29 cze 2018

Od Sebastiana

Po wyschniętej trawie, wesoło wywijając łopatą, z doniczką chryzantem pod pachą, gwiżdżąc i podśpiewując, szedł młody mężczyzna. Pomimo ponurej aury cmentarza, w przerwach od gwizdania, na jego ustach gościł wyjątkowo szeroki uśmiech. Trzeba było jakoś ukryć smutek, czy inne świństwa, najłatwiej było to zrobić uśmiechem. Sebastian zatrzymał się przy jednym z grobów. Był to po prostu sporych rozmiarów stos ziemi z małym, drewnianym krzyżem na szczycie i tabliczką informującą kto zmarł, kiedy i gdzie. Zwykle, kiedy Sebuś już raczył się ruszyć i przejść po miejscu pracy, jego wzrok padał właśnie na ten, należący do niejakiego Griffina Thompsona, grób. Wraz ze wzrokiem padały obietnice, że w końcu postawi na nim jakiś kwiatek. Laine wbił łopatę w ziemię i przystanął na moment. Dzisiaj Pan Niejaki Thompson doczekał się całej doniczki. Po skończonym rytuale, polegającym na ustawieniu chryzantem w sensowny sposób tak, by nie przechylały się bez przerwy na prawo, Sebastian patrzył chwilę na resztę grobów. Dziwne jest to życie, myślał, najpierw starasz się przeżyć je jak najlepiej, ale i tak w końcu wylądujesz na cmentarzu. Nie ociągając się dłużej, mężczyzna zabrał łopatę i dalej szedł, wygwizdując wesołą melodię.
W progu powitał go zapach przypraw korzennych i Gilbert. Niby mały gest ze strony pieska, a jednak potrafi pocieszyć i poprawić humor. Sebastian, który teraz zajął się głaskaniem pupila, doskonale o tym wiedział. Oparł łopatę o ciemną ścianę domu i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Od razu skierował się do kuchni, jednak nie po to, by w końcu zjeść coś innego niż, tak zwany, chiński makaron, ale by po prostu zrobić herbatę. Koło jego nóg kręciła się biała kula.
- Czarna, bez cukru...
Mruknął Seba, na pozór do siebie, lecz wnikliwszy obserwator dostrzegłby na pewno, że słowa te były skierowane do psa. Jak często mawiają, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, jednak w tym przypadku, również jedynym. Prawdopodobnie tylko Gilbert utrzymywał szatyna na ziemi, no, może jeszcze praca i opieka nad grobami. Nie było to zajęcie marzeń, lecz wbrew pozorom wymagało wielu poświęceń i wyrzeczeń. Sebastian zalał wrzątkiem mały, srebrny domek na łańcuszku z liśćmi herbaty w środku, którego używał do zaparzania herbaty. Czekając, aż napar będzie gotowy wziął losową książkę z regału i opadł na starą, zniszczoną sofę. Przyglądał się uważnie okładce książki, zwracając szczególną uwagę na tytuł zapisany ozdobną czcionką. "Romeo i Julia". Zaczął czytać, co chwila, przerywając by podrapać za uchem Gilberta. Po około półtorej godziny czytania przypomniał sobie, że zrobił herbatę. Wstał, nie śpiesząc się i gdy w końcu dotarł do kubka, chwycił go i nie zważając na temperaturę naparu, wypił cały kubek. Zamyślił się. W zasadzie dawno nie było go w centrum miasta, a mało kto zagląda na cmentarze. Może by się wybrać...? Nie marnując czasu, ogarnął się trochę i ubrał lepsze ubrania. Dresowe, szare spodnie i biała bluzka z długim rękawem były wygodne, to kwestia bezsporna, ale kolejną oczywistością było też to, że nie były zbyt eleganckie. Zamienił je na czarne dżinsy i koszulkę w kolorze krwi pomieszanej z surówką z buraków. Kompozycję dopełnił starą, w cudzysłowie, zużytą skórzaną kurtką. Przejrzał się w dużym lustrze wiszącym w korytarzu. Sebastian uśmiechnął się.
- Jak wyglądam?
Pies, do którego skierowana była owa wypowiedź, tylko przekrzywił głowę. Nic z resztą dziwnego, ideał piękna Laina odbiegał w dość widoczny sposób od standardów piękna wytyczonych przez media lub społeczeństwo. Seba wyszedł dziarsko z domu, zabierając ze sobą Gilberta. Przyjaciele skierowali się w stronę parku i już po chwili usiedli na trawie w cieniu drzewa. Obok nich stała ławka, lecz była zajęta. Sebastian rozejrzał się wokół. Zatrzymał wzrok na osobie siedzącej z brzegu ławki, najbliżej niego. Spróbował nawiązać znajomość.

<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz