Jeśli coś nie idzie po myśli Beatrice Watters, to lepiej, żeby spokorniało i wróciło na umówiony tor lub ewakuowało się jak najprędzej, przy okazji zabierając ze sobą z pola rażenia wszystko, co może ucierpieć w konfrontacji z wściekłą kobietą.
Zdawałem sobie z tego sprawę doskonale, dlatego słysząc podniesiony głos dobiegający zza obitych czerwoną skórą drzwi, niemal automatycznie skierowałem swoje kroki w tamtym kierunku. Chciałem zobaczyć, co tak zdenerwowało projektantkę i zapobiec katastrofie. Kobieta miała do mnie dziwną słabość, więc nadawałem się idealnie do stopowania jej w najgorszych momentach, za co wdzięczni byli mi ludzie, którzy akurat od niej obrywali. Reszta ekipy zdążyła się już przyzwyczaić do wybuchowego charakteru Beatrice i nowa awantura nie była dla nich niczym szczególnym. Nawet teraz mijałem osoby, które jedynie obrzuciły ściany jej gabinetu znużonym spojrzeniem i od razu wróciły do swoich zajęć.
Wszedłem do środka, a moim oczom ukazał się bardzo przewidywalny widok. Drobna rudowłosa kobieta stała obok biurka, w jednej ręce trzymając otwarty szkicownik, drugą machając gwałtownie. Na sobie miała krótkie skórzane biodrówki i połyskujący top, jej różowe tipsy byłyby w stanie ciąć drewno, a niebieskie oczy ciskały gromy. Kilka kroków od niej stała niska brunetka, której całkiem bladą twarz otaczały gęste pukle włosów. W dżinsach i białej koszulce wyglądała aż zbyt normalnie jak na tutejszy festiwal dziwaków. Sprawiała wrażenie, jakby szykowała się do ucieczki zarówno z pokoju, jak i z całego budynku. Za to Beatrice, czerwona na twarzy, krzyczała do niej słowa w swoim rodzimym języku.
Spodziewałem się, że sytuacja nie jest za ciekawa, ale nie, że przedstawia się jako krytyczna.