włosów była mało przyjemna. Nie lubiłem siebie z zarostem, irytował mnie i sprawiał problemy. Dodatkowo dodawał mi lat, a tego unikałem. Oburzyła się, wstając, gdy piekarnik zadzwonił.
-Az taka kaleka nie jestem! - Wyciągnęła blachę i postawiła gorący posiłek na kuchence. Pokroiła szybko i porozkładała na talerze. Mała szczęśliwa usiadła przy stole i zaczęła zajadać posiłkiem, w szybkim tempie. Ja uparcie walczyłem widelcem. Było to łatwe, bo jednak ciasto i warzywa nie stanowią problemu w krojeniu, ale nadal potrzebowałem chwili na nabicie potrawy. Dmuchnąłem na porcję na widelcu i wsunąłem do ust.
-Nawet ci wyszło. Ale jak mi wyzdrowieje ręka, to ci zrobię Quiche ze szpinakiem i fetą. Pokochasz to -Obiecałem i zakaszlałem, bo kawałek marchewki wpadł nie tam, gdzie powinien. Sarah podniosła telefon, który za wibrował i zmarszczyła brwi.
-Mój brat złamał klucz do domu. - Przekazała mi z irytacją w głosie. Prychnąłem głośno.
-Musisz jechać mu pomóc czy co?- Zapytałem z uśmiechem.
-Temu idiocie? Nie, będzie, spał w stajni na słomie, jak Jezus, bo w domu nie zasługuje – Zaśmiała się i wsadziła do ust porcję swojego jedzenia. Pogryzła i przełknęła z zadowoleniem.
-No dobra... Ale serio, ten quiche to będzie najlepsze co kiedykolwiek miałaś w ustach – Obiecałem.
-W takim razie, nie mogę się doczekać – Posłała mi uśmiech, a ja wywaliłem oczami. Chyba była za bardzo niewinna, żeby zrozumieć moje podteksty. Kiedy skończyliśmy jeść, odesłałem małą, żeby umyła zęby, a sam zająłem się ogarnianiem salonu. Daphne szybko się ogarnęła i była gotowa spać. O dziwo, sama poszła do pokoju, wołając za sobą psa i zakopała się pod kołdrą. Ah... Ząb. Liczyła na prezent. Uśmiechnąłem się i usiadłem na kanapie, wzdychając. Sarah klapnęła obok mnie i oparła głowę o oparcie.
-Chcesz jakiś film może obejrzeć?- Zaproponowałem. Przytaknęła. Odpaliłem netflix i przeleciałem parę pozycji, decydując się na thriller. Włączyłem cicho i odchyliłem się, obejmując Sarah ramieniem. Oparła niepewnie głowę o moje ramię.
-Jak byś się bała, to nie krzycz, bo obudzisz małą -Posłałem jej wredny uśmiech i przejechałem drapiącym policzkiem po jej policzku.
-Nie martw się, w razie, gdybyś jednak ty krzyczał, to nie powiem Daphne, że jej ojciec bohater jest takim cieniasem – Prychnęła i wsadziła mi dłoń w twarz, odpychając mnie od siebie. Przybliżyłem się jeszcze bardziej, opierając się jej ręce.
-Ja ? Cieniasem? Od kiedy? -Zaśmiałem się cicho i starałem zmniejszyć dystans, by znów podrapać ją po twarzy brodą.
-A kim? Książęta mają białe konie i z nich nie spadają. - Zaśmiała się i zjechała ręką, umieszczając ją na moim karku. Po chwili podrapała mnie po nim delikatnie.
-To jest cios, poniżej pasa- Byliśmy zaskakująco blisko siebie. Jej dłoń dalej delikatnie gładziła moją szyję. Przesunąłem zdrową rękę i zatrzymałem na jej szyi. Trzymałem teraz kciuk na jej gardle a resztę palców na jej karku. Otworzyła usta, żeby odgryźć mi się, ale zbliżyłem się jeszcze bardziej, nasze nosy się stykały. Zamknęła usta i wydała z siebie cichy oddech. Jej oczy niespokojnie przeskakiwały z moich ust, na moje oczy. Uśmiechnąłem się lekko.
-Czekasz na księcia?
-Nie. Trzeba by być księżniczką- Wyszeptała.
-Mam tonę plastikowych tiar, powiedz słowo, a nią zostaniesz- Obiecałem i złączyłem nasze usta. Smakowała kolacją. Słodko, maślanie. Delikatnie zacisnąłem dłoń na jej szyi i mocniej wpiłem się w jej usta. Czułem się odrobinę pijany. Jej odzew upewnił mnie w braku doświadczenia z jej strony. Starała się powtarzać moje gesty. Delikatnie wbiła paznokcie i przejechała palcami ku mojej czuprynie, przeczesując włosy i ciągnąc za nie odrobinę. Delikatnie przygryzłem jej dolną wargę, co zostało nagrodzone cichym westchnieniem. Dopiero to mnie ocuciło. Odsunąłem się i zamarłem, widząc, jak oblizuje wargi z dalej zamkniętymi oczami. Kobieta na ekranie krzyknęła. Cholera.
<Masz>

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz