Motto: "Alea iacta est'' - ,,Kości zostały rzucone''. Motto odnosi się bardzo do życia Serafiny. W jej indywidualnym znaczeniu oznacza ono stwierdzenie, że jej przeklęty żywot został rozpoczęty, ale sama go nie skończy.
Strony
30 wrz 2020
Serafina Valerius Lupus
Motto: "Alea iacta est'' - ,,Kości zostały rzucone''. Motto odnosi się bardzo do życia Serafiny. W jej indywidualnym znaczeniu oznacza ono stwierdzenie, że jej przeklęty żywot został rozpoczęty, ale sama go nie skończy.
Od Ivpetera do Olivii
Dzwoneczek w drzwiach zabrzęczał cicho, uruchomiony przez opuszczającego kwiaciarnię ostatniego klienta tego dnia. Stojący za kontuarem Ivpeter odprowadził go wzrokiem, wciąż uśmiechając się delikatnie, po czym przeniósł wzrok na zegar wiszący naprzeciwko. Zbliżała się czternasta. Samira Harper, właścicielka kwiaciarni, w której pracował, miała dzisiaj do załatwienia kilka spraw na mieście, zatem zamykali wyjątkowo wcześniej. Dzięki temu mógł szybciej spotkać się ze swoimi ukochanymi psami jak zwykle zostawionymi pod opieką przyjaciółki w jej lisim sanktuarium. Wiedział, że uwielbiały zarówno Rachin, jak i wszystkich jej czworonożnych towarzyszy, ale mimo to wciąż miał nadzieję, że ucieszą się choć odrobinę jak zobaczą go wcześniej, niż zazwyczaj. Choć pewnie to były płonne nadzieje. W końcu czymże jest właściciel w porównaniu z bandą lisów, z którymi można się do woli ganiać po ogrodzonym wysoką siatką trawniku.
28 wrz 2020
24 wrz 2020
Ivpeter Mahoney
Źródło: Pinterest, na zdjęciu model Danila Kovalev.
Motto: "Apples are always something to fear."
Imię: Ivpeter.
Nazwisko: Mahoney.
Wiek: 28 lat.
Data urodzenia: 12 grudnia.
Płeć: Mężczyzna.
Miejsce zamieszkania: Mieszka razem z młodszą siostrą w kupionym za odłożone pieniądze apartamencie położonym w dzielnicy Carry. Nie jest duże, ale wystarcza, by Olivii, Ivpeterowi oraz jego dwóm psom nie żyło się źle. Naprzeciwko wejścia, po prawej stronie, znajduje się pokój młodszej siostry Ivpetera, a także jej osobista łazienka. Na lewo zaś przechodzi się do głównego pomieszczenia mieszkania, oddzielonego od przedsionka białymi drzwiami - otwartej kuchni połączonej z salonem oraz mini-jadalnią. Dalej, za salonową częścią, mieści się łazienka należąca do Ivpetera oraz jego sypialnia. Bezpośrednio z salonu można się także dostać na dość obszerny balkon, na którym mieszczą się stół z krzesłami ogrodowymi oraz zielone roślinki w doniczkach. W zasadzie większość mieszkania jest zawalona roślinami wszelakimi.
Orientacja: Biseksualny.
Praca: Jest florystą, pracuje w kwiaciarni. Oprócz tego pomaga czasem w "schronisku" dla lisów, które należy do jego przyjaciółki, Salvy Rachin.
Charakter: Pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy przy pierwszym (i w sumie także każdym innym) spotkaniu, to niewielki, łagodny uśmiech, jaki nieodmiennie zdobi szczupłą twarz Ivpetera. Z tego powodu sprawia wrażenie zawsze pogodnej i optymistycznie patrzącej na świat osoby - i tym samym jest żywym dowodem na to, że pozory czasem nie mylą. To definicja pacyfisty - zawsze spokojny, nie unoszący się gniewem, nawet jeśli miałby ku temu przesłanki. Zazwyczaj stara się raczej zapobiec konfliktom słownie, niż jakimikolwiek czynami, a jeśli ma pewność, że nic nie wskóra, preferuje odsunąć się i pozwolić rzeczom dziać się zgodnie z ich przeznaczeniem. Nie jest co prawda skory do kłótni ani nerwowy, jednak w innych aspektach zdecydowanie jest zbyt emocjonalny, niż ustawa przewiduje. Można właściwie powiedzieć, że jest po prostu miękki. Krzywda wyrządzona innym ludziom czy zwierzętom natychmiast łapie go za serce, wzrusza się oglądając filmy, czytając książki lub słuchając muzyki, a przy tym szybko się zauracza, nawet jeśli wie, że nie powinien. Bardzo szybko także zaczyna ufać ludziom. Jest naturalnie towarzyski i przyjacielski, nie przepada za samotnością i znacznie bardziej woli spędzać czas z innymi ludźmi, nawet jeśli analizując jego zachowanie można bardziej nazwać go introwertykiem, niż ekstrawertykiem, gdyż jest dość cichy i nie wychylający się zbytnio, jeśli nie jest to absolutnie niezbędne. Nie może jednak wytrzymać zbyt długo w samotności, chyba że towarzystwo ludzi lub zwierząt zostanie mu zastąpione naturą. Mógłby spędzić długie godziny po prostu leżąc gdzieś w trawie pod drzewem, rozmyślając lub czytając książkę. Oczywiście - głównie z powodu swojego uwielbienia do natury, ale dużo ma z tym wspólnego także jego największa wada: lenistwo. Gdyby mógł, najchętniej nie wstawałby z łóżka przez większość dnia, śpiąc lub po prostu wylegując się, nie robiąc nic pożytecznego. Inną jego zdecydowanie przeszkadzającą mu w życiu wadą jest spóźnialstwo. Nieważne, ile budzików ponastawia lub od jak dawna będzie wiedział, że ma coś zrobić tego konkretnego dnia, o tej konkretnej godzinie - istnieje niemal 100% szansa na to, że się spóźni. To ma akurat opanowane do perfekcji.
Hobby:
Steampunk, zarówno jeśli chodzi o modę, jak i powieści, gry czy filmy w tym klimacie
Lisy każdej maści
Tenis ziemny
Układanki puzzle
Komponowanie bukietów kwiatowych i stroików
Medytacja i joga
Klasyczne baśnie
Aparycja|
- wzrost: 188 cm.
- waga: 65 kg.
- opis wyglądu: Wysoki, szczupły mężczyzna o niezbyt umięśnionej sylwetce i dość delikatnej urodzie. Posiada luźno puszczone, proste, długie włosy koloru jasnego blondu oraz ciemnozielone oczy. Poza pracą ubiera się najczęściej w stylu steampunkowym, preferuje elegancki ubiór, zatem głównie można go zobaczyć w pełnym garniturze z kamizelką lub chociaż w marynarce. Poza czernią, bielą i szarością nosi jeszcze ubrania koloru czerwonego, za innymi raczej nie przepada.
- pozostałe informacje: Po wewnętrznej stronie lewego nadgarstka posiada mały tatuaż znaku nieskończoności, stylizowany na wężową skórę, a pod prawym kciukiem ma malutki rysunek biegnącego lisa. Czasem nosi złote lub srebrne kolczyki w płatkach obu uszu.
- głos: Zim Zum - Someone Like Me
Historia: Urodził się w bogatej i poważanej rodzinie. Jego matka była uznanym prawnikiem, ojciec jednym z najlepszych chirurgów plastycznych w okolicy, toteż choć Ivpeter i jego młodsza siostra Olivia opływali w materialne dobra i swego rodzaju szacunek innych ludzi, to jednak brakowało im po prostu zwykłego spędzania czasu z rodziną. Zatraceni w pracy rodzice niewiele sobie robili z problemów swoich dzieci i poświęcali im bardzo mało uwagi, co wkrótce zaowocowało wycofaniem się Ivpetera. Co prawda nie miał im nigdy za złe tego, że nie są taką zgraną, bliską sobie rodziną, ale jednak jako wrażliwym dzieckiem wstrząsnęło to nim na tyle, że do tej pory ma niewielkie problemy z zaakceptowaniem tego, że być może ktoś chciałby się nim zainteresować i zostać z nim na zawsze - w końcu rodzice zawsze byli w domu tylko na chwilę, nie miał w nich oparcia i zdawali się go przez większość czasu nie rozumieć, ponieważ dla nich ważna była niemalże tylko praca. Dlatego też Ivpeter dość szybko podjął decyzję o wyprowadzeniu się, kupił mieszkanie za zgromadzone oszczędności z pracy i kieszonkowego, a następnie przygarnął dwa psy, kiedy okazało się, że samotność jednak mu nie służy.
Rodzina: Młodsza siostra Olivia. Jego rodzice żyją i, z tego co wie, mają się dobrze, ale ich stosunki są nieco napięte. Rodzice zawsze chcieli, aby Olivia i Ivpeter wyrośli na znanych lekarzy bądź prawników, innymi słowy, byli "kimś" (w uznaniu ich rodziców), jednak sprawy z karierami tej dwójki potoczyły się zupełnie inaczej, niż Mahoneyowie mieli nadzieję. Ivpeter został florystą, a jako iż w żadnej mierze nie było to spełnienie marzeń ich rodziców, ich stosunki nieco się ochłodziły, aż kontakt niemal całkiem się urwał, pomimo mieszkania w tym samym mieście. Iv nie ma im tego zbytnio za złe, choć tak jak i oni wyborem jego ścieżki kariery, tak i on jest nieco zawiedziony ich postanowieniem nieodzywania się do swoich jedynych dzieci i to z takiego powodu.
Oprócz prawdziwej rodziny, ma także taką wybraną, a dokładniej przyjaciółkę o imieniu Salva Rachin, która prowadzi lisie sanktuarium. Ivpeter i Rachin znają się od dobrych 18 lat, od kiedy poznali się na szkolnych korytarzach. Łączy ich bardzo silna przyjaźń.
Partner: Brak.
Potomstwo: Brak.
Ciekawostki:
Uwielbia lisy, posiada kilka figurek tych zwierząt, a także spory zakres wiedzy o nich.
Pali w tajemnicy przed siostrą.
Ma bardzo słabą głowę, jeśli chodzi o alkohol. Wystarczy nawet mała dawka, by urwał mu się film i przez następny dzień cierpiał z powodu mdłości i bólu głowy.
Uwielbia zapach deszczu, szałwii i trawy cytrynowej.
Jego ulubione jedzenie to pizza rolls, kolaches i brownie.
Ma lęk wysokości.
Nie przepada za robieniem mu zdjęć.
Podpisuje się jako 4π4, co według niego ma sens, a którego z natury nie widać, chyba że się myśli takim samym skomplikowanym tokiem jak on. Poza tym ma tylko jedną ksywkę, Jupiter.
Uwielbia wszelakie świeczki zapachowe.
Ma niezwykłego pecha do technologii i pojazdów mechanicznych - zawsze psuje mu się auto, laptop magicznie przestaje odpowiadać, komórka znika gdzieś, by pojawić się w całkowicie innym miejscu. Zazwyczaj jest to kwestia jego roztrzepania, ale to, że wszechświat się na niego uwziął z pewnością też ma tu coś do rzeczy.
Inne zdjęcia: Link, link.
Zwierzęta: Posiada dwa rasowe psy. Jednym jest 2-letni biały kuvasz węgierski o imieniu Vituu, drugim zaś 4-letni łaciaty czarno-biały landseer: Exodus.
Pojazd: Czarny Volkswagen Amarok.
Kontakt: ian.rumael@gmail.com
Olivia Mahoney
22 wrz 2020
Od Candice C.D Cain
20 wrz 2020
od Jake'a do Veronici
Poczułem na nodze delikatne szturchanie, spojrzałem w dół.
- Co chciałeś? - spytałem
Dojrzałem w jego pysku piłkę tenisową, no tak to był czas na zabawę. Spojrzałem za warsztat, a może tak popływać w jeziorze? Była dziś ciepła pogoda, słońce świeciło, a temperatura wskazywała 24 stopnie, wręcz idealny dzień na skoczenie do chłodnej wody. Skierowałem się do domku obok i zdjąłem strój jednoczęściowy, którego używam do pracy. Niech sobie odpocznie, pomyślałem wieszając go na oparciu krzesła. Otrzepałem go trochę z kurzu, gdzieniegdzie widniały małe plamy po oleju, ale to normalne w warsztacie. Zrobiłem krok do tyłu, wbiłem mój nieobecny wzrok w kostium, od razu w głowie powstał mi zarys z młodszych lat.
15 wrz 2020
Od Juliena cd. Chanel
14 wrz 2020
Chichi Armelle "Emily" Sallow
Od Conrada cd Sharon
-Słonko, ta Pani dała ci coś ładnego, cennego. Myślisz, że powinniśmy jej za to jakoś podziękować?- Spytałem z nadzieją w głosie. Mała zrobiła wielkie oczy i pokiwała głową. Usadziłem dziewczynkę i poprosiłem obsługę na spojrzenie na nią przy wolnej chwili, żeby gdzieś nie polazła i wyszedłem szybko z lokalu. Wiatr przyjemnie zawiał mi w twarz. Odetchnąłem i złapałem się lekko za kark. Dzisiejszy dzień był już zdecydowanie za długi. Podszedłem do bliskiej o parę kroków kwiaciarni i kupiłem kwiatka w doniczce. Jakiś ładny, prosty kwiatek. Zapłaciłem za dodatkową kokardkę i wyszedłem, ściskając zawiniątko pod pachą. Dawno nie kupowałem kwiatów. Ostatnio? Chyba jak byłem jeszcze z mamą małej. Moje życie towarzyskie zmarło w momencie pojawienia się dziecka. Czy żałowałem? Może? Nie. Zdecydowanie nie. Daphne mnie zmieniła, w stu procentach. Ale nie bym dał za dzień bez trosk? Bez dziecka na karku? Chyba dopiero jak młoda pójdzie na studia. A i kto mnie wie? Otworzyłem drzwi kawiarni i wpuściłem ze sobą powiew jesiennego wiatru. Podszedłem do lady i kupiłem paczkę ciastek. Moje ulubione, Orzechowo czekoladowe. Wsadziłem w kwiatka i podszedłem do stolika. Mała podskakiwała na krześle i wyraźnie walczyła ze swoim nadpobudliwym usposobieniem. Kiedy mnie zobaczyła, wyskoczyła z krzesła i złapała mnie za rękę.
-Zdejmę płacz i pójdziemy podziękować, dobrze?- Uśmiechnąłem się do małej i pogłaskałem ją po dłoni.
-Tak! Ta Pani się nie spodzieje!
-Spodziewa się.
- Spodziewa- Poprawiła się i złapała kwiatek z mojej dłoni. Obejrzała go z każdej strony i zagryzła usta, patrząc na ciastka.
-Zjadłaś już swoje?- Spytałem odwracając uwagę Daph od zakazanego owocu. Pokiwała głową i złapała mnie za rękę. Ruszyliśmy ku stolikowi, przy którym siedziała dziewczyna.
-Przepraszam? Sharon?- Odwróciłem jej uwagę od telefonu.
-Tak?- Odwróciła się i zmarszczyła lekko brew. Pchnąłem Daphne w jej kierunku, mała wepchnęła jej w ręce prezent i nagle była za moimi nogami. Westchnąłem i uśmiechnąłem się odrobinę sztucznie.
-Daphne chciała ci bardzo podziękować za prezent i obiecuje, że nie będzie już nikomu kradła kluczy. Prawda?- Spojrzałem na chowającą się za mną dziewczynkę. Pokiwała entuzjastycznie głową i wychyliła się, obdarzając Sharon uśmiechem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak młoda musiała być Sharon. Przy niej z moim zmęczeniu musiałem wyglądać jak starszy pan.
11 wrz 2020
Od Elizabeth CD Jasona
Od Jasona cd. Elizabeth
Od Joakima
Dzierżąc w ręku owy przedmiot, ruszyłem na parking, który był prawie pusty, jedynym pojazdem był mój mustang, stojący na środku opustoszałego podziemia. Cisza, tego mi właśnie teraz brakowało, jedyne dźwięki jakie docierały do moich uszu, to szczekanie psów, które było na tyle stłumione, że aż przyjemne. Gdyby ktoś się wsłuchał, jestem pewien, że usłyszałby nawet bicie serca, jednak ja nie mam zamiaru podziwiać tego spokoju. Po prostu chcę wrócić do domu..
Pakując swój tyłek, do ówcześnie otwartego pojazdu miałem jeden cel, jednak nim zdążyłem zamknąć drzwi do moich uszu dotarł krzyk. Uwierzcie mi, ale chciałem zacząć walić głową w kierownicę, jednak widząc, podbiegającą pielęgniarkę zrezygnowałem z tego.
- Joakim, przyjechał pacjent! Ma do złożenia żebra, a drugi chirurg jest na jednej z sal operacyjnej!
Zaciskając mocniej szczękę, wysiadłem z samochodu, nic nie mówiąc, aby następnie trzasnąć z impetem drzwiami i ruszyć w stronę budynku.
- Boże, dziękuję, że jeszcze nie pojechałeś!
- Tak, dziękuj dalej, jednak pomyślcie czasami do kurwy nędzy, że nie jestem maszyną! Robię tutaj do chuja trzecią zmianę! - warczę wkurzony, tak aby dotarło do kobiety, co ja właśnie powiedziałem.
Przynajmniej teraz się zamknie i nie będzie mnie irytować dalej..
- Postrzałowa? Wylotowa czy ślepa? - te słowa padły w momencie, kiedy podszedłem do młodego mężczyzny, który miał cierpienie wypisane na twarzy.
- Coo..? Nie, nic z tych rzeczy.. ja.. ja..
- Wysłów się kurwa, nie mam całej nocy.. - irytowało mnie co drugie słowo, a ja starałem się aby kompletnie nie wybuchnąć.
- Spadłem ze schodów - zawahał się przed wypowiedzeniem tych słów, a mnie po prostu zalała krew, kiedy to usłyszałem. Zgryzłem mocniej policzki i bez namysłu przyciągnąłem aparat do rtg nad klatkę piersiową mężczyzny. Chciałem się po prostu upewnić, do jak błahego przypadku mnie zatrzymano. Gdy jedna z pielęgniarek nacisnęła przycisk, aby wykonać zdjęcie, ruszyłem do pomieszczenia bez zastanowienia. Wchodząc do środka, wyrwałem kobiecie zdjęcie rentgenowskie z dłoni, spoglądając na nie pod światło. Nawet nie miałem ochoty, przyczepiać zdjęcia do tablicy, po prostu wystarczyła mi zwyczajna lampa, przymocowana na suficie.
Przyglądając się złamaniom, załamałem się.
- Złamanie trzech żeber na odcinku piersiowym, nie widzę żadnych odprysków, więc nic też nie utkwiło w płucach, do jutra przeżyje, ja spierdalam w końcu spać.. - rzuciłem zdjęciem, które jeszcze przed chwilą dzierżyłem w dłoni - a i jeśli ktoś mnie spróbuje zatrzymać, zaliczy upomnienie, na tyle ostre, że będzie się modlić o nie wylecenie z pracy, nauraa. - rzekłem wychodząc z pomieszczenia.
10 wrz 2020
Joakim Herer
Od Anastasi CD Dymitra [+18]
9 wrz 2020
Od Candice C.D Izzy
7 wrz 2020
Od Sharon cd. Conrada
Od Veronici C.D Jake'a
Od Dymitra C.D Anastasi "+18"
Od Conrada do Sharon
-Słonko, musimy iść, Pani doktor na ciebie czeka- Ja się naprawdę starałem mieć spokojny głos.
-Ale tatusiu! Tam jest straszny las!
-Wiem kochanie, może do niego pójdziemy, jak wrócimy? Proszę, nie chcę się spóźnić, a to ważne.- Błagalnie rozłożyłem ręce gotów na odmowę.
-Ale zabieram Flodzia!- Machnęła pluszowym konikiem w moją stronę i pomaszerowała do drzwi. Dzięki ci losie za czasem posłuszne dzieci! Zapakowałem wózek i wsadziłem małą do środka. W połowie drogi usnęła, co uznałem za moje małe błogosławieństwo. W poczekalni czułem na swoich plecach wzrok pielęgniarki z recepcji. Od początku mnie nie lubiła. Daph miała problemy z zatokami i wizyty u lekarza były niestety miesięczne, a ta stara baba z recepcji chyba wzięła sobie za punkt honoru udowodnić mi, że jestem złym rodzicem. Szczególnie jak dowiedziała się o braku matki małej. Kiedy tylko moje nazwisko zostało wyczytane, wbiegłem do gabinetu.
-Dzień dobry- Kobieta uśmiechnęła się uprzejmie i spojrzała na małą. Daphne już nie spała. Patrzyła na lekarkę ze zmarszczonymi brwiami i złą miną.
-Dzień dobry, znowu nas boli głowa- Przyznałem zmęczony.
-Zaraz coś zaradzimy...- Reszta wizyty przebiegła standardowo, mała broniła się przed kontrolą, lekarka uprzejmie starała się wykonać to, za co jej płacą, a ja trzymałem drobne ciałko, które nabijało mi milion siniaków. Kiedy skończyliśmy i wyjęliśmy z nosa mały klocek lego, który okazuje się, został jakimś cudem w nosie umieszczony, czułem, jak bym walczył z gangiem na ulicy. Daph zapłakana wtulała się w moją szyję i smarkała mi na koszulkę. Pielęgniarka z recepcji warknęła coś o kolejnej wizycie, a ja zapisałem datę. Wyszliśmy i poczułem, jak wylatuje ze mnie całe powietrze. Nienawidzę tych bab, myślą sobie, że uprowadziłem dziecko matce czy co? Po drodze mała zażądała wizyty w kawiarni. Nie protestowałem, sam miałem ochotę na kawę. Usiedliśmy przy stoliku. Młoda złapała kredki i kartkę i oddała się pracy nad kolejnym dziełem, a ja popijałem czarną kawę z nadzieją, że jednak odzyskam odrobinę energii życiowej. Zawieszenie zostało przerwane, kiedy do stolika podbiegła Daphne ściskając w małej ręce pęk kluczy. Nie moich kluczy. Za nią pojawiła się młoda dziewczyna.
-Mogę odzyskać klucze?
-Mają konika- Odpowiedziała mała, jak by to było coś oczywistego, że jak coś ma konika, to do niej należy.
-Daphne, to nieładnie kraść, bo to zrobiłaś...- Zacząłem, podnosząc się z miejsca. Kucnąłem obok jej krzesła.
-Ale konik...- Mruknęła pod nosem.
-Słonko, nie wszystko z konikiem jest twoje, dobrze o tym wiesz prawda?- Pokiwała głową w odpowiedzi. Dziewczyna stała z boku z lekkim rozbawieniem na twarzy.
-Widzisz, ta Pani bardzo potrzebuje swoich kluczy, wiem, że miałaś ciężki dzień, może babeczka poprawi ci nastrój? - Oczy małej zaświeciły się na słowo babeczka. Pokiwała głową i zeskoczyła z krzesła.
-Ale... Wracaj, musisz oddać Pani klucze, i przeprosić- Podniosłem się z cichym stęknięciem. Mała pomaszerowała do kobiety, oddała jej klucze i złapała banknot z mojej ręki, po czym z entuzjazmem ruszyła do lady baru, aby zaspokoić potrzebę pochłonięcia babeczki.
-Bardzo cię przepraszam, jest jeszcze mała i miała kiepski dzień...- Zacząłem się tłumaczyć niewysokiej brunetce.
-To nie problem, ważne, że kryzys się zakończył- Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na klucze w swoim ręku.
-Spodobał jej się ten wisiorek z koniem, ma fiksacje aktualnie na ich punkcie, nie przejdzie obojętnie obok niczego, co ma na sobie konia...-Westchnąłem i złapałem portfel.
-Daj sobie jakoś zadośćuczynić, kawa, ciastko?- Uśmiechnąłem się.