19 cze 2018

Od Althei

    Wszędzie panowała nieprzenikniona ciemność. Moje oczy zupełnie nie odróżniały żadnych kształtów, była tylko jedna, dominująca czarna plama. Przesuwałam dłonią wzdłuż chropowatej ściany, wyczuwając pod dotykiem twarde wgłębienie, które było po prostu dziurą. Symbolem zaniedbania tej kamienicy. Tymi samymi schodami przechadzałam się codziennie i za każdym razem zdawało mi się, że albo tworzy się więcej dziur, albo jedna bezustannie się przemieszcza. Nawet jak na mnie, pierwsza opcja wydaje się mieć w sobie więcej logiki. Wspięłam się po ostatnich stopniach i drżącą dłonią wyjęłam z kieszeni klucz do mieszkania, którym po chwili niezwykle ciężko było mi trafić do zamka. Zgrzytał w nim, gdy wciskałam go na przysłowiowego chama i w stanie zupełnego skupienia prawie przegapiłam, że drzwi uchylają się do środka. Przez powiększającą się szparę z wnętrza pomieszczenia wypłynęła ciepła poświata, którą zasłoniła moja siostra, Lucia. Chłodna barwa jej przenikliwych oczu wystarczyła, bym mogła rozpoznać ją nawet z końca ulicy. Dziewczyna miała szesnaście lat, a dalej widziałam w niej niewinne dziecko, które muszę bronić przed wszelkim złem na świecie.
    Było grubo po północy.
    - Dlaczego nie śpisz? – szepnęłam, choć w głowie miałam już jej odpowiedź, zanim w ogóle ją usłyszałam. Wyjęłam klucz z zamka i schowałam go znów do kieszeni.
    - Dobrze wiesz dlaczego. Czekałam na ciebie. – Wpuściła mnie do środka. Niemal natychmiast przeszył mnie chłód, przypominający mi o tym, że cały budynek nie jest w najlepszej kondycji. Nie byłam nawet przekonana, czy systemy ociepleń nadają się chociażby do trzymania zwierząt w mieszkaniu. Cóż, Duch nigdy nie narzekał. Nawet teraz, ledwo wchodząc za próg, dostrzegłam, jak biała puszysta beczułka radośnie przebiega przez nieduży salon i w oka mgnieniu skacze w moją stronę.
    Byłam zmęczona jak cholera. To był jedyny fakt, który w tej chwili mogłam potwierdzić. Pogłaskałam raz zwierzę, nie mając siły, by zrobić to znowu. Zaczęłam rozbierać się ze skórzanej kurtki – najnowsza z kolekcji, na którą łącznie przeznaczyłam tyle odkładanych pieniędzy, że momentalnie wyrzuty sumienia dopadają mnie niczym szpony.
    - Przepraszam. – Westchnęłam ciężko. – Już postaram się nie wracać tak późno. Jutro sobota, pracuję tylko do dwunastej po południu i możemy coś porobić. – Rozczochrałam siostrze włosy zupełnie jak małemu dziecku, od razu dostrzegając, jak poprawia je nerwowo. Nigdy nie pytałam jej, czy lubi, gdy ją tak traktuje. Jak młodszą siostrę, która zawsze będzie tą małą.
    W głębi duszy wiedziałam, że Lucia wie więcej niż mi się wydaje, tylko po prostu tego nie mówi. Nie pyta. Nie doszukuje się, ale domyśla tego, jak jest. Że jeszcze nie raz, nie dwa wrócę o tej porze do mieszkania.
    - Spoko, rozumiem. – Odwróciła się plecami do mnie i powiodła wgłąb pomieszczenia. Ruszyłam za nią, przy okazji wydostając paczkę jej ulubionych ciastek z kieszeni kurtki i chowając ją za sobą. Wryło mnie kompletnie, kiedy zauważyłam, jak kanapa stoi elegancko rozłożona, a do moich nozdrzy dochodzi przyjemna, ciepła woń kolacji. Lucia robiła to dla mnie nie pierwszy raz, ale wtedy zawsze pojawiał się we mnie płomyk, który ocieplał całe moje wnętrze. Wystarczyła po prostu troska siostry.
    - Nie wiedziałam, kiedy dokładnie wrócisz, ale kolacja jeszcze jest ciepła, jeśli chcesz – dodała.
    - Ale ja cię kocham, gówniarzu. – Z ulgą na twarzy podbiegłam do kuchenki, ściągając z palnika garnek pełen warzyw zmieszanych z piersią z kurczaka i przyprawami. Nawet nie wiedziałam, że mamy coś takiego w domu. To z kolei dowodzi, że to Lucia powinna się zajmować żarciem, a nie ja. Może robi jakieś tajemnicze zakupy, a ja nie zdaję sobie z tego sprawy? Parsknęłam pod nosem.
     - Wiem. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, uważnie mi się przyglądając. No mnie by nie smakowało, Lou? Chwyciłam szybko na widelec i nabrałam jedzenia, nie czując większej potrzeby, niż zasilenie żołądka. – Al? – Nie widziałam, lecz poczułam, jak jej mało pewny głos dopełniają ściągnięte brwi.
    - Tak? – Odwróciłam głowę w jej stronę. Mój głos stłumiło zebrane w ustach żarcie. To było tak cholernie dobre… 
    - Co trzymasz za plecami?
    Przejrzała mnie. Przełknęłam jedzenie z głupkowatym uśmiechem i odeszłam od kuchni, trzymając paczkę w jednej dłoni, dalej za plecami, żeby niespodzianka całkiem nie przepadła. Czułam, jak dziewczyna nieustannie wodzi wzrokiem za moją dłonią i nawet częściowy mrok panujący w pomieszczeniu jej w tym nie przeszkadza.
    - Stwierdziłam, że zasłużyłaś. – Z poszerzającym się na ustach uśmiechem, podałam jej paczkę jej ulubionych ciastek do rąk. Korzystając z bladego światła lampki postawionej zaraz obok nas, w salonie, zobaczyłam błysk w zimnych oczach. Potem na jej twarzy odmalował się szeroki uśmiech. To wszystko, czego potrzebuję, pomyślałam.
    - Dziękuję! – powiedziała to chyba po raz setny w tym miesiącu. Tak często używane słowo mogłoby zwyczajnie stracić swoje głębokie znaczenie, ale w naszym przypadku słysząc to, czułam taką samą radość jak zawsze.
    Pokiwałam głową, przekazując nieme „luzik” i zabrałam się za kontynuowanie posiłku. Miałam ochotę zjeść tego jak najwięcej, a później poprawić ciastkami, które zaproponowała mi Lucia, ale nic z tego. Żołądek wypełnił mi się po zaledwie paru widelcach warzyw.
    - Lucia? – zagadnęłam, wpatrzona w Lou zjadającą już drugie ciastko. – Chciałabyś, żeby tata wrócił? – Próbowałam odnaleźć powód, dla którego zadałam te pytanie. Uleciało ono z moich ust tak, jakby nie powstrzymywały mnie już żadne łańcuchy, trzymające mnie z dala od tematu tego tchórza. Nie czułam już żadnej więzi emocjonalnej. Wspominając chociażby jego imię, myślałam tylko nad tym, kiedy przyśle jakieś pieniądze. Czy w ogóle to zrobi.
    - Nie – odparła momentalnie, oschłym głosem. – Jest dobrze tak jak jest, nie potrzebuję zmian.
    Może wzruszyłby mnie jej ton, gdybym sama przejmowała się odpowiedzią na te pytanie. Między innymi łączy mnie z Lucią fakt, że obie nie tęsknimy za ojcem. Może jednak czasami ugryzie mnie myśl, co by było, gdyby wcale nie odszedł. Nie robiłabym tych wszystkich rzeczy, żeby nas utrzymać? 
    - Dla mnie też jest dobrze. – Zdobyłam się na uśmiech, nieprzekonana jego szczerością. Byłam po prostu zmęczona.
    Jakieś pół godziny później, po wyjściu spod prysznica, leżałam już na rozłożonej kanapie. Przed moimi oczami widniał tylko poszarzały sufit, który normalnie powinien być całkowicie biały. Poza tym wszystko dookoła spowiła osłona mroku; za oknem uliczny zgiełk nie ustawał ani na chwilę, śmiechy pijaków przetaczały się za każdym rogiem. Ta noc była cholernie trudna do przespania, zresztą która taka nie była? Już nie do końca pamiętam, kiedy udało mi się śnić przez przynajmniej zbite sześć godzin. Noc to najlepsza pora, by demony przeszłości mogły po całym dniu oczekiwania wydostać się spod łóżka, tudzież kanapy. Przychodzą cię nękać, wyrywając z objęć Morfeusza. Nieraz w akompaniamencie twojego własnego szlochu przypominają ci każde złe wspomnienie, na które może nawet nie miałeś wtedy wpływu. Płacz rozmazuje twoje pole widzenia, ale zasypiasz. Zasypiasz z myślą, że mogłeś zrobić coś lepiej.
     Następny dzień był jak nowa szansa. Przeciągnęłam się, gdy moje oczy zostały z nagła zaatakowane przez intensywne promienie słońca, wpadające przez okno. Wykonałam wszystkie podstawowe czynności: wzięłam poranny prysznic, umyłam zęby, ogarnęłam włosy, ubrałam się. Przy wyjściu obdarowałam siostrę całusem w czoło i wyszłam za drzwi, prosto do pracy. Dzień nie różnił się zbytnio od poprzedniego. Przez długie godziny skupiałam się jedynie na tym, co porobię z Lucią, gdy już dane mi będzie wrócić do mieszkania. Zresztą jak każdej soboty.
    Sygnał do wyjścia okazał się wybawieniem. Skończyłam swoją zmianę parę minut przed czasem, gdyż dziewczyna, z którą się zmieniałam, dotarła wcześniej na miejsce. Wyszłam z baru, żywiąc ogromną nadzieję na to, że miejskie autobusy mają swój dobry dzień i pozwolą mi wrócić do domu punktualnie. Jednak tylko głupi mógłby uwierzyć, że tak będzie. Ba! Jechałam pół godziny, a nawet trochę więcej, niż robiłam to zazwyczaj. Parę minut przed pierwszą dotarłam pod drzwi. Nie robiłam zakupów. Nie poszłam płacić czynszu do właściciela na górze. Otworzyłam drzwi i rzuciłam torbę na bok, wypełniona takim entuzjazmem, jak chyba jeszcze nigdy. Ale on zgasł tak szybko jak płomyk na zrywającym się wietrze.
    Lucia siedziała skulona na kanapie i zakrywała twarz bladymi dłońmi. Szlochy targały całym jej ciałem, zdawało mi się, że niektóre nawet próbowały zatrzymać się w jej piersi. Serce momentalnie szarpnęło mi się tak, że poczułam, iż gubi prawidłowy rytm. Nie myślałam nawet nad tym, co robię; przeskoczyłam stolik i usiadłam natychmiast przy niej, zajmując miejsce na kanapie.
    - Lou, co się stało? Odwróć się do mnie, błagam. – Próbowałam dodać jej otuchy, kładąc dłoń na jej ramieniu i zagarniając dziewczynę ku sobie. W życiu nie widziałam Lucii w takim stanie, ten widok wywołał we mnie największy strach, jaki miałam okazję kiedykolwiek poznać.

[Lucia?]
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz