17 cze 2018

Od Whites cd. Rachel

Dziewczyna zerwała się szybciej niż myślałam. Dziwnie się poczułam... Wstałam i musiałam napić się kawy, pobudzić do życia. Myślałam, że zrobię również posiłek Rachel, ale uciekła tak szybko jakby ją poparzyło. Nie rozumiałam za bardzo zachowania, ale zaczęłam się zastanawiać, co się odwaliło. Podrapałam się po głowie, gdy akurat woda już się gotowała. Zalałam herbatę i zjadłam śniadanie. Przemyłam się i przebrałam, głupio się czułam po zachowaniu dziewczyny, więc postanowiłam do niej zadzwonić czy wszystko w porządku, jednak zignorowała to. Rozłączyłam się, a gdy za trzecim razem usłyszałam pocztę po prostu sobie darowałam. Usiadłam przymulona na sofie i złapałam się za głowę.
- Ostatni raz... - cicho rzekłam do siebie, przemyślawszy wszystko. Myśli i niepotrzebne nerwy przerwała mi łasiczka, która starała się pocieszyć mnie w każdy możliwy sposób. Zawsze poprawiała mi humorek, ale tym razem było zbyt ciężko. Podrapałam ją za uszkiem i nakarmiłam mięskiem. Chwyciłam za butelkę czystej niegazowanej wody i wyruszyłam na dwór, czas zapomnieć o tym, co było i nie powtórzyć więcej tego błędu. W końcu człowiek uczy się na tym, co najgorzej boli. Kedzia zjadła i postanowiła żwawo ze nie odpuści mi, nie zostawi mnie. Zabrałam ją ze sobą. Zeszłam do mojego motorku a dokładniej Shotaro. Uwielbiam nim jeździć, ciężko pracować na przyjemności choć chwilowe. Wsiadłam na dwukołowiec, ubrałam kask, a Kedzia jak zawsze schowała się pod koszulkę. Wyruszyłam, nie wiedziałam gdzie, szukałam miejsca, gdzie spokojnie mogę potrenować, by powrócić do formy. Teren do ćwiczeń idealnie nadałby się park, ważne by było dużo miejsca i najlepiej jakieś drzewa. Jeździłam dość długo, ale w końcu znalazłam cudowne miejsce. Zaparkowałam dwukołowiec na parkingu, gdzie raczej nie cieszyło się wielką popularnością. Zostawiłam kask w schowku, a Kedzię położyłam na barki. Z kieszeni wyjęłam butelkę wody, nawadniając organizm. Następnie rzuciłam butelką delikatnie przy drzewie, strzeliłam palcami i poćwiczyłam ruchy walki.
W końcu wymęczyłam mięśnie prawie do końca, stwierdziłam, że już mi wystarczy. Pomasowałam się po ramieniu, gdy zauważyłam iż zaczyna powoli się ściemniać.
- No kochana, wracamy. Zostaw tą wiewiórkę. - Spoglądałam na nią. Próbowała zabić biedne zwierzątko. Uśmiechnęłam się i zawołałam. Bardzo była posłuszna. Wsiadłam na motor i ruszyłam w stronę domu, wtedy znów zaczęłam myśleć o Rachel. Wbijało mi igłę wielkie sumienie, wstydziłam się sama siebie. Potrząsnęłam głową, podczas gdy mój motor rozwijał prędkość 90km/h. Prosta droga, no to czasu szkoda. Spojrzałam na przejście dla pieszych, nie zauważyłam, że piesi wtedy przechodzili. Ujrzałam... Rachel. Zachwiałam się i zamiast mocno zahamować wyminęłam ją i straciłam kontrole w zawrotnym tempie, przednie koło skierowało się gwałtownie w drugą stronę niż chciałam. Poczułam, jak lecę do przodu, coraz bliżej witając się z asfaltem. Poczułam wielki ból, jak moje ciało odbiło się z trzy razy. Leżałam z lekkim piskiem i ciężkim oddechem, dopóki moje oczy nie zaczęły widzieć potrójnie a świat kręcił się dookoła. Jedynie co teraz myślałam, to czy nie zabiłam mojej Kedzi... Nie byłam w stanie sprawdzić gdzie jest i co się z nią stało, nie czułam jej przy sobie, kompletnie nic nie czułam, zwłaszcza, gdy wszystko zgasło, nastała przed oczami ciemność...


Rachel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz