18 cze 2018

Od Rachel cd. Whites

Leniwie ruszyłam się z łóżka i podeszłam do szafki, na której stało pełno zdjęć w ramkach. Wzięłam jedno i nawet bez powodu, zaczęłam się mu przyglądać. Przedstawiało mnie i moich znajomych, leżących na trawie. Fajnie byłoby znowu mieć z kim porozmawiać. Dobra, nie mogę tak zakończyć przyjaźni z Whites! Jeszcze dziś pójdę do niej i przeproszę! Mój brzuch zaczynał dawać mi się we znaki, więc postanowiłam wyjść na obiad. Sprawdziłam w komórce drogę do najbliższego fast-fooda i ruszyłam pewnym krokiem. Po dotarciu zamówiłam duże frytki i colę. Zjadłam wszystko w mgnieniu oka i wyszłam z lokalu. Zapaliłam papierosa. Bo po co komu zdrowy tryb życia? Niee, w cudzysłowie, zagryzajmy frytki papierosem! Ej, muszę to teraz spalić. Skierowałam się w stronę parku, nie znałam lepszego miejsca do spokojnego wypoczynku z książką czy telefonem. Po kilku minutach szybkiego marszu dotarłam na miejsce. Usiadłam na ławce w cieniu, lecz już po chwili dosiadły się do mnie dwa rasowe "moherowe berety", więc przesiadłam się na trawę kilkanaście metrów dalej. Widziałam zatroskanych dorosłych, dzieci wrzeszczące i bawiące się wspólnie. Jakieś pięćdziesiąt centymetrów ode mnie bawił się biały jak śnieg pies, chyba Samoyed. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i zagwizdałam. Puszysty potwór podbiegł do mnie, machając ogonem. Zaczęłam głaskać go i drapać za uszami, nie zdziwiło mnie też, że po krótkim czasie odwrócił się na plecy, odsłaniając brzuch. Naturalnie zabrałam się za smyranie go, kiedy usłyszałam pełen niezidentyfikowanego uczucia miły, delikatny, kobiecy głos.
- Gilbert! Hej, Gilbert!
Pies zaszczekał, a ja przerwałam pieszczoty. Uśmiechnęłam się, pies wstał i podbiegł do idącego w naszą stronę właściciela. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zamiast kobiety moim oczom ukazał się niski, co prawda, ale cholernie przystojny facet o długich włosach związanych w kucyk. Zaniemówiłam. Właściciel Gilberta zniżył się do mojego poziomu i klękając na jedno kolano, podał mi rękę.
- Widzę, że poznałaś już mojego psa. Jestem Sebastian, a ty?
Kurde bele, książę z bajki, tylko w jego spojrzeniu coś mi nie pasowało. Było takie... Zimne. Nawet kiedy się uśmiechał.
- Rachel, miło poznać.
Uśmiechnęłam się. Na rozmowie z Sebastianem upłynęło mi sporo czasu, okazało się, że jesteśmy w podobnej sytuacji i nie różnimy się aż tak bardzo. Też był homo i również był w dość specyficznej sytuacji, która wydawałaby się beznadziejna. Ja olałam koleżankę i teraz gnam ją przeprosić, on pokłócił się z chłopakiem. No, ja nie tkwiłam po uszy w toksycznym związku, ale i tak rozmawiając, dużo się o sobie dowiedzieliśmy. Zdziwiła mnie tylko informacja, że Sebastian jest grabarzem. Nie pasowało mi to do niego, mógł zrobić karierę jako model, ale żadna praca nie hańbi. Zrobiło się ciemno, wymiana numerami telefonów i adresami nie trwała długo, jednak postanowiłam ruszyć już do domu. Przechodziłam akurat przez przejście dla pieszych, kiedy nagle ktoś z zawrotną prędkością, zamiast się zatrzymać, stracił panowanie nad pojazdem. Nie potrafiłam dostrzec dokładnie, co się wtedy wydarzyło, od razu zadzwoniłam po karetkę. Sama po chwili upadłam na asfalt, tracąc przytomność.

~|~

Obudziłam się na sali, obok leżała osoba, która mało mnie nie zabiła. Dostrzegłam śpiącą na szafce fretkę i zrozumiałam, kogo położyli metr ode mnie.

<Whites?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz