10 cze 2018

Od Rachel - zadanie #5

Plakaty, ogłoszenia, wrzeszczące dzieci... to wszystko zaczynało ją już poważnie denerwować. Rachel siedziała na parapecie w swoim pokoju. Przez szybę widziała parę latarni, które nocą i tak nie dawały dużo światła, a sebki tylko czyhają, więc prosto mówiąc, dzielnia szemrana. Naturalnie wszystkie, co do joty, musiały być wręcz różowe od plakatów cyrku. Cóż, Cox może zgrywała odważną i niedostępną, lecz w głębi duszy, o ile ją posiadała, nadal była małym szczylem. Ześlizgnęła się z parapetu i założyła kurtkę. Zeszła na dół i zaczęła sznurować glany. Po dłuższej chwili wyszła, zamykając drzwi. Podeszła do jednej z lamp i popatrzyła na plakat. Biały, z wizerunkiem czarnego żonglera. Napis głosił:
"CYRK JUGGLER ZAPRASZA!
Przedstawienie wiosenne:
10.07 19-21
BILETY SPRZEDAWANE W KIOSKACH, BĄDŹ KASIE CYRKU!"
Rachel zrobiła wielkie oczy. Nigdy nie była w cyrku, mieli z ojcem ważniejsze zajęcia, niż zabawa w kolorowym namiocie. Co sił w nogach pobiegła do pobliskiego kiosku i nie wdając się w rozmowę ze sprzedawczynią, która już otwierała usta i wyostrzała słuch na nowe plotki, kupiła bilet i dwie paczki papierosów, po czym wróciła do domu.

