Beżowa ramka na zdjęcia, taka w kolorze kawy z mlekiem, pusta w środku, stała bezczynnie na komodzie kilka miesięcy, od momentu kupna, aż do teraz. Nie miałam odpowiedniego zdjęcia, aby je tam umieścić, bo i jakie? Ze znajomymi? Dobre sobie. Odkręciłam drobne śrubki za pomocą jakiegokolwiek długopisu, obracając każdą pojedynczą kilka razy między palcami. W drugiej ręce trzymałam wywołane wcześniej zdjęcie, jedno z niewielu, które miałam i które coś dla mnie znaczyło. Włożyłam je delikatnie wewnątrz ramki, zakręciłam tylną część, jak ja to nazywałam „pleckami", a następnie ustawiłam na parapecie okna. Spojrzałam krytycznie. Może lepiej byłoby postawić to na komodzie? Albo na szafce nocnej? Zaraz. Od kiedy przejmuję się takimi rzeczami? Obróciłam się wokół własnej osi, słysząc nagle nawoływanie mojego imienia. Nie powtórzyło się ani razu więcej, a do tego było odległe i brzmiało, jakbym znajdowała się pod wodą. Opadłam na łóżko z cichym stęknięciem, przechylając lekko głowę na prawą stronę, dłonią dotykając swojej skroni. Mój wzrok ponownie zetknął się z ramką, a raczej ze zdjęciem w jej wnętrzu. Przedstawiało mnie. Szczerze uśmiechniętą, głaskającą psa należącego do dziadków. Z tym że i dziadkowie, i pies już nie żyją, a w momencie robienia zdjęcia miałam niespełna jedenaście lat. Był to mój ostatni, szczery uśmiech aż do teraz, czyli do osiemnastego roku życia. Ale nie rozpamiętywałam tej chwili zbyt długo, jedni są bardziej weselsi, inni mniej i nie ma co się nad tym rozwodzić. Z tą myślą wstałam, gotowa do zajęcia się kolejną sprawą, jaką bezwątpienia były szkolne zajęcia popołudniowe. Te poranne, obowiązkowe, kończyłam dzisiaj o trzynastej, tak więc teraz przyszła kolej na dwugodzinny trening baletu. Z szafy wyjęłam niedużą, sportową torbę na ramię w kolorze pudrowego różu, do której następnie spakowałam pointy, body, rajstopy oraz różową frotkę do włosów. Zamykając szafę dostrzegłam swoje odbicie w lustrze, które chwilami miałam ochotę po prostu zakryć. To wszystko, ta twarz zroszona ciemnymi piegami kontrastującymi się z moją karnacją, zbyt pulchne policzki, niewymiarowo wyglądające ramiona w stosunku do bioder, czyniło mnie zdecydowanie mniej pewną siebie. To właśnie balet stopniowo mnie naprawiał, a raczej moje własne zdanie o sobie i moją nikłą pewność siebie. Chociaż moje żelazne przekonania i poglądy nie były w stanie zostać zmienione przez innych, to w rzeczywistości bardzo dużo brakowało mi do bycia pewną siebie. Zwykle po prostu chowałam głowę w piasek.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Xavier&Brianne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Xavier&Brianne. Pokaż wszystkie posty
5 lis 2019
3 lis 2019
Od Xaviera
Obudziłem się wraz ze wschodem słońca, chwilę obserwowałem go, leżałem na podłodze, otoczony zewsząd ciepłymi, puchowymi kołdrami. Dlaczego wczoraj nie zasłoniłem tu okna? Nie pamiętam. Wczorajszy dzień we wspomnieniach moich widnieje mgliście. Nie pamiętam, jak wróciłem do domu, jednakże wyraźnie widziałem ten parszywy uśmiech. Wróciłem do domu prawie biegiem, nienawidziłem zaliczeń u niej. Nienawidziła mnie z jakichś nieznanych mi powodów, próbowała znaleźć byle pretekst, aby mnie oblać. Nie udało się jej to tym razem, jednak wiedziałem, że nasza cicha wojna wciąż trwa. Lecerf delikatnie wpełzł mi pod kołdrę, wpuszczając trochę chłodnego powietrza. Przeszedł mnie lekki dreszcz, jednakże nie zmieniłem miejsca ani pozycji, było mi wygodnie. Kocur ułożył się na moich plecach i wtulił, zasypiając głęboko. Westchnąłem i ponownie skupiłem wzrok na widoku słońca, które dopiero budzi się, przy czym zmusza wiele innych istot do otwarcia oczu i walki o przeżycie kolejnego dnia. Robi to tylko po to, aby później pozwolić księżycowi oświetlać mrok, przez którego gęstwiny te istoty będą musiały przebrnąć, aby móc znaleźć bezpieczne miejsce do przetrwania mroźnej nocy. Na szybie dostrzegłem drobne krople rosy, to był znak, że na dworze robiło się coraz cieplej, a to miało zapowiedzieć zbliżające się całkowicie ciepłe dni. To na moje nieszczęście oznacza, że znowu będę w centrum zainteresowania, gdy będę chodzić na egzaminy z parasolem. Ugh. Słońce nie jest moim sprzymierzeńcem. Przekręciłem się powolnie na plecy i usłyszałem pełny rozczarowania i niezadowolenia pomruk kota, który wpełzł na mój brzuch.
Subskrybuj:
Posty (Atom)