Zmierzyłam
wzrokiem podrapaną twarz dziewczyny. Zresztą, nie znałam nawet jej imienia.
—
Dlaczego to cię tak zainteresowało? — wysyczałam, odwracając wzrok. — Moja
sprawa, słonko.
Uśmiechnęłam
się wrednie, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nawet jeśli, to nie takie
jak ona. Sam wygląd nie świadczył o niej najlepiej, ale hej!, to ponoć liczy
się najmniej. Mimo tego, laska nie była w stanie wydobyć ze mnie chociażby
krzty jakiegokolwiek uczucia. Dziewczynki, czy lubię dziewczynki.
—
Tak wyszło, że lubię i dziewczynki, i chłopców — zamrugałam uroczo. — A teraz
wstań, jeśli twoje zmęczone po biegu nóżki nie odebrały ci sił.
Niespodziewane.
Jej pewność siebie nie ucierpiała w żadnym stopniu, wręcz przeciwnie. Wzrosła.
—
Jak sobie życzysz, Kendall. Następnym razem nie ciągnij mnie, bo mogę sobie
pomyśleć, że chcesz... — urwała wpół zdania. — Czegoś więcej. — Zbliżyła się do
mnie jeszcze bardziej, bliżej. Czułam jej oddech. To zaszło za daleko.
Ku
mojemu zadowoleniu, podniosła się delikatnie, odciążając mnie przy okazji. Moje
spojrzenie wędrowało wyżej, począwszy od stóp, stopniowo przez całe nogi,
przechodząc następnie do talii. Z niej powędrowało na piersi nieznajomej, lecz
szybko poleciało dalej, gdy zawstydzona tym przymknęłam na moment oczy.
Zauważyła to? Najwidoczniej nie. Ocknęłam się, kiedy drzwi budynku uchyliły
się. Chwilowo zastygłam w bezruchu, kiedy przestraszone serce mówiło
"stój".
To
tylko ona.
—
Idziesz? — Wskazała na przejście.
—
Idziesz.
Zebrałam
się z zimnej podłogi, po czym otrzepałam dokładnie z każdej strony.
Mruknęła
coś.
Coś
jak... Madlory?
To
jej imię?
Nieważne,
niech to nie leży mi w głowie, aktualnie powinnam stąd iść, zostawiając tą całą
Madlory czy jak ona tam ma. To mi się po prostu nie podobało, cała sytuacja
nabrała dziwnego tempa, a ta pozbawiona grama niepewności bądź niewinności
szatynka przekroczyła wyznaczoną przeze mnie granicę, którą kurwa wymyśliłam na
poczekaniu, żeby mieć jakiś argument. Nawet jej nie znałam, cholera jasna.
—
Ty, Madlory — zawołałam.
—
Mallory — poprawiła mnie.
—
Co tu się dzieje, kim ty jesteś, co tu robisz właściwie i... i... dobra,
odpowiedz pierw na te trzy pierwsze pytania.
—
Nagle stałaś się taka rozgadana — zauważyła, mówiąc z ironią. — Ciekawość, ach,
ciekawość. Poza tym, wyobraź sobie, że ja również lubię dziewczynki.
Puściła
mi oczko, skubana. Starałam się ignorować te znaczące gesty. Wyprzedziłam ją,
lekko zdenerwowana stawiałam kroki, jeden za drugim. Nie mogłam się obrócić,
właściwie... nie chciałam się obracać. Około metra sześćdziesiąt, najpewniej
niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów. Buty na koturnach, niezły pomysł,
mademoiselle. Pełne, czerwono-różowe usta i ciemne oczy. I nie, nadal się nie
odwracałam, po prostu zdążyłam to zapamiętać. Stawiała lekkie kroki, tak jak
lekko podniosła się ze mnie. Pamiętam również, że jest niezwykle szczupła, waga
zapewne pasowała do jej wzrostu, ewentualnie mogła być zbyt chuda. Nie należała
do brzydkich, o nie, nie. Można uznać, że była w miarę urocza, ładna, jeden
jeż. Miałam wrażenie, że patrzyła na mnie wzrokiem mówiącym "boisz się
odwrócić w moją stronę?", co stresowało mnie kilkukrotnie bardziej.
—
Gdzie mamy iść? — zapytałam, kiedy stanęłyśmy na rogu.
Zaśmiała
się pod nosem, mrucząc przy tym kilka zbędnych słów. Szczerze mówiąc, nie
usłyszałam ani jednego z nich. Głos również miała ciekawy, jakkolwiek to brzmi.
Przymrużyłam oczy pod wpływem wiosennego słońca, po czym rozejrzałam dokładnie
wokoło, w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego miejsca. Choć mały sklepik za rogiem
wydawał się być miłym miejscem, odrzucił mnie niepokój wiążący się z klimatem
czy też samym wyglądem dzielnicy, w której aktualnie się znajdowałyśmy. Żadne z
miejsc znajdujących się w moim polu widzenia w żadnym aspekcie nie nadawało się
na te „idealne” miejsce do wspólnej przesiadki, wypicia kawy, herbaty czy
innego napoju. Sama Madl… Mallory nie wyglądała na chętną do pogaduszek
dziewczynę, więc z drugiej strony nie warto ją zamęczać czymś tego pokroju.
Skręciłam w lewo, pomykając przy ścianie ledwo stojącego budynku niegdyś
mieszkalnego, aktualnie z pewnością opuszczonego, tak mi się wydawało.
Odwróciłam głowę w stronę idącej za mną nowopoznanej, wyraz twarzy szatynki był
niezwykły, jakby miała zaraz roześmiać się w głos, z pozornie wiadomego powodu.
I cholera, tak, był niezwykle wiadomy i widoczny. Ironio, uderzyłam głową w
latarnię. Ciemność. Chwila, przez którą nie widziałam kompletnie nic wydawała
się dłużyć i dłużyć, tak w nieskończoność. Cichy chichot (nadal uważam, że
zaczęła śmiać się specjalnie) przebijał się przez inne hałasy, wskazując mi
drogą, po przejściu której z pewnością wpadłabym na Mall. Owszem, będę używać
również pseudonimu, a właściwie skrótu od jej imienia. Zaklęłam ponownie pod
nosem, podnosząc się z zimnego chodnika i pocierając wnętrzem dłoni obolałą
głowę, dokładnie czoło siniejące z każdą sekundą. Kiedy tylko „odzyskałam”
wzrok, ponownie rozejrzałam się wokół siebie. Gdzie poszła Mallory. Ani śladu,
byłyśmy zbyt daleko od jakiegokolwiek zakrętu, tę opcję wykluczałam, ale równie
dobrze mogła najzwyczajniej w świecie uciec, powrócić do gonitwy czy ucieczki,
jeden sens. Nie zamierzałam jej wołać, cóż, trudno, nie chciała się ze mną
użerać, a więc nie ma co. Pokręciłam delikatnie głową, a następnie uśmiechnęłam
sama do siebie. Sztucznie, do tego stopnia, że wewnętrzna Kelly miotała się na
lewo i prawo. Laska wydawała się ciekawą osobą, ale wolała odejść, po prostu.
Co się dziwić, nie znałam jej, rozmawiałyśmy zaledwie kilka minut.
—
Główka już nie boli? — Zza ściany cukierni wychyliła się ciemna postać. — Już
się przeraziłaś, że sobie poszłam?
Cho-le-ra
jasna.
—Tak,
promyczku mój. W środku byłam jak przerażona księżniczka w wieku przedszkolnego
dzieciaka, jak za mamusią — prychnęłam, unosząc kąciki ust. — Niewiarygodne,
jak wysoko podnosisz sobie samoocenę.
No
dobrze, jej towarzystwo w mniejszym czy większym stopniu odpowiadało mi, ale
błagam, nie przeraziłam się, a jedynie… zdziwiłam, tak zdziwiłam, że tak szybko
mnie opuściła. Zamruczała, podobnie jak całkiem niedawno, wyrażając niemałe
rozbawienie.
Złapałam
ją za nadgarstek, automatycznie, odruchowo, nie chciałam i nie planowałam tego.
Mocno
pociągnęłam ją za sobą, nie odzywałam się w ogóle, tylko biegłam. Nie
wiedziałam gdzie, po prostu przed siebie, nie zwalniałam, ale i nie
przyśpieszałam, utrzymywałam stałe tempo.
Minęło
około dwudziestu minut, gdy dotarłyśmy na jedno z Avenley’owskich wzgórz, z
których panorama miasta była idealnie widoczna, pomimo delikatnego powiewu
wiatru. Jeziorko niedaleko było nieskazitelnie czyste, co dodawało punktów
owemu miejscu. Czekałam, aż zada pytanie „Po co tu jesteśmy?”, lecz nic takiego
się nie wydarzyło. Wpatrywała się w błękitne niebo, na nim kilka obłoczków
mknęło przed siebie, jakby wyprawiły podniebny wyścig. O wiele piękniej było tu nocą, gdy błyszczące jasnym światłem gwiazdy towarzyszyły białemu rogalowi, innym razem księżycowi w pełni, jeszcze innym nadgryzionemu jabłku. Dzisiaj też nie było najgorzej, prawda?
Kiedy brązowa kaczka zanurzyła swój niewielki łebek w wodzie, do głowy przyszedł mi niby niemądry pomysł. Słońce przygrzewało niemiłosiernie, powodując zalanie niektórych falą potu (choć ja nie pociłam się wyjątkowo bardzo). Chwilę wahania przerwało zachęcające kwaknięcie kaczuszki, czyżby zauważyła? Skinęłam sama do siebie głową, spoglądając szybko na Mallory. Ściągnęłam koszulkę, zdjęłam buty, torebka skończyła na trawie, wśród niebieskich kwiatków. Pierw zamoczyłam nogę, aby przejść do następnej fazy — całkowitego zanurzenia.
Kiedy brązowa kaczka zanurzyła swój niewielki łebek w wodzie, do głowy przyszedł mi niby niemądry pomysł. Słońce przygrzewało niemiłosiernie, powodując zalanie niektórych falą potu (choć ja nie pociłam się wyjątkowo bardzo). Chwilę wahania przerwało zachęcające kwaknięcie kaczuszki, czyżby zauważyła? Skinęłam sama do siebie głową, spoglądając szybko na Mallory. Ściągnęłam koszulkę, zdjęłam buty, torebka skończyła na trawie, wśród niebieskich kwiatków. Pierw zamoczyłam nogę, aby przejść do następnej fazy — całkowitego zanurzenia.
Droga Mallory?
+20PD
Wow dobrze jest wrócić z moim byłym ex, dziękuję Dr Ekpen za pomoc, chcę tylko poinformować, że czyta ten post na wypadek, gdy masz problemy ze swoim kochankiem i prowadzi do rozwodu, a ty nie Chcesz rozwodu, Dr Ekpen jest odpowiedzią na twój problem. Lub jesteś już rozwód i nadal chcesz go / jej kontakt Dr Ekpen rzuca zaklęcie teraz (ekpentemple@gmail.com) lub Whatsapp go na +2347050270218 i będziesz ubrany, że zrobiłeś
OdpowiedzUsuń