~|~
Następnego dnia, jak zwykle, kiedy miała wolną chwilę, udała się do pracy, tj. zrobiła kawę, zgarnęła wszystkie koce, jakie miała w domu w śliczne... coś, położyła owe "coś" na fotelu, wzięła notatnik i zaczęła myśleć. Jej pierwszą książką zainteresowały się dwa wydawnictwa, jej następczyni została odebrana o wiele gorzej, kolejnej nie mogła schrzanić, bo nie będzie miała co jeść. Był jeden problem, a mianowicie brak pomysłu na tematykę książki. Niby mogłaby zrobić kontynuację pierwszej, lecz wtedy to do końca straciłoby sens. Wahała się między romansem a horrorem. Na początku próbowała to połączyć, ale drastyczna historia psychopaty, który w końcu znalazł miłość ostro, zalatuje tandetą. W końcu zdecydowała się na horror. Zaczęła szkice głównych bohaterów. Tylko na czym to ma się opierać? W tle puściła jakąś losową piosenkę. Przerwała rysowanie. Jakaś fabuła musi być. Pierwsza rzecz: miejsce. Jakieś nowoczesne miasto, ciemny zaułek. Typowe, ale skuteczne. Czas: współczesność. Bohaterowie:... tutaj Cox upiła łyk kawy. Naturalnie, trzeba wymyślić coś oryginalnego. Dziewczyna spojrzała na zegarek.
- Cholercia- zaczęła. - Już po 15.
Rachel nią należała do osób, które wybierały się godzinami, jednak lepiej mieć trochę czasu w zapasie. Wstała z fotela, wygrzebując się z kocy,
dopiła kawę i ruszyła do łazienki. Umyła zęby i przemyła twarz. Wyszła z domu tylnymi drzwiami, nie chciała, by ktokolwiek ją widział. Szła ciemnymi uliczkami, specjalnie omijając bardziej zatłoczone miejsca. Jej reputacja zimnej i niezależnej suki od tego zależała. Od tego zależała. Po jakimś czasie udało jej się wejść do pomarańczowo-zielonego, wielkiego namiotu. Przywitał ją zapach popcornu i waty cukrowej. Zaraz potem dostrzegła kobietę z papugą na ramieniu. Była ubrana w kolorową, skąpą sukienkę na ramiączkach, lecz falbanki, koronki i inne błyskotki dodawały jej charakteru. Cox bez wahania podeszła do niej i wręczyła bilet. Kobieta wskazała jej miejsce w pierwszym rzędzie. Po chwili światła zgasły. Na scenę wszedł młody mężczyzna o czarnych, długich, związanych w warkocz włosach i okropnie bladej cerze, na którego od razu skierowano strumień światła. Dopiero po tym zabiegu Rachel zobaczyła szczegóły jego stroju. Był ubrany w cylinder, elegancką kamizelkę w kolorową kratę, czarne spodnie i pantofle. Nie wzbudzałby takiego zainteresowania, gdyby nie długa peleryna przyozdobiona dziesiątkami kolorowych, papierowych motyli. Efekt zapierał dech w piersiach.
- Łał-szepnęła Rachel.
Czarnowłosy mężczyzna podniósł laskę trzymaną w dłoni i stuknął nią o podłoże. Puścił do Cox oko, poprawiając cylinder. Na szczęście dziewczyna była odporna na tego typu zaczepki, więc tylko uśmiechnęła się do właściciela kapelusza, który uśmiechnął się szeroko, ale i zaczepnie do publiczności.
- Dobry wieczór-zaczął. - Moim pseudonimem jest Juggler i mam zaszczyt zaprosić państwa na całkiem nowe, emocjonujące przedstawienie, które wstrząsnęło już prawie całym światem! Na początek: Molly i Jack, nasz "trapezowy duet"! Proszę o wielkie brawa!
Cox patrzyła jak zaczarowana. Ponad sceną, na platformach po przeciwnych stronach namiotu, stali artyści. Po prawej, na oko trzynastoletnia dziewczynka o długich, związanych w dwa kucyki blond włosach. Jej sukienkę zdobiła niemożliwa do policzenia liczba falbanek. Po lewej stał rudy chłopiec w tym samym wieku, tylko że on miał na sobie mały cylinder na gumce i prosty strój chłopca z wyższych sfer, rodem z XIX wieku. Cały czas brawa były strasznie głośne, dopiero gdy młodzież uczepiła się drążków, muzyka stała się głośniejsza, a ludzie ucichli. Duet wykonał kilka strasznie skomplikowanych akrobacji. Według Rachel było to dotychczas niemożliwe. Jack i Molly zeszli ze sceny, na którą wszedł Juggler.
- Nagrodźmy naszych artystów brawami, do występu szykuje się już nasz poskramiacz dzikich bestii! Powitajmy Liliana gromkimi brawami!
Znowu hałas, tylko tym razem publiczność uspokoiła się wcześniej, już wtedy, gdy na scenę wszedł wysoki mężczyzna w czarnym stroju, z batem w ręku, a za nim tygrys. Po tym występie Cox wyszła się przewietrzyć. Włączyła telefon i zaczęła odpisywać na wiadomości. Nim się spostrzegła, zza materiału namiotu dało się słyszeć głos Jugglera.
- To był już ostatni występ. Mamy nadzieję, że was nie zawiedliśmy! Za rok wracamy z nowym programem, dziękuję!
Z namiotu zaczęli dosłownie wylewać się ludzie. Rachel, przypominając sobie o zostawionym na ławce plecaku, przepchała się aż do jej miejsca. Plecaka nie było.
- Cholercia- szepnęła.
Dziewczyna biegała po prawie pustym namiocie, szukając zguby i zastanawiając się, kto mógł zrobić jej takie świństwo? Przypomniała sobie, obok kogo siedziała jakiś czas temu. Jakaś rozemocjonowana dziewczynka z ojcem po prawej, a po lewej matka z dwójką dzieci. Żadne z nich nie wyglądało na złodzieja, ale swoją drogą mógł to być też któryś z cyrkowców. Cox usiadła na swoim miejscu i pomyślała chwilę.
- Proszę Pani- z rozważań wyrwał ją znajomy głos. - To Pani tutaj siedziała?
Rachel podniosła wzrok na wysoką postać o czarnych długich włosach, która aktualnie wychylała się do dziewczyny za barierkę. Bez wątpienia Juggler, tylko bez warkocza i w dresach.
- Mhm.
- To Pani zostawiła czarny plecak?
A więc to tak! Cyrkowcy okradają publiczność, a potem sprzedają to, co znaleźli!
- Tak! Gdzie jest?
Juggler uśmiechnął się tak jak wcześniej do publiczności, tylko tym razem patrzył na Rachel.
- Jakaś dziewczynka oddała go dla mnie, pewnie uznała, że ktoś, kto go zgubił, jeszcze tu wróci. Zaraz go przyniosę!
Czarnowłosy zszedł ze sceny tym samym tanecznym krokiem, co na przedstawieniu i po chwili wrócił z plecakiem. Oddał go szatynce, jednocześnie posyłając rozbrajający uśmiech. Rachel odpowiedziała tym samym, czuła jak spada jej kamień z serca.
- Czym mogę się odwdzięczyć?
- Nie trzeba, tutaj co druga osoba coś zostawia! Czasami udaje się to znaleźć, czasem nie- Juggler był zakłopotany, jak na spowiedzi. - Leć już, nie zatrzymuję Cię!
Chłopak pomachał dla dziewczyny, odchodząc.

~|~
Już w domu, Rachel postanowiła sprawdzić zawartość plecaka. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu. No, prawie wszystko. Jej notatnik był otwarty na jednej z tylnych stron. Dziewczyna wyjęła go z plecaka i przeczytała napis: "Z pozdrowieniami dla właścicielki plecaka, Juggler". Ostatnie słowo napisane było czerwonym długopisem.
- Nie, to jakieś żarty- wydusiła Cox.
Nic nie rozumiała, ale wiedziała jedno. Pomimo że ominęła ją połowa spektaklu, to był świetny dzień.
+45PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